Выбрать главу

– …wstrząsającym faktem, dotyczącym nocnej tragedii, jest tożsamość ofiary, którą okazał się senator Ken Butler…

Słysząc te słowa, Judy skamieniała i wbiła wzrok w ekran telewizora. Seth wyprostował się na łóżku, poruszony do żywego.

– Mój Boże! – wykrzyknął. – Miesiąc temu byliśmy z nim na przyjęciu.

– Ciiicho – wyszeptała jego żona.

– …po raz kolejny na ciele ofiary zabójca wymalował dziwny symbol klepsydry. Wszystko wskazuje na to, że Butler został zastrzelony z bliskiej odległości z amunicji zwanej Silvertips…

Judy schwyciła telefon komórkowy leżący na stoliku przy łóżku Setha, gdzie stały trzy puszki po piwie i szklanka z płynem, który wyglądał jak burbon.

– Gdzie jest moja trzydziestkaósemka? – zapytała męża, wystukując numer.

– Nie mam pojęcia.

Seth czuł dotyk chłodnej stali pomiędzy swoimi nogami i zdecydowanie nie było to najlepsze miejsce na przechowywanie broni. Jednak lufa skierowana była tak, że gdyby nawet zasnął, nie stałaby mu się krzywda.

– …według źródeł dobrze poinformowanych, jego teczka, torba podróżna i walizka były otwarte, a rzeczy rozrzucone po wynajętym maximie. Butler wynajął samochód o piątej piętnaście po południu. Jego pieniądze zniknęły, poza garścią zakrwawionych monet, które znaleziono pod ciałem denata. Krwawe pieniądze, jako piąte wyzwanie Czarnej Wdowy…

Głos Webba wyciszał się, zabarwiony tragiczną ironią.

Brazil chłonął w drukarni kolejną dawkę hałasu i maszynowej mocy, nie mógł więc odebrać telefonu od komendantki Hammer. Przyglądał się, jak po pasie transmisyjnym mkną tysiące egzemplarzy gazety. Tytuł jego artykułu na pierwszej stronie został wydrukowany dużą czcionką. Chociaż litery drżały, unoszone na taśmie, nawet z miejsca, w którym stał, mógł go odczytać.

KRWAWE PIENIĄDZE – PIĄTE WYZWANIE CZARNEJ WDOWY

Nie widział swojego nazwiska, ale wiedział, że tam było. Drukarze odpoczywali na krzesłach, gotowi do interwencji, gdyby pojawiły się problemy techniczne. Brazil obserwował papier na bębnach o wadze jednej tony, tajemniczo wyłaniających się spod ziemi i wolno sunących po szynach obok beczek z płynnym ałunem i kadzi z żółtym, czerwonym, niebieskim i czarnym tuszem. Bele papieru przypominały mu gigantyczne rolki papieru toaletowego. Przeszedł do działu pocztowego, gdzie leżały przygotowane do wysyłki gazety. Specjalne maszyny nalepiały na nie kartki z adresami, a potem taśma przesyłała je do automatów segregujących. Z jakiegoś powodu Andy’ego nagle opuścił dobry nastrój. Nie rozumiał dlaczego, ale znowu ogarnął go niepokój i smutek, poczuł się tak, jakby znalazł się na bocznym torze.

Serce ciążyło mu w piersi jak kamień i bolało. Brazil przypomniał sobie, jak ten umięśniony sanitariusz mrugnął do Virginii West i lubieżnie pożerał wzrokiem komendant Hammer. Znowu ogarnęła go wściekłość i zląkł się. Podobnego uczucia doznał już kiedyś, gdy cudem uniknął wypadku samochodowego, a także wtedy, gdy omal nie przegrał meczu w tenisa. Czy to możliwe, aby Raines mógł się podobać jakiejkolwiek kobiecie, ta góra mięśni? Ostatnio dotarły do Brazila plotki o nieudanym małżeństwie szefowej policji z pewnym grubym, niepracującym facetem. Taka pełna energii kobieta musiała mieć swoje potrzeby. Brazil zastanawiał się, czy komendantka nie pójdzie na łatwiznę i nie spotka się z sanitariuszem.

Dla własnego spokoju ducha Andy postanowił się dowiedzieć, czy pani Hammer pojechała prosto do domu. Nie uspokoi się, póki nie nabierze pewności, że nie zdradziła jego i całego świata i nie upadła tak nisko, aby spotkać się z Dennym Rainesem. Jechał szybko przez Fourth Ward. Był zdumiony, gdy przed domem komendantki zobaczył ambulans i jej granatowy, służbowy samochód na podjeździe. Serce Brazila waliło jak oszalałe, gdy parkował nieopodal swój wóz. Z niedowierzaniem i przerażeniem obserwował jej dom. Na Boga, czyżby nie zależało jej nawet na pozorach?

Zdrowy skądinąd umysł Brazila ogarnęło szaleństwo. Wysiadł z samochodu i ruszył w stronę domu kobiety, do której jeszcze niedawno się modlił, ale teraz stracił cały szacunek i nigdy się już do niej nie odezwie, nie będzie o niej myślał ani marzył. W jego świętym oburzeniu nie było jednak agresji, dopóki nie pomyślał znowu o Rainesie. Mógłby go znokautować, zmieść z powierzchni ziemi, zmiażdżyć. Wolał nie zastanawiać się nad posturą tamtego mięśniaka ani nad tym, że sanitariusz nie wyglądał na kogoś, kto się go przelęknie. Właśnie się zastanawiał, co powinien zrobić, gdy otworzyły się drzwi od domu.

Raines i drugi sanitariusz wynosili nosze, na których leżał starszy, tłusty mężczyzna. Za nimi szła Judy Hammer. Wyglądała na bardzo przejętą i Brazil, który stał na środku Pine Street, kompletnie zgłupiał. Szefowa policji asystowała przy wsuwaniu noszy do karetki.

– Jesteś pewien, że nie chcesz, abym z tobą pojechała? – zapytała grubego mężczyznę.

– Zdecydowanie.

Widać było, że leżący na noszach cierpi, był podłączony do kroplówki. Mówił wolno, jakby słowa sprawiały mu ból.

– Dobrze, niech będzie, jak chcesz – powiedziała Judy.

– Nie chcę, żeby ze mną pojechała – oznajmił grubas Rainesowi.

– Nie martw się, zostanę. – Pani Hammer powiedziała to urażonym głosem i odeszła w stronę domu.

Zatrzymała się przy drzwiach wejściowych, przyglądając się odjeżdżającej karetce. W pewnej chwili zauważyła, że na ulicy obok jej domu stoi Brazil. Gdy go rozpoznała, nagle wszystko jej się przypomniało. Boże, jakby mało miała kłopotów.

– Próbowałam złapać cię wcześniej telefonicznie. Pozwól, że wszystko wyjaśnię.

Andy podszedł bliżej.

– Słucham? – zapytał zaskoczony.

– Proszę, wejdź. – Skinęła dłonią.

Wszedł na werandę i usiadł na bujanym fotelu. Judy zgasiła światło, ukucnęła na schodach i zastanawiała się, co powiedzieć temu młodemu człowiekowi, który z pewnością uważa ją za najbardziej nieuczciwą i pozbawioną honoru osobę, jaką w życiu spotkał. Zdawała sobie również sprawę, że tej nocy może się zakończyć jej kontrowersyjny projekt dotyczący polityki społecznej w tym mieście.

– Andy – zaczęła – musisz mi uwierzyć, że nic nikomu nie powiedziałam. Przysięgam, że dotrzymałam przyrzeczenia.

– Co takiego? – Zaczęło go ogarniać złe przeczucie. – Jakiego przyrzeczenia?

Judy domyśliła się, że on jeszcze nic nie wie.

– Mój Boże – wyszeptała. – Nie słuchałeś wieczornych wiadomości?

– Nie, proszę pani. Jakich wiadomości? – Był coraz bardziej zniecierpliwiony, mówił podniesionym głosem.

Opowiedziała mu o sensacyjnej wiadomości, jaką Webb podał w telewizji.

– To niemożliwe! – zawołał Brazil. – To są moje szczegóły! Skąd on mógł wiedzieć o zakrwawionych monetach i chusteczce, i tym wszystkim. Przecież nie było go tam!

– Andy, proszę, mów ciszej.

W sąsiednim domu zapaliły się światła i zaczęły szczekać psy. Judy wstała.

– To nieuczciwe. Ja grałem fair. – Brazil poczuł się oszukany. – Współpracuję z wami, pomagam, jak mogę. I za to zostaję ukarany! – Wstał, fotel bujał się wolno, pusty.

– Nie możesz przestać postępować uczciwie tylko dlatego, że inni nie są wobec ciebie w porządku. – Komendantka mówiła spokojnie i z przekonaniem, otwierając jednocześnie drzwi do domu. – Zrobiliśmy wspólnie dużo dobrego, Andy. Mam nadzieję, że nie zaprzepaścisz tego.

Jej twarz była miła, choć malował się na niej smutek, gdy patrzyła na niego. Brazil poczuł ukłucie w sercu i ból żołądka jednocześnie. Gdy jej słuchał, było mu zimno i pocił się; usiłował sobie wyobrazić, jak musi czuć się dziecko, wychowywane przez taką matkę.