Выбрать главу

– Oczywiście, nie oczekujemy żadnych poważnych komplikacji – zapewniła teraz szefową policji. – Jednak musimy pamiętać, że nastąpiło rozległe uszkodzenie tkanki. – Przerwała, szukając odpowiednich słów. – Normalnie, kula tego kalibru i takiej mocy powinna wyjść z ciała, zakładając, że strzał padł z bliskiej odległości. Jednak w tym wypadku masa ciała była zbyt duża i kula nie zdołała się przebić.

Słuchając tego, komendantka mimo woli pomyślała o testach broni, które przeprowadza się, strzelając do masywnych bloków trzęsącej się, balistycznej galarety, produkowanej przez firmę Knox. Brazil cały czas robił notatki. Nikomu to nie przeszkadzało. Jego obecność była tak dyskretna i pełna szacunku, że w ten sposób mógłby całymi latami towarzyszyć Judy i nie stwarzałby jej najmniejszych problemów. Było całkiem prawdopodobne, że nawet by tego nie zauważyła. A jeśli koniec jej kariery okazałby się tylko złym snem, mogłaby go zatrudnić u siebie jako asystenta.

Judy spędziła z mężem tylko chwilę. Był pod działaniem morfiny i nie miał jej nic do powiedzenia. Zdobyła się na kilka słów pocieszenia, ale w głębi duszy czuła się okropnie i była na niego tak wściekła, że sama miała ochotę go zastrzelić. Oboje z Brazilem wyszli ze szpitala, gdy poranna zmiana personelu medycznego śpieszyła do pracy. Andy odsunął się, aby fotograf z „Observera” mógł zrobić zdjęcie pani Hammer, która wychodziła z izby przyjęć z opuszczoną głową i przepełniona bólem. Szła chodnikiem, podczas gdy na pobliskim dachu lądował właśnie szpitalny helikopter. Pod izbę przyjęć podjechał ambulans, a sanitariusze w pośpiechu wyjmowali nosze z kolejnym pacjentem.

Właśnie to zdjęcie Judy Hammer, kiedy ze wzrokiem wbitym w ziemię i tragicznym wyrazem twarzy mijała ambulans, z helikopterem w tle, było najbardziej przejmujące. Następnego ranka oglądano je na wszystkich stojakach z gazetami i we wszystkich kioskach w całym regionie Charlotte-Mecklenburg. Artykuł Brazila był najlepszym psychologicznym studium odwagi, jakie Packer kiedykolwiek czytał. Cały dział miejski był zdumiony. Jak, do diabła, udało mu się zdobyć te informacje? Komendant Hammer była znana z tego, że nigdy nie ujawniała żadnych faktów ze swojego życia ani z życia rodziny, a tu nagle właśnie wtedy gdy najbardziej powinno jej zależeć na dyskrecji, opowiedziała wszystko temu początkującemu dziennikarzowi?

Ale na burmistrzu, szefie miejskiej administracji, radzie miasta i Cahoonie ów tekst nie zrobił takiego wrażenia. W wywiadach radiowych i telewizyjnych otwarcie krytykowali szefową policji, za bardzo bowiem eksponowała sprawę seryjnych morderstw i niepotrzebnie zwracała uwagę mediów na inne problemy społeczne w Queen City. Obawiali się, że może to zniechęcić kilka poważnych firm i ogólnokrajową sieć restauracji do inwestowania w mieście. Biznesmeni już odwoływali spotkania. Rozeszły się plotki, że fabryka części komputerowych i park rozrywki Disneyland, które jeszcze niedawno planowano otworzyć w tym regionie, mają powstać w Wirginii.

Burmistrz Charlotte, szef administracji i kilku radnych miejskich publicznie oświadczyli, że w sprawie przypadkowego postrzelenia zostanie przeprowadzone dokładne postępowanie wyjaśniające. Cahoon w krótkim oświadczeniu zapewnił też, że wszystko odbędzie się regulaminowo. Urzędnicy poczuli krew i oszaleli. Panesa, który bardzo rzadko angażował się po jakiejś stronie, tym razem zakasał rękawy i napisał porywający artykuł wstępny na stronie opinii, która ukazywała się w niedzielnym wydaniu gazety.

Tekst nosił tytuł „Gniazdo szerszeni”. Wydawca opisał w nim dokładnie najgroźniejsze choroby tego miasta, widziane oczyma niezmordowanej, wrażliwej kobiety, ukochanej przez mieszkańców komendantki policji, która zmagając się z własnymi demonami, „nigdy nas nie zawiodła ani nie obciążała swoim bólem”. Panesa pisał dalej: „Teraz nadszedł czas, aby udzielić wsparcia komendant Hammer, okazać jej szacunek i współczucie, a także udowodnić, że my także możemy zająć stanowisko i podjąć słuszną decyzję”. Odwołał się też do artykułu Brazila, który opisał, jak Judy w szpitalnej izbie przyjęć podała szklankę wody i koc umierającemu na AIDS chłopakowi. „Obywatele Charlotte, to nie jest tylko polityka, przede wszystkim jest to postawa chrześcijańska, wołał Panesa. Niech burmistrz Search, członkowie rady miasta lub Solomon Cahoon pierwsi rzucą kamieniem”.

To trwało kilka dni, napięcie rosło, wrogie nastroje, unoszące się z korony Cahoona, wpływały przez okno do gabinetu burmistrza. Telefony wciąż były zajęte, bo ojcowie miasta knuli intrygi, jak wyrzucić Judy Hammer z zajmowanego przez nią stanowiska.

– Powinni o tym zadecydować obywatele – poinformował burmistrz szefa miejskiej administracji. – Obywatele muszą tego chcieć.

– Oczywiście – zgodził się dyrektor banku w rozmowie telefonicznej, którą prowadził ze swojego gabinetu, patrząc przez aluminiowe rury na całe swoje królestwo. – To zależy wyłącznie od mieszkańców miasta.

Sol z całą pewnością nie chciałby dopuścić do sytuacji, kiedy zlekceważeni ludzie postanowiliby zmienić bank. Gdyby doszło do tego na większą skalę i obywatele przenieśliby swoje oszczędności do First Union, CCB, BB &T, First Citizen Bank lub Wachovia, odbiłoby się to na Cahoonie, który poniósłby olbrzymie straty. To byłoby jak epidemia, której skutki dotknęłyby potężnych, zdrowych inwestorów, niczym wirus komputerowy, wirus Ebola, salmonella lub gorączka krwotoczna.

– Do cholery, problemem jest Panesa – stwierdził burmistrz.

Cahoon poczuł, że ogarnia go świeża fala oburzenia. Wciąż nie mógł się uspokoić po niedzielnym artykule wstępnym od wydawcy, który użył metafory o rzuceniu kamieniem. Panesa także musi odejść. Cahoon gorączkowo przebiegał myślami nazwiska swoich stronników w sieci wydawniczej Knight-Ridder. To musiałby być ktoś z wysoką pozycją, na poziomie prezesa lub przewodniczącego rady koncernu. Cahoon znał ich wszystkich, ale media to cholerna stonoga. Gdyby chciał ją szturchnąć, natychmiast się zwinie i zacznie się bronić.

– Jedyną osobą, która może wpłynąć na Panesę, jesteś ty sam – powiedział Cahoonowi burmistrz. – Ja jestem już zmęczony. On mnie w ogóle nie słucha. To tak, jakbym mówił do samej Hammer. Zapomnij o tym.

Oboje, Panesa i Judy Hammer, byli nieprzewidywalni. Mieli poparcie i należało z tym skończyć. Brazil także stwarzał problemy. Cahoon nie pierwszy raz był w takiej sytuacji i dobrze wiedział, gdzie uderzyć.

– Pogadaj z chłopakiem – poradził burmistrzowi. – Pewnie i tak będzie próbował usłyszeć twoje zdanie, prawda?

– Oni wszyscy chcą.

– Niech więc się z tobą spotka, Chuck. Przeciągnij go na naszą stronę, tam gdzie jego miejsce – Cahoon powiedział to z uśmiechem, patrząc na zamglone, letnie niebo.

Brazil skupił całą uwagę na morderstwach Czarnej Wdowy, które, był tego pewien, szybko nie ustaną. Stały się jego obsesją, bo uważał, że w jakiś sposób uda mu się ujawnić ten jeden szczegół, istotny szczegół lub wątek, który pomoże policji trafić na trop psychopaty. Rozmawiał przez telefon z psychologiem Birdem z FBI i napisał bardzo dokładną i prawdopodobną, aczkolwiek zmanipulowaną analizę zbrodni i charakterystykę mordercy. Ostatniej nocy Andy poszedł jeszcze raz na torowisko przy West Trade Street, aby przeszukać zrujnowany ceglany budynek. Światło jego latarki pełzało po żółtej taśmie policyjnej, powiewającej na wietrze. Stał bez ruchu, przyglądając się temu przeklętemu, przerażającemu miejscu i usiłując wczuć się w jego nastrój. Próbował sobie wyobrazić, jak senator mógł się znaleźć na takim odludziu.