Выбрать главу

Komendantka ciągle rozmawiała przez telefon i Virginia włączyła radio, aby się z nią skontaktować. Poprosiła szefową, aby do niej oddzwoniła.

– Nie chciałabym rozbudzać twoich nadziei – powiedziała chwilę później. – Ale to brzmi bardzo obiecująco.

– Opisz mi go – poprosiła Judy.

– Biały mężczyzna, wzrost około stu siedemdziesięciu pięciu centymetrów, waga sześćdziesiąt pięć kilogramów, blondyn, obcisłe, czarne dżinsy, obcisła, czarna koszulka typu polo, buty firmy Nike. Włóczy się w okolicy Trade i Fifth, przygląda się samochodom, rozmawia z prostytutkami. Prawdopodobnie poszedł do Presto, aby pogadać o narkotykach i lokalnych źródłach. Poza tym – mówiła dalej Virginia – pamiętasz Cykutę, znaną też jako Addie Jones?

– Oczywiście – potwierdziła jej szefowa, chociaż nie miała pojęcia, o kogo chodzi.

– Byli razem w Cadillac Grill, spędzili tam sporo czasu. Potem ona wyszła pierwsza, a on zaraz po niej. W tym miejscu się rozstali i każde wróciło do swojej roboty.

– Gdzie jest taśma wideo? – zapytała komendantka.

– U mnie.

– Oglądałaś ją już?

– Mungo poszedł po specjalny odtwarzacz do VHS i zaraz będzie można ją obejrzeć.

– Przyjdźcie do mnie – poprosiła Judy. – Zobaczymy, co to.

19

Brazil wiercił się niecierpliwie na kanapie w poczekalni przed gabinetem burmistrza, robił notatki i obserwował, jak sekretarka, Ruth Lafone, rozmawiała przez telefon. Współczuła odrobinę młodemu dziennikarzowi, bo dobrze wiedziała, po co został wezwany, on i jeszcze inni przed nim. Telefon zadzwonił ponownie. Ruth podniosła słuchawkę i uśmiechnęła się grzecznie. Była miła i z szacunkiem odnosiła się do człowieka, którego wybrała przeważająca większość głosujących, aby służył obywatelom tego miasta. Odłożyła słuchawkę i wstała z krzesła. Spojrzała na Brazila.

– Pan burmistrz przyjmie pana teraz – powiedziała.

Andy czuł się odrobinę zdezorientowany. Stracił już rachubę, ile razy bezskutecznie prosił burmistrza Searcha o komentarz, wywiad czy opinię do gazety. I nagle burmistrz zadzwonił do niego, niespodziewanie wyrażając zgodę na spotkanie. Jakie spotkanie? Brazil wolałby tego dnia być bardziej elegancko ubrany, w coś innego niż przyciasne czarne dżinsy. Zanim tu wszedł, zatrzymał się na chwilę w męskiej toalecie i wepchnął w spodnie nieco wyblakłą czerwoną koszulkę, która była na niego za krótka. Ponieważ schudł ostatnio i ubranie wisiało na nim jak na wieszaku, wyciągnął z szafy dżinsy i podkoszulki, które nosił jeszcze w szkole średniej.

– Jeśli mogę panią zapytać – zwrócił się do sekretarki, wstając z kanapy – to chciałbym wiedzieć, czy istnieje jakiś szczególny powód, dla którego akurat teraz otrzymałem zgodę na wywiad, inny niż moje prośby o rozmowę z burmistrzem, o którą ubiegałem się od początku pracy w gazecie?

– Przykro mi, ale pan burmistrz nie zawsze może natychmiast na wszystko reagować – przeprosiła, wygłaszając formułkę, która zawsze się sprawdzała.

Andy przyglądał się jej dłuższą chwilę i zawahał się, analizując coś w sposobie, w jaki odwróciła od niego oczy.

– Rozumiem – powiedział. – Dziękuję.

– Proszę bardzo.

Prowadziła go na rzeź, ponieważ zależało jej na tej pracy.

Burmistrz Search był dystyngowanym, eleganckim mężczyzną w skrojonym według europejskiej mody letnim garniturze popielatego koloru. Do tego nosił białą koszulę i czarny krawat. Siedział za ogromnym, orzechowym biurkiem, a przez okna w gabinecie widać było całą panoramę miasta. Po sąsiedzku wznosił się budynek US-Bank Corporate Center, lecz aby zobaczyć wieńczącą go koronę, burmistrz musiałby podejść do okna i zadrzeć w górę głowę.

– Bardzo dziękuję, że znalazł pan czas, aby się ze mną spotkać – odezwał się na przywitanie Brazil, siadając na krześle naprzeciwko Searcha.

– Rozumiem, że jesteś zadowolony z pracy w naszym mieście – powiedział burmistrz.

– Tak, proszę pana. I doceniam to.

To nie był jeden z tych cwanych dziennikarzy, z którymi Search miewał do czynienia rano, w południe i wieczorem. To był dzieciak o szeroko otwartych, niewinnych oczach, grzeczny, umiejący okazać szacunek i pełen poświęcenia. Burmistrz wiedział, jak groźni bywają tacy uczciwi ludzie. Są gotowi umrzeć za sprawę, zrobią wszystko dla Jezusa, poświęcają się wyższym celom, wierzą w gorejące krzewy i nie dadzą się nakłonić do grzechu przez żonę Putyfara. To nie będzie aż tak proste, jak się spodziewał.

– Pozwól, synu, że coś ci powiem – zaczął Search z przejęciem i stanowczo, tonem, który zwykle onieśmielał tych, którym udało się zdobyć chwilę jego cennego czasu. – Nikt nie kocha naszego departamentu policji bardziej niż ja. Ale mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że każda historia ma dwie strony?

– Zwykle nawet więcej, proszę pana, tak wynika z moich doświadczeń – odrzekł Brazil.

Judy Hammer rozmawiała w sekretariacie z Horgessem. Czekała na Virginię West i film wideo, modląc się, aby ujawnił to, czego się spodziewał Mungo. Może tym razem szczęście im dopisze.

– Fred, daj spokój – powiedziała, stojąc przed biurkiem swego asystenta i trzymając ręce w kieszeniach brązowego kostiumu.

– Pani komendant, to dlatego, że tak podle się czuję. Nie mogę uwierzyć, że zrobiłem coś takiego. Pani ma do mnie zaufanie i powinienem ułatwiać pani życie, być wiarygodnym pracownikiem. A proszę, co zrobiłem, gdy sytuacja trochę się skomplikowała – żalił się Horgess tym samym, smutnym, oskarżycielskim tonem.

Przypominał jej Setha, a ostatnią rzeczą, jakiej sobie teraz życzyła, był mąż w biurze, tak samo żałosny jak ten, który leżał w pokoju numer trzysta trzydzieści trzy w Carolinas Medical Center.

– Fred, co mówiliśmy o pomyłkach? Czyż nie są wliczone w specyfikę naszej pracy? – perswadowała mu.

– Tak, ja wiem. – Nie mógł jednak spojrzeć jej w oczy.

– Po pierwsze, dopuszczamy możliwość pomyłki, jeśli popełniłeś ją, próbując zrobić coś dobrze, a po drugie, jeśli przyznałeś się komuś, że ją popełniłeś. Po trzecie wreszcie, jeśli powiadomisz o niej innych, aby później sami jej nie popełnili.

– Nie spełniłem punktu dwa i trzy – powiedział Horgess.

– To prawda – musiała się zgodzić Judy, kiwając głową do wchodzącej właśnie porucznik West. – Punkt drugi nie jest niezbędny, ponieważ i tak wszyscy już o tym wiedzą. Najpóźniej do piątej chcę zobaczyć na swoim biurku twój komentarz do „Informatora”, w którym opiszesz tę pomyłkę. – Spojrzała na niego znad okularów.

Burmistrz Search nie znał pierwszej zasady uprawiania polityki społecznej ani też żadnej innej, która nie karałaby ludzi za popełnianie pomyłek, zwłaszcza tych szczególnie rażących, które odczuła ostatnio na własnej skórze komendant Hammer. Jemu nigdy by się coś takiego nie zdarzyło, ponieważ umiał postępować z ludźmi, a także z mediami.

– To absolutne kłamstwo, że nasze miasto zrobiło się niebezpieczne – oświadczył i nagle okazało się, że w gabinecie jest duszno i gorąco, a także jakby ubyło przestrzeni.

– Ale w ciągu kilku zaledwie tygodni zamordowano tu pięciu przyjezdnych biznesmenów – odpowiedział młody dziennikarz. – Nie rozumiem, jak pan…

– Przypadek. Odosobniony. Incydenty. – Pot spływał mu po twarzy; Search czuł, że robi się czerwony.

– Właściciele hoteli i restauracji w centrum miasta twierdzą, że ich obroty spadły o około dwudziestu procent. – Andy nie chciał się kłócić. Pragnął tylko oprzeć rozmowę na faktach.