Выбрать главу

– Tacy ludzie jak ty jedynie pogarszają sytuację.

– Search wytarł czoło chusteczką, przeklinając Cahoona, że zwalił mu na kark tego dziennikarza.

– Panie burmistrzu, ja chcę tylko pisać prawdę – odpowiedział Brazil. – Ukrywanie jej z pewnością nie pomoże w rozwiązywaniu problemów.

Search ratował się sarkazmem, drwiąc z prostej logiki tego chłopca. Czuł, jak w żyłach zaczyna mu płynąć gorzki sok, podnosi się poziom żółci, a twarz niebezpiecznie purpurowieje. Burmistrz zaczynał tracić kontrolę nad sobą.

– Nie mogę w to uwierzyć. – Roześmiał się szyderczo na myśl o tym młokosie, który był kompletnym zerem. – Ty robisz mi wykład! Posłuchaj, nie zamierzam tu siedzieć i zapewniać cię, że interesy idą dobrze. I nie będę włóczył się w nocy po centrum miasta.

Zaśmiał się jeszcze głośniej, coraz głośniej, upojony władzą.

O szóstej po południu, w radosnej godzinie, porucznik West i Raines byli już w tawernie Jacka Strawa, tuż obok Ladeeda i Dwóch Sióstr na East Seventh Street. Virginia zdążyła się przebrać i miała na sobie dżinsy, luźny bawełniany podkoszulek i sandały. Piła Sierra Nevada Stout, piwo miesiąca, i wciąż nie mogła dojść do siebie po tym, co razem z Judy Hammer zobaczyły na taśmie wideo.

– Masz pojęcie, w jakim świetle postawiło to mnie i moją grupę dochodzeniową? – zapytała już chyba po raz czwarty. – Chryste, proszę, powiedz mi, że to tylko zły sen. Proszę, proszę. Zaraz się obudzę, prawda?

Raines pił chardonnay Field Stone, wino miesiąca. Ubrany w spodenki gimnastyczne, buty firmy Nike, które nosił na gołych stopach, i obcisły podkoszulek bez rękawów, zwracał na siebie uwagę wszystkich, poza tą jedną osobą, siedzącą naprzeciwko niego przy stole. Co się z nią działo? Zawsze rozmawiała tylko o pracy i ewentualnie o tamtym nudziarzu z gazety, z którym jeździła na patrole. No i o Nilesie, oczywiście, nie można zapomnieć o tym parszywym kocie. He razy to zwierzę zepsuło mu nastrojowy moment? Niles wydawał się dobrze wiedzieć, kiedy zwrócić na siebie uwagę. Skok na plecy lub głowę Rainesa, ugryzienie w duży palec u nogi to jego ulubione metody. A co było wtedy, gdy usiadł na pilocie i tak długo go naciskał, aż Kenny G brzmiał jak odrzutowiec?

– To nie była twoja wina – po raz czwarty powie – dział Raines, grzebiąc widelcem w sosie szpinakowym.

Virginia zjadała właśnie kolejnego pikla smażonego w cieście, gdy Jump Little Children zaczęli rozkładać swoje instrumenty. W tym przytulnym miejscu z niebieskimi, plastikowymi obrusami i barwnymi elementami sztuki Indian będzie rozbrzmiewała tego wieczora muzyka rockowa, wyzwalając prymitywne żądze i libido. Raines miał nadzieję, że uda mu się zatrzymać Virginię przynajmniej do drugiej przerwy. Prawdę powiedziawszy, uważał, że to, co się jej dzisiaj przydarzyło w pracy, było bardzo zabawne. Jedyne, co mógł teraz zrobić, to być dla niej czułym i troskliwym słuchaczem.

Wyobraził sobie Mungo-Jumbo wtaczającego się do baru Presto, aby wrzucić coś na ruszt. Facet zauważa klienta z bananem w kieszeni, który jest szefem kartelu Geezer Grill. Formuje się grupa specjalna, a wszystko kończy się nagraniem na taśmie wideo Blondiego, King of Vice i głównego podejrzanego w seryjnych morderstwach Czarnej Wdowy, który krąży po Five Points w obcisłych, czarnych spodniach, z notesem w ręku. Ileż by dał, aby zobaczyć nagranie z Judy Hammer, która siedziała w swojej sali konferencyjnej i oglądała to gówno! Chryste! Usiłował opanować uśmiech, ale nie bardzo mu się udało. Twarz go bolała od skurczu mięśni, podobnie zresztą żołądek.

– Co się z tobą dzieje? – Virginia spojrzała na niego wściekle. – W tym nie ma nic śmiesznego, do cholery.

– Oczywiście, że nie ma – potwierdził słabym głosem, ale chwilę potem wybuchnął śmiechem. Rozparł się na krześle, a łzy spływały mu po twarzy.

Trwało to tak długo, aż Jump Little Children ustawili wzmacniacze, sprawdzili elektryczne gitary firmy Fender, perkusję i talerze, a także instrumenty klawiszowe Yamahy. Mrugali do siebie porozumiewawczo, odrzucając do tyłu długie włosy, a w przyćmionym świetle wyraźniej błyszczały kolczyki w uszach. Ten facet był ugotowany. Rany, spójrzcie tylko na niego. Świetnie. Jego dziewczyna także nie mogła tego znieść. On już jest gotowy, ona nie. Tylko dziwne, że popijał to pieprzone chardonnay.

Virginia była tak wściekła, że miała ochotę po kowbojsku przeskoczyć przez stół. Chciała skoczyć na Rainesa, skuć mu nadgarstki i stopy kajdankami i zostawić jego żałosną dupę w tę gorącą czwartkową noc pośrodku knajpy Jacka Strawa. Niemal wierzyła, że Mungo pracował dla Jeannie Goode. Może obiecała mu coś w zamian za taką kompromitację, za zburzenie jej wiarygodności i dobrych stosunków z Judy Hammer. Boże! Kiedy siedziały przy tym błyszczącym stole konferencyjnym i na taśmie pojawiły się pierwsze ujęcia, sądziła początkowo, że to jakaś pomyłka.

Brazil, niemal naturalnych rozmiarów, spacerował po ulicy i robił notatki, tak, Chryste Panie! Hu seryjnych morderców lub handlarzy narkotyków spaceruje po mieście w biały dzień i robi notatki?

Jeśli chodziło zaś o opis fizyczny Andy’ego, to Mungo Mamut pomylił się o jakieś dwadzieścia kilogramów i piętnaście centymetrów, chociaż Virginia musiała przyznać, że nigdy dotąd nie widziała Brazila w tak obcisłych ciuchach. Nie miała pojęcia, skąd ta zmiana. Czarne dżinsy były tak wąskie, że gdy szedł, widać było grę mięśni na jego udach, czerwona koszulka polo oblepiała tors jak farba, muskuły były doskonale ukształtowane, ciało naprężone. Może chciał się upodobnić do lokalnej społeczności? To by wszystko tłumaczyło.

– Powiedz mi, co ona zrobiła – zapytał Raines, krztusząc się ze śmiechu i wycierając oczy.

Virginia dała znać kelnerce, że prosi o następną kolejkę.

– Nie chcę o tym rozmawiać.

– Ależ, skarbie, daj spokój. Powiedz mi, proszę. Musisz. – Wyprostował się na krześle. – Powiedz mi, co zrobiła komendant Hammer, gdy zobaczyła tę taśmę.

– Nie – upierała się Virginia.

Prawdę powiedziawszy, szefowa zrobiła niewiele. Jak zwykle siedziała u szczytu stołu konferencyjnego, wpatrując się w milczeniu w dwudziestoczterocalowy monitor firmy Mitsubishi. Obejrzała całą taśmę, całe czterdzieści dwie minuty, każdy kawałek długiej parady Brazila i wysłuchała jego rozmów z najgorszymi mętami śródmieścia. Obie razem przyglądały się, jak młody dziennikarz wzruszał ramionami, zapisywał coś pośpiesznie w notesie, obserwował okolicę, schylał się, aby zawiązać sobie sznurówki, zrobił to zresztą dwa razy, aż w końcu wrócił na parking, gdzie stało jego BMW. Po dłuższej, brzemiennej ciszy komendantka zdjęła okulary.

– Co to było? – zwróciła się do swojej zastępczyni, szefowej dochodzeniówki.

– Nie wiem, co powiedzieć – odrzekła Virginia, czując, jak ogarnia ją fala nienawiści do Mungo.

– I to wszystko zaczęło się tego dnia, gdy jadłyśmy lunch w Presto, a ty zobaczyłaś jakiegoś mężczyznę z bananem w kieszeni. – Judy Hammer chciała być pewna, że trzyma się w tej sprawie faktów.

– Naprawdę nie jestem pewna, czy to fair łączyć te dwa wydarzenia.

Szefowa wstała, ale Virginia się nie poruszyła.

– Oczywiście, że to jest fair – powiedziała Judy, znowu trzymając ręce w kieszeniach. – Nie zrozum mnie źle, nie winię cię za to, Virginio. – Zaczęła chodzić po pokoju. – Jak Mungo mógł nie rozpoznać Andy’ego Brazila? Kręci się po mieście rano, w południe i w nocy, pracując albo dla nas, albo dla „Observera”.

– Mungo jest głęboko utajniony – wyjaśniła jej zastępczyni. – Dla zasady unika miejsc, gdzie mógłby spotkać policję lub prasę. Nie sądzę też, aby dużo czytał.