Seth był w kiepskiej formie. Męczyła go depresja. Miał za sobą długi okres tęgiego picia i cierpiał na naczyniową arteriosklerozę. Jego organizm przeżywał szok, spowodowany niegojącą się raną i obcym ciałem, którego nie można było usunąć. Zdaniem doktora Cabela, pacjent pozbawiony był odporności i tracił średnio pół kilograma wagi ciała na godzinę, nie licząc tego, co usunięto mu podczas zabiegów chirurgicznych, aby dostać się do zdrowej, krwawiącej tkanki, która zresztą wkrótce, mimo wszelkich wysiłków i modlitw, także przybrała czarną i zieloną barwę. Judy Hammer siedziała nieruchomo na krześle, przeżywając wciąż na nowo każde słowo, wypowiedziane wcześniej do męża, każdy swój uczynek, który podyktowany był złością lub wydawał się nieprzyjemny. Nie myślała o żadnych błędach popełnionych przez Setha.
To wszystko stało się z jej winy. To był jej rewolwer trzydziestkaósemka i jej naboje typu Remington +P. To na jej polecenie zaczął szukać broni pod przykryciem, aby ją oddać. To Judy postawiła ultimatum w sprawie wagi i teraz bliska była obwiniania się, że obecne dolegliwości męża nie były dziełem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, ale zaburzeń funkcjonowania jego organizmu. Seth rozmywał się jej przed oczami, co godzina mniejszy i odrobinę cieńszy po każdym zabiegu chirurgicznym. To nie takiej kuracji odchudzającej pragnęła dla niego. Karał teraz Judy za wszystkie te lata, kiedy żył w jej cieniu, był wiatrem pod skrzydłami żony, jej inspiracją i największym wielbicielem.
– Pani komendant?
Dotarło do niej, że ktoś ją woła, i zobaczyła stojącego obok doktora Cabela, w chirurgicznych zieleniach, czapce, masce, rękawiczkach i ochraniaczach na butach. Nie był starszy od jego syna. Boże, dopomóż mi, westchnęła Judy, wstając z krzesła.
– Chciałbym zostać z nim na minutkę sam – poinformował ją doktor Cabel.
Czekając, aż skończy się badanie, wyszła na sterylny, jasny korytarz. Przyglądała się pielęgniarkom, lekarzom, rodzinom i przyjaciołom pacjentów, którzy rozlokowani w różnych salach, spoczywali na wąskich, hydraulicznych łóżkach, podłączeni do monitorów, na których widać było, jak chorzy walczą o życie. Stała tak, pogrążona w myślach, dopóki z pokoju Setha nie wyszedł doktor Cabel, który wrzucił do koperty na drzwiach kartę chorobową pacjenta.
– Jak on się czuje? – zapytała po raz kolejny Judy, ściągając maskę.
Doktor Cabel pozostał w masce. Nie chciał ryzykować i nawet biorąc w domu prysznic, mył się od stóp do głów mydłem antybakteryjnym. Zamknął drzwi do separatki, w jego oczach malowała się troska. Komendantka była kobietą bardzo precyzyjną i nie interesowały jej frazesy, wykrętne opinie i uniki. Jeśli ten młody doktor od chorób zakaźnych myślał, że ukryje przed nią prawdę, to się grubo mylił.
– Chcemy ponownie zabrać go na salę operacyjną – powiedział. – Na tym etapie to rutynowe działanie.
– A na jakim etapie jest teraz mój mąż? – chciała wiedzieć Judy.
– Drugi dzień progresywnej gangreny wywołanej paciorkowcami i martwiczym zapaleniem powięzi – odpowiedział. – Obumieranie tkanek widoczne jest poza marginesami chirurgicznego cięcia.
Chociaż doktor Cabel szanował komendant Hammer, nie chciał mieć z nią już dłużej do czynienia. Rozejrzał się, szukając pielęgniarki. Cholera. Wszystkie były zajęte przy innych pacjentach.
– Musimy zaczynać – oświadczył.
– Chwileczkę – powstrzymała go Judy. – Na czym, dokładnie, ma polegać ta operacja?
– Będziemy wiedzieć lepiej, gdy ją zaczniemy.
– Rozumiem, że ryzykujecie. – Miała ochotę go uderzyć.
– W zaistniałej sytuacji rana powinna zostać ponownie oczyszczona aż do krwawiącej, zdrowej tkanki. Prawdopodobnie nasączymy pacjenta fizjologicznym roztworem soli, a całość zabezpieczymy wyjałowioną gazą. Dwa razy dziennie będziemy kontynuować terapię tlenową, poza tym zalecam wzmocnienie organizmu kroplówką.
– A zatem multiwitaminy – powiedziała.
– Również. – Lekarz był nieco zaskoczony jej zdolnością kojarzenia.
Judy przez lata kupowała witaminy i dobrze się na nich znała. Doktor Cabel zbierał się do odejścia. Złapała go za poły zielonego fartucha.
– Porozmawiajmy poważnie – odezwała się stanowczym tonem. – Seth nieraz miał paciorkowce w gardle. Czemu obecnie rozwinęła się tak poważna infekcja? Zostawmy na boku jego niewydolny system immunologiczny.
– To nie to samo, co paciorkowce wywołujące choroby gardła.
– No więc?
Ta kobieta nie zamierzała zostawić go w spokoju. Lekarz współczuł teraz Sethowi jeszcze z innego powodu. Życie z taką żoną mogło wykończyć każdego. Czy potrafiłby wyobrazić sobie, jak prosi ją o podanie kawy? Kiedy zawodziło wszystko inne, doktor Cabel zwykle szukał ratunku w języku zrozumiałym jedynie dla lekarzy.
– Całkiem możliwe, że ten paciorkowiec posiada nową informację genetyczną. To zdarza się przy infekcjach wywołanych bakteriofagiem.
– Co to jest bakteriofag? – Pani Hammer się nie poddawała.
– To taki wirus, który potrafi wcielić swoje DNA w bakterię-gospodarza – wyjaśnił. – Istnieje hipoteza, że niektóre szczepy Ml paciorkowców grupy A w mniej więcej czterdziestu procentach ostatnio obserwowanych infekcji inwazyjnych otrzymały materiał genetyczny z fagu. Tak przynajmniej głoszą raporty WHO.
– Who? – zmarszczyła brwi Judy.
– Właśnie. – Wymownie spojrzał na zegarek.
– Co, do diabła, znaczy to who? – dopytywała się z uporem.
– Światowa Organizacja Zdrowia. Przeprowadzają tam badania dotyczące paciorkowców. Krótko mówiąc, ta nowa informacja genetyczna jest odpowiedzialna za wydzielanie toksyny pod nazwą superantygen, najprawdopodobniej odpowiedzialnej za zespół wstrząsu toksycznego.
– A więc mój mąż ma tę samą bakterię, którą można złapać z tamponu? – Judy podniosła głos.
– Można powiedzieć, że to daleki kuzyn.
– I w takich wypadkach zawsze wykonujecie amputację? – Tak stanowczo domagała się odpowiedzi, że przechodzący obok pacjenci z zainteresowaniem przyglądali się dwojgu ludziom w zieleni, sprzeczającym się w czystym, rzęsiście oświetlonym korytarzu.
– Nie, nie. – Musiał pozbyć się tej kobiety, postanowił więc wspomóc się Szekspirem. – Proszę pani, w przypadku pani męża zabieg chirurgiczny to najbardziej skuteczna terapia. – „Bądź mężny, nieugięty, srogi” *[* „Makbet”, akt IV, scena 1., przeł. Józef Paszkowski.] – rzucił cytatem. – „Król Lear”.
– „Makbet” – powiedziała Judy, która uwielbiała teatr, gdy lekarz się oddalił.
Czuwała w pobliżu tak długo, aby zobaczyć jeszcze, jak Setha wieziono na salę operacyjną. Wtedy wróciła do domu. O dziewiątej wieczorem leżała już w łóżku, zbyt wyczerpana i spięta, aby dłużej pozostawać w stanie świadomości. Ona i Virginia West, każda w swoim domu, jedna z kotem, druga bez, niespokojnie przespały resztę nocy.
Brazil także przerzucał pościel na różne strony, ściągał ją pod nogi, znowu się przykrywał, kładł się na niej, to na jednym boku, to na drugim, to na brzuchu. Wreszcie ułożył się na plecach i gapiąc się w ciemność, wsłuchiwał się w mamroczący za ścianą telewizor w salonie, gdzie jego matka leżała pijana na kanapie.