Выбрать главу

Pond się zawahał. Judy znowu zatopiła się w swoich myślach. Virginia niespokojnie wierciła się na ławce, której drewniane oparcie uwierało ją w plecy. Pociła się i niecierpliwie czekała, aż jej pager zacznie wibrować. Brazil może zrobić jakieś głupstwo, czuła to, chociaż nie bardzo wiedziała dlaczego i zastanawiała się, co z tym zrobić.

– Panie Pond – powiedziała sędzina – proszę kontynuować.

– Dziękuję, Wysoki Sądzie. Tej właśnie nocy, dwudziestego drugiego lipca, pan Anthony sprzedał kokainę crack policjantowi z Charlotte, który był po cywilnemu.

– Czy ten policjant jest na sali sądowej? Sędzina spojrzała na mrowie nikczemników, którzy siedzieli poniżej jej stołu.

Mungo wstał. Virginia West odwróciła się i zamarła z przerażenia, widząc, kto tak sapie, szura i hałasuje. Mój Boże, znowu to samo! Przeczuwała kolejne nieszczęście. Judy przypomniała sobie właśnie, jak Seth przyniósł jej kiedyś śniadanie do łóżka i położył na tacy kluczyki do samochodu. Nowy triumph spitfire był zielony, z drewnianym wykończeniem wewnątrz. Ona miała wówczas stopień sierżanta i sporo wolnego czasu, on zaś był bogatym synem zamożnego handlarza nieruchomościami. Wtedy wyjeżdżali jeszcze na długie wycieczki i na pikniki. Gdy wracała z pracy do domu, w salonie rozbrzmiewała muzyka. Kiedy przestał słuchać Beethovena, Mozarta, Mahlera i Bacha, a zaczął oglądać telewizję? Kiedy Seth zdecydował, że chce umrzeć?

– Podejrzany, pan Anthony – odezwał się Mungo – siedział na kocu w zaroślach, o których wspominał pan Pond. Był z dwoma innymi osobami, pili magnum forty-four i colt forty-five. Przed nimi stała brązowa, papierowa torba z tuzinem gotowanych krabów.

– Tuzin? – dopytywała się sędzina Bovine. – Czy pan je policzył, detektywie Mungo?

– Większości z nich już zjedli, Wysoki Sądzie. Powiedziano mi, że początkowo było ich tuzin. Wydaje mi się, że gdy je widziałem, zostały zaledwie trzy.

– No dobrze, proszę dalej.

Cierpliwość, jaką sędzina wykazywała dla tych bredni, była odwrotnie proporcjonalna do tej, z jaką wytrzymywała parcie na pęcherz. Wypiła kolejny łyk wody i zaczęła się zastanawiać, co zje na lunch.

– Podejrzany, pan Anthony, chciał mi sprzedać porcję cracku, kokainy, za piętnaście dolarów – kontynuował zeznania Mungo.

– Bzdura – skomentował to Anthony. – Człowieku, poczęstowałem cię cholernym krabem.

– Panie Anthony, jeśli się pan nie uspokoi, ukarzę pana za obrazę sądu – ostrzegła go sędzina Bovine.

– To był krab. Raz tylko użyłem słowa krab, gdy powiedziałem mu, że może się poczęstować.

– Wysoki Sądzie, zapytałem podejrzanego, co jest w torbie, a on wyraźnie powiedział, że crack – upierał się Mungo.

– Nic podobnego.

Anthony najwyraźniej zamierzał podejść do sędziny, ale obrońca z urzędu przytrzymał go za rękaw koszuli, do którego przyszyta była metka.

– To prawda – podtrzymywał swoje zeznanie Mungo.

– Nieprawda!

– Prawda.

– Nic podobnego!

– Spokój! – zarządziła sędzina. – Panie Anthony, jeszcze jedno takie wystąpienie i…

– Proszę mi pozwolić przedstawić moją wersję! – domagał się oskarżony.

– Po to właśnie ma pan adwokata – przypomniała mu sędzina z groźną miną, zaczynając już czuć wypitą wodę i tracąc opanowanie.

– Czyżby? Ten kawałek gówna? – Anthony spojrzał lekceważąco na swojego obrońcę z urzędu.

Siedzący na sali sądowej ożywili się i wykazywali większe zainteresowanie sprawą, niż Pond kiedykolwiek przedtem widział w tym miejscu. Coś wisiało w powietrzu i nikt nie chciał tego stracić, ludzie trącali się łokciami i robili ciche zakłady. Jake, z trzeciego rzędu po stronie obrońcy, postawił pewną kwotę na to, że Anthony skończy w pierdlu. Shontay, dwa rzędy dalej, stawiała na detektywa po cywilnemu, który przypominał jej kopę siana ubraną w pognieciony garnitur. Wiadomo było, że gliny zawsze bywają górą, niezależnie od tego, jak są kiepscy. Quik, siedzący jeszcze dalej, miał to wszystko w dupie i kiwał rytmicznie kciukiem. Ten gnojek, który odpowiadał za jego obecność na sali sądowej, zapłaci za to. Tak go wrobić. Człowieku.

– Detektywie Mungo. – Sędzina Bovine miała już dość. – Na jakiej podstawie przeszukał pan brązową, papierową torbę pana Anthony?

– Wysoki Sądzie, było jak mówiłem. – Mungo stał bez ruchu. – Zapytałem go, co jest w torbie. I on mi wyjaśnił.

– Powiedział, że ma tam kraby i że może pan sobie jednego wziąć – podsumowała sędzina, która czuła, że naprawdę musi wyjść.

– Nie jestem tego pewien. Wydawało mi się, że powiedział crack. – Mungo starał się być rzetelny.

Takie rzeczy często mu się zdarzały. Zwykle słyszał to, co chciał usłyszeć. Sprawa została oddalona, ale nim sędzina mogła się udać do swojego gabinetu, nad wyraz gorliwy zastępca prokuratora okręgowego przedstawił kolejną sprawę i kolejną, i jeszcze jedną, a pani Bovine nie mogła zarządzić przerwy, ponieważ nie było to zgodne z jej zasadami. Obywatele zatrzymani za włamania, kradzieże samochodów, gwałt, morderstwo, handel narkotykami stawali przed nią wraz ze swoimi obrońcami z urzędu. Pond rozumiał wymowny język jej ciała i żałosną sytuację. Był przyzwyczajony do częstych wizyt sędziny w gabinecie i wiedział, że tylko wykorzystując jej przypadłość, może coś wygrać.

Za każdym razem, gdy Wysoki Sąd zamierzał powstać z ławy, zastępca prokuratora okręgowego zrywał się z miejsca i zgłaszał następną sprawę. Gdy tylko mógł, zapowiedział ponownie rozpatrzenie sprawy Johnny’ego Martino w nadziei, że złamie sędzinę, wystawi ją na próbę wody, której pani Bovine nie wytrzyma. Gdyby Wysoki Sąd wysłuchał sprawy Stan Karolina Północna versus Johnny Martino, pani Hammer i porucznik West mogłyby wrócić do pracy i do szpitala. Zastępca prokuratora okręgowego modlił się, aby komendantka pamiętała jego wysiłki, gdy za trzy lata sam się będzie ubiegał o urząd prokuratora okręgowego.

– Johnny Martino – znowu zgłosił Pond.

– Sąd nie jest jeszcze gotowy, aby wysłuchać sprawy. – Sędzina ledwo była w stanie mówić.

– Alex Brown – wyrzucił z siebie Pond.

– Jestem – Brown wstał, podobnie jak jego obrońca.

– Czy oskarżony przyznaje się do umyślnego zranienia?

– To on zaczął – zeznawał Brown. – Co miałem zrobić? Kupiłem ćwierć kilo wątróbek drobiowych, a on uznał, że chce dokładnie to samo, właśnie moją porcję i to bez płacenia.

Judy Hammer od pewnego czasu przysłuchiwała się temu, co działo się na sali sądowej, i zdążyła już sobie wyrobić opinię. To, co zobaczyła, było dużo bardziej przygnębiające, niż przypuszczała. Nic dziwnego, że policjanci z grupy operacyjnej i detektywi byli tacy zniechęceni i cyniczni, a ich zaangażowanie słabło. W swoim czasie nie miała żadnego współczucia dla takich ludzi, nie widziała dla nich żadnych szans. Byli leniwymi, autodestruktywnymi, skupionymi na sobie darmozjadami, którzy nie mają społeczeństwu nic do zaoferowania, ale biorą, co chcą, od innych. Ale teraz myślała o Secie, o jego pieniądzach, pozycji, szansie. Pomyślała o miłości, jaką ona i inni go darzyli. Komendantka znała wielu ludzi, którzy tak naprawdę wcale nie byli lepsi od tych na sali sądowej.