– Andy – powiedziała cicho – proszę, powiedz mi, co się stało.
– W jakiś sposób dostał się do mojego komputera, do moich plików i nadawał wszystko w wiadomościach, zanim jeszcze coś pojawiło się w gazecie. Pierwszy podawał moje informacje. – Głos mu drżał i nie chciał, aby Virginia widziała go w takim stanie.
Słuchała jego słów zdumiona.
– On? – zapytała. – Jaki on?
– Webb. – Z trudem wymówił to nazwisko. – Takie gówno, które dmucha twoją koleżankę, zastępczynię komendantki!
– Co? – Nie miała pojęcia, o czym mówił.
– Goode – wyjaśnił. – Wszyscy o tym wiedzą.
– Ja nie wiedziałam. – Zastanawiała się, jak mogła przeoczyć taki fakt.
Brazil był zdruzgotany. Virginia otarła pot z czoła i nie bardzo wiedziała, co robić.
Bubba wrócił do swojej ciężarówki, kryjąc się w krzakach. Nalaną twarz ze zniekształconym nosem zasłaniał daszek czapki baseballowej. Wspiął się z zakupami do kabiny i siedział tam po ciemku, obserwując przez przednią szybę policyjny samochód. Po chwili zaczął kartkować kolorowe pismo, zatrzymując się dłużej przy naprawdę ciekawych historiach. Było ich wiele i Bubba starał się nie myśleć o swojej żonie ani nie robić żadnych porównań, zastanawiając się jednocześnie nad najlepszym sposobem ataku.
Tym razem był lekko uzbrojony, w kaburze miał tylko siedmiostrzałowy pistolet colta trzydziestkęósemkę. Gdyby wiedział, że spotka się z glinami, z pewnością wziąłby coś bardziej stosownego. Na szczęście miał wsparcie. Między siedzeniami leżał karabin Quality Parts Shorty E-2, z magazynkiem na trzydzieści kul, regulowanymi przyrządami celowniczymi, lufą wykończoną chromem i pokrytą fosforanem manganu, dzięki czemu nie połyskiwała w ciemnościach. W celach praktycznych mógł jeszcze użyć M-16, którym załatwiłby samochód policyjny w stylu Bonnie i Clyde’a. Przekręcił kolejną kartkę i korzystając z ciemności, zajął się naprawdę wielkimi sprawami.
Virginia nie była stworzona do pocieszania przedstawicieli rodzaju męskiego. Rzadko bywała w takich sytuacjach, poza tym nie pamiętała precedensów, na których mogłaby się wzorować. To mówił jej głos rozsądku. Brazil ukrył twarz w dłoniach. Bardzo mu współczuła. Co za niefortunny obrót spraw.
– Nie jest aż tak źle, naprawdę – powiedziała. – Rozumiesz? – Poklepała go po ramienia. – Znajdziemy jakieś wyjście, dobrze? – Poklepała go jeszcze raz, a kiedy nie zareagował, wykrztusiła wreszcie z siebie. – Chodź tu.
Objęła go ramieniem i przyciągnęła do siebie. Położył głowę na jej kolanach, tuląc się jak skrzywdzone dziecko, którym przecież nie był. Virginia poczuła, że uderzenia gorąca nagle się nasiliły, a hormony przypuściły taki szturm, jak nigdy dotąd. Brazil chował twarz w jej mundurze, niezgrabnie ją obejmując i w pewnej chwili coś się w niej obudziło, coś, co zadziwiło ją samą. Widać poczuł to samo, uniósł głowę i posuwał się w górę, aż do szyi, i jeszcze dalej, aż znalazł usta Virginii. Przez chwilę oboje stracili nad sobą kontrolę. Ich umysły doznały szoku, doszły do głosu podstawowe instynkty, ponieważ matka natura tak właśnie działała, aby skusić pary do prokreacji.
Ci dwoje nie posunęli się jednak na tyle, aby się zastanawiać, jakie środki antykoncepcyjne byłyby najlepsze, biorąc pod uwagę ich budowę anatomiczną, potrzeby, gusty, system wartości, własne preferencje, fantazje, ukryte pragnienia lub wiarę w badania konsumenckie. Ten rodzaj kontaktu był dla nich czymś nowym, zwlekali więc jak mogli, aby dłużej nacieszyć się miejscami, które zawsze ich interesowały. Jednak rzeczywistość skwapliwie dała znać o sobie; Virginia wyprostowała się nagle i wyjrzała przez okno policyjnego radiowozu. Przypomniała sobie, że jest na służbie i tuli do siebie mężczyznę.
– Andy – powiedziała.
Brazil był zajęty.
– Andy – spróbowała jeszcze raz. – Wstań. Siedzisz na moim… pistolecie. – Usiłowała go odsunąć, ale robiła to bez energii i bez entuzjazmu, ponieważ wcale nie chciała, aby przestał. To istne piekło, a ona była zgubiona. – Usiądź – powiedziała, ocierając czoło. Jej życie legło w gruzach. – To jest kazirodztwo, pedofilia – wymamrotała, biorąc głęboki dech, podczas gdy Brazil kontynuował to, co zaczął wcześniej.
– Masz rację, masz rację – mruczał bez przekonania, zapoznając się z cudami jej ciała w sposób zupełnie dla niej nieznany i porywający.
Trudno dokładnie przewidzieć, czym mogłoby się to zakończyć, gdyby nie interwencja Bubby. Niedaleko, przy szosie I-77, znajdował się hotel Holiday Inn Express, z basenem, telewizją kablową, odbierającą czterdzieści dwa programy, darmowymi rozmowami lokalnymi i prasą, a także kontynentalnym śniadaniem. Być może ci dwoje znaleźliby się nad ranem w jednym z tych pokoi i popadli w jeszcze większe tarapaty. Pewnie by się ze sobą przespali, chociaż w tym miejscu Virginia zwykle wyznaczała sobie granicę. Seks to jedno, ale nie sypiała z nikim, w kim nie była zakochana, a to znaczyło, że nie sypiała z żadnym żywym stworzeniem poza Nilesem.
Jednak takie rozważania stają się abstrakcyjne, gdy nagle słyszysz głośne stuknięcie w szybę i przed oczami pojawia ci się lufa karabinu, co przypomina Bośnię lub raczej Miami. Virginia nie miała okularów, jednak prymityw z bronią na zewnątrz policyjnego wozu wydał jej się dziwnie znajomy.
– Usiądź bardzo powoli – poleciła Brazilowi.
– Co się dzieje? – Nie miał jeszcze ochoty kończyć.
– Zaufaj mi – powiedziała.
Na szczęście szyby samochodu zaparowały, Bubba nie widział więc wyraźnie, co działo się wewnątrz granatowego forda crown victoria, chociaż oczywiście się domyślał. To tylko wzmogło jego podniecenie i jeszcze bardziej utwierdziło w przekonaniu, że zanim unicestwi tych dwoje, najpierw powinno im się przytrafić coś naprawdę, ale to naprawdę bardzo złego. Były dwie rzeczy, których Bubba nie był w stanie znieść: obmacujących się pedałów i obmacujących się heteryków. Kiedy widział migdalących się pedziów, miał ochotę wycisnąć im gówno uszami i zostawić w rynsztoku, aby zdechli. Kiedy zobaczył w policyjnym wozie to, co wydawało mu się, że widział, poczuł taki sam wstręt. Ludzie z pieniędzmi, pozycją lub udanym życiem seksualnym, a zwłaszcza tacy, który mieli to wszystko naraz, wywoływali w nim wręcz chorobliwą nienawiść. To była jego misja, aby zniszczyć ich w imię dobra Ameryki, wiedział o tym.
Virginia nie przeraziła się karabinu z trzydziestoma nabojami, choć z pewnością większość ludzi paraliżowałby zimny strach. Jej umysł pracował na pełnych obrotach. Miała wrażenie, że to ten sam typ, którego aresztowano w Latta Park za obnażanie się. Domyślała się już, dlaczego w krzakach koło domu znalazła klej Super Glue, i była wściekła, że Brazil całkiem nie rozwalił temu facetowi nosa. Poza tym umiała radzić sobie z agresją. Kiedy ktoś celował do niej z broni, potrafiła zachować zimną krew i działać racjonalnie. Odczepiła mikrofon i położyła go na fotelu obok siebie. Prawą ręką włączyła przycisk blokujący wysyłanie komunikatów przez wszystkie inne radiostacje w jej zasięgu. Dyspozytorzy, gliniarze, dziennikarze i przestępcy ze skanerami słyszeli teraz tylko ją. Następnie odsunęła szybę o kilka centymetrów.
– Proszę, nie strzelaj – powiedziała głośno. Bubba był zaskoczony i zadowolony z jej uległości.