– Otwórz drzwi – polecił.
– Dobrze, dobrze – mówiła głośno i wyraźnie. – Otworzę drzwi bardzo wolno. Proszę, nie strzelaj. Proszę. Jakoś to załatwimy, dobrze? A jeśli zaczniesz strzelać, wszyscy na siedemdziesiątym szóstym parkingu dla ciężarówek to usłyszą, a przecież tego nie chcesz, prawda?
Bubba też już o tym myślał i wiedział, że miała rację.
– Wsiądziecie oboje do mojej ciężarówki – polecił. – Pojedziemy na przejażdżkę.
– Dlaczego? – zapytała Virginia. – Czego od nas chcesz? My cię nie zaczepiamy.
– Czyżby? – Mocniej zacisnął palce na strzelbie, upajając się widokiem tej suki w mundurze, która skomlała przed nim, przed wielkim Bubbą. – A tamtego wieczora na strzelnicy, kiedy ten laluś mnie uderzył?
– To ty zacząłeś – zaprotestował Brazil, co usłyszeli wszyscy na kanale drugim.
– Możemy to jakoś załatwić – powtórzyła Virginia. – Posłuchaj. Wrócimy na Sunset i może spotkamy się tam w jakimś miejscu, gdzie będziemy mogli pogadać? Tu przyjeżdżają ciężarówki i wszyscy się na nas gapią. A przecież nie chcesz żadnych świadków, poza tym to nie jest dobre miejsce, aby rozmawiać.
Ale Bubbie wcale nie o to chodziło. Miał zamiar zastrzelić ich gdzieś nad jeziorem, przywiązać do ciał po kawałku cementowego bloku i wrzucić do wody w miejscu, gdzie nikt ich nie znajdzie, dopóki żółwie błotne nie wyżrą im twarzy. Słyszał o takich przypadkach. Kraby też były w tym dobre, podobnie jak zwierzęta domowe, zwłaszcza koty, gdy zamknięte z ciałem właściciela, bez jedzenia, nie miały innego wyboru.
Kiedy tak się nad tym zastanawiał, autostradą I-77 pędziło osiem radiowozów policyjnych z Charlotte, z migającymi światłami alarmowymi. Dojeżdżały już do parkingu dla ciężarówek. Broń była wyjęta i gotowa do strzału. Z dachu budynku centrum odlatywał policyjny helikopter ze strzelcem wyborowym na pokładzie. Specjalna jednostka policyjna szykowała się do akcji. Zawiadomiono FBI i postawiono w stan pogotowia negocjatorów do rozmów z porywaczami i terrorystami, a także specjalną grupę zajmującą się porwaniami dzieci i seryjnymi morderstwami oraz jednostkę ratującą zakładników.
– Wysiadajcie z wozu! – rozkazał Bubba.
Nie pamiętał, że miał na sobie szorty w kratkę, białe skarpetki i biały podkoszulek firmy Fruit of the Loom, który nigdy nie był prany z użyciem wybielacza. Wyobrażał sobie, że jest w wojskowym moro, włosy ma wygolone, pod oczami czarne smugi, a muskuły prężą mu się, gdy ściska w dłoniach strzelbę, przygotowując się do zdobycia dwóch kolejnych punktów dla swojego kraju i dla chłopaków w klubie myśliwskim. To on, Bubba. Znał doskonałe miejsce nad jeziorem, gdzie mógłby spełnić swój obowiązek, przedtem zabawiwszy się trochę z tą lalą. Kto teraz jest górą, ty suko?
Policyjne radiowozy były już na Sunset East. Jechały jeden za drugim z migającymi światłami alarmowymi. Na postoju dla ciężarówek kilku kierowców przestało się na chwilę interesować podgrzewanymi w kuchenkach mikrofalowych tortillami, cheeseburgerami i piwem. Gapili się przez szklane ściany, obserwując, co dzieje się na końcu parkingu, gdy tymczasem między drzewami widać już było migające niebieskoczerwone światła.
– Niech mnie, on ma strzelbę – powiedziała Betsy, przeżuwając kęs jedzenia.
– Tak, też to widzę – przyznał Al.
– Może powinniśmy pójść i pomóc.
– Pomóc komu? – spytał Tex.
Zastanawiali się jeszcze chwilę, aż policyjne wozy podjechały bliżej i słychać już było warkot helikoptera.
– Mnie się wydaje, że to Bubba zaczął – stwierdził Pete.
– Więc powstrzymajmy go.
– Słyszałeś, że ma broń?
– Przecież nas nie zastrzeli.
Argument był dyskusyjny. Bubba zorientował się, że otaczają go armie wroga, i wpadł w popłoch.
– Wyłazić, ale to już, albo stracę cierpliwość! – krzyknął, wkładając nabój do komory, gdzie był już jeden.
– Nie strzelaj – Virginia podniosła ręce, widząc, że załadował broń. – Już otwieram drzwi, w porządku?
– Natychmiast! – ryknął i wycelował w nią lufę.
Virginia przyjęła najlepszą pozycję i oparła stopę na drzwiach. Następnie nacisnęła dłonią na klamkę i z całych sił uderzyła napastnika drzwiami, dokładnie w tym samym czasie, kiedy osiem radiowozów z wyjącymi syrenami i migającymi światłami wjechało na pełnym gazie na parking, zakłócając ciszę nocną. Mężczyzna otrzymał cios w brzuch i przewrócił się na plecy. Strzelba wypadła mu z ręki i potoczyła się po asfalcie. Virginia błyskawicznie wyskoczyła z auta i usiadła na Bubbie, zanim jeszcze zdążyła dotknąć stopami ziemi. Nie czekała na posiłki. Nie zwracała też uwagi na wybiegających z baru kierowców ciężarówek, którzy w końcu zdecydowali się pomóc napadniętym. Brazil także wypadł z samochodu i wspólnie przewrócili pojmanego na tłusty brzuch, a następnie skuli go kajdankami. Mieli wielką ochotę dać mu potężny wycisk, ale się powstrzymali.
– Ty cholerny skurwysynu, ty gówniany kutasie! – krzyczał Brazil.
– Rusz się tylko, a rozwalę ci łeb! – wtórowała mu Virginia West, przyciskając pistolet do szyi Bubby.
Policjanci zabrali przestępcę, nie korzystając z pomocy kierowców, którzy wrócili do swoich posiłków i papierosów. Virginia i Andy siedzieli przez chwilę w milczeniu w jej samochodzie.
– Zawsze pakujesz mnie w kłopoty – powiedziała, zapalając silnik.
– Hej! – zdziwił się Brazil. – Dokąd jedziemy?
– Odwożę cię do domu.
– Ja już nie mieszkam w domu.
– Od kiedy? – Starała się nie okazać po sobie, że jest mile zaskoczona.
– Od przedwczoraj. Wynająłem mieszkanie w Charlotte Wood, na Woodlawn.
– No to tam cię zawiozę – oświadczyła.
– Ale tu jest mój samochód – przypomniał jej.
– A ty piłeś cały wieczór – powiedziała, zapinając pasy. – Wrócimy tu po twój wóz, gdy wytrzeźwiejesz.
– Ja jestem trzeźwy – upierał się Andy.
– Jak co? Jutro nie będziesz o niczym pamiętał.
Nie. Przez resztę swojego umęczonego życia Brazil będzie pamiętał każdą sekundę tego, co się wydarzyło. Ziewnął jednak i ostentacyjnie zaczął rozcierać sobie kostki.
– Chyba masz rację – przyznał, bo podejrzewał, że dla niej nie miało to większego znaczenia.
A więc dla niego także nie.
– Oczywiście, że mam rację.
Uśmiechnęła się do siebie. Natychmiast zauważyła obojętność Brazila. Jeszcze jeden typowy dupek. A ona kimże w końcu była, jeśli nie mającą nie najlepszą figurę kobietą w średnim wieku, która nigdy nie widziała większego lub bardziej interesującego miasta niż to, gdzie pracowała, odkąd skończyła college? Po prostu sprawdzał, na ile może sobie z nią pozwolić, przeprowadzając swój pierwszy test na starym, zdezelowanym samochodzie, którego nie byłoby mu szkoda, gdyby popełnił jakiś błąd. Miała ochotę zatrzymać się i kazać Brazilowi iść na piechotę. Wreszcie stanęła na parkingu pod blokiem i czekała, aż wysiadł, nie żegnając go żadnym ciepłym słowem.
Andy stał chwilę przed samochodem, trzymając rękę na klamce, i patrzył na Virginię.
– No to o której jutro?
– O dziesiątej – rzuciła krótko.
Trzasnął drzwiami i szybko odszedł, dotknięty i zirytowany. Wszystkie kobiety były takie same. Przez chwilę ciepłe i cudowne, bardzo podniecone i chętne, później wpadały w zły humor, robiły się obojętne i nie przywiązywały wagi do tego, co się stało. Nie rozumiał, jak po czymś tak wyjątkowym, co przeżyli wspólnie na parkingu, ich wzajemne stosunki do tego stopnia się ochłodziły, jakby nawet nie byli ze sobą po imieniu. Wykorzystała go, to wszystko. Dla niej nie miało to najmniejszego znaczenia i z pewnością zawsze się tak zachowywała. Była starsza, miała pozycję i doświadczenie, nie mówiąc już o urodzie i figurze, która przyprawiała go o zawrót głowy. Virginia West mogła zabawiać się z każdym, kto wpadł jej w oko.