Выбрать главу

– Rano zadzwoń od razu do firmy telefonicznej – poradziła mu. – Powiedz, że chciałbyś mieć identyfikację numerów. To małe urządzenie niewiele ci pomoże, jeśli nie zamówisz takiej usługi, rozumiesz?

Patrzył na nią jeszcze chwilę w milczeniu.

– Ile to kosztuje? – chciał wiedzieć.

– Dasz radę. Ktoś z gazety cię podrywa? – zapytała, podchodząc do drzwi.

– Axel i parę kobiet. – Wzruszył ramionami. – Nie bardzo się orientuję, nie zwracam na to uwagi.

– Czy ktoś może wejść do twojego komputera? – pytała dalej, a za oknem znowu zagrzmiało.

– Nie mam pojęcia, jak by to było możliwe.

Virginia spojrzała na jego komputer.

– Przeniosę go do swojego mieszkania. Na razie nie miałem czasu.

– Może powinieneś następny tekst napisać na nim – zaproponowała.

Brazil znowu jej się przyglądał. Oparł się na łóżku, z rękami pod głową.

– To nic nie da – powiedział. – Tak czy inaczej muszę go potem przenieść do komputera w gazecie.

– A jeśli zmieniłbyś hasło? – Włożyła ręce do kieszeni i oparła się o ścianę.

– Już to zrobiliśmy.

Za oknem rozjarzyła się kolejna błyskawica, a wiatr szarpał konarami drzew.

– My? – zdziwiła się Virginia.

Brenda Bond siedziała przy klawiaturze centralnego komputera, pracując w niedzielę, bo niby co innego mogłaby robić? Zycie nie oferowało jej zbyt wiele atrakcji. Miała na nosie okulary w drogich, czarnych oprawkach firmy Modo, które kupiła, ponieważ Tommy Axel świetnie w takich wyglądał. Naśladowała go także w innych sprawach, bo krytyk muzyczny przypominał jej Matta Dillona i był naprawdę fajny. Brenda Bond, analityczka systemów, przeglądała kilometry wydruków i wcale nie czuła się zadowolona z tego, co tam znalazła.

Główny schemat skomputeryzowanego systemu pocztowego gazety powinien zostać zmieniony. Brenda chciała, aby był prosty i przejrzysty, ale miała już dość przekonywania o tym Panesy i pokazywania mu różnych rozwiązań, na które nawet nie raczył rzucić okiem. Głównym jej argumentem było to, że kiedy użytkownik wysyła pocztę do UA, ten przekazuje ją następnie do lokalnego MTA, MTA wysyła wiadomość do następnego MTA, a ten do następnego MTA i tak dalej, aż poczta dotrze do ostatniego MTA w systemie docelowym. Używając Magie Makera, Brenda Bond zobrazowała to wszystko za pomocą żywych kolorów, dodając strzałki i kreski, które ukazywały możliwe połączenia komunikacyjne.

Przemyślenia Brendy zaczynały się krystalizować. Przerwała na chwilę pracę i nagle ze zdumieniem zobaczyła, że do pokoju wchodzi Virginia West w służbowym mundurze. Był kwadrans po trzeciej. Szefowa dochodzeniówki od razu wyczuła, że Brenda jest tchórzliwym, małym robakiem, kobietą w średnim wieku, pasującą jak ulał do charakterystyki osób podkładających ogień, wysyłających pocztą bomby i nękających innych listami z pogróżkami i obrzydliwymi, anonimowymi telefonami. Virginia przysunęła sobie krzesło, odwróciła je tyłem i usiadła okrakiem, składając ręce na oparciu, jak to robią mężczyźni.

– Wiesz, to ciekawe – powiedziała. – Większość ludzi sądzi, że jeśli używają telefonów komórkowych, to nie można sprawdzić, kto dzwonił. Nie wiedzą, że sygnały wracają do wieży. A wieże obsługują sektory nie większe niż dwa i pół kilometra kwadratowego.

Brenda zaczęła drżeć, blef zadziałał.

– Pewien młody dziennikarz dostaje obsceniczne telefony – mówiła dalej policjantka – i zgadnij, co się okazało? – Przerwała celowo. – Sygnały pochodzą z sektora, w którym mieszkasz, panno Bond.

– Ja, ja, ja… – wymamrotała Brenda, a przed jej oczami zamajaczyła więzienna cela.

– Ale bardziej niepokoją mnie włamania do jego komputera. – Głos Virginii stał się ostrzejszy, poruszyła się na krześle. – To jest przestępstwo. Podobnie jak przekazywanie jego tekstów do Kanału Trzeciego. Możesz to sobie wyobrazić? To tak, jakby ktoś ukradł twoje programy i sprzedał je konkurencji.

– Nie! – zawołała analityczka. – Nie! Nigdy niczego nie sprzedawałam!

– A więc po prostu dawałaś jego materiały Webbowi.

– Nie! – Brenda wpadła w panikę. – Nigdy nawet z nim nie rozmawiałam. Ja tylko pomagałam policji.

Virginia przez chwilę milczała. Nie spodziewała się tego.

– Komu z policji pomagałaś? – zapytała w końcu.

– Prosiła mnie o to Jeannie Goode. – Brenda przyznała się od razu, gdyż miała niezłego pietra. – Powiedziała, że to część tajnej operacji policyjnej.

Krzesło zaskrzypiało, gdy Virginia wstała. To wówczas, telefonując do szefowej, dowiedziała się o śmierci Setha i zrobiło jej się niedobrze.

– Mój Boże – powiedziała do Jude’a, który odebrał telefon. – Nie wiedziałam. Przepraszam, że przeszkadzam w takiej chwili. Mogę w czymś pomóc?

Komendantka wzięła słuchawkę z rąk syna.

– Jude, pozwól mi – uśmiechnęła się słabo i pogładziła go po ramieniu. – Virginia?

Jeannie Goode oglądała na kasecie „Prawdziwe kłamstwa”. Odpoczywała na kanapie, czekając na telefon od Webba. Płonął gazowy kominek, w mieszkaniu była włączona klimatyzacja. Webb obiecał, że wpadnie do niej przed wiadomościami o szóstej i jej podniecenie rosło. Jeśli nie przyjdzie w ciągu kilku minut, nie będzie czasu na nic. Gdy zadzwonił telefon, podniosła słuchawkę tak szybko, jakby od tego zależało życie osoby na drugiej stronie linii, kimkolwiek była. Jeannie Goode nie spodziewała się telefonu od komendantki. Nie spodziewała się, że ta przygnębionym głosem powie jej o śmierci swojego męża i poleci stawić się w swoim gabinecie punktualnie o czwartej trzydzieści. Pełna energii i niemal w euforii zerwała się z kanapy. To mogło znaczyć tylko jedno: szefowa zamierza wziąć długi urlop, aby uporządkować swoje sprawy, i chce, aby Goode ją zastępowała.

Judy Hammer miała wszakże zupełnie inne plany w stosunku do swojej drugiej zastępczyni. Chociaż ludzie wokół niej nie mogli zrozumieć, jak w takiej sytuacji mogła myśleć o pracy, tak naprawdę nie było nic bardziej terapeutycznego. Umysł Judy pracował sprawnie. Kiedy się obudziła, w jej żyłach płonął błękitny ogień złości, i czuła, że mogłaby spalić kogoś tylko spojrzeniem. Założyła połyskliwie szare bawełniane spodnie i blezer, szarą jedwabną bluzkę i perły. Uczesała się i spryskała nadgarstki odrobiną wody Hermes.

Potem wsiadła do granatowego służbowego samochodu i włączyła wycieraczki, aby usunąć liście, strącone przez deszcz. „Wyjechała tyłem z podjazdu i skręciła w Pine Street. Słońce zaczynało się właśnie przedzierać przez powłokę postrzępionych chmur. Judy poczuła, że coś ściska ją w gardle, z trudem przełykała ślinę. Do oczu napłynęły jej łzy. Zamrugała powiekami i zrobiła głęboki oddech, patrząc na swoją ulicę i otaczający świat, po raz pierwszy bez niego. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało tak samo, lecz ona dostrzegała różnicę. O, tak. Jadąc, miarowo wdychała powietrze, serce miała obolałe, ale krew burzyła jej się z gniewu. Z pewnością Jeannie Goode nie mogła wybrać gorszego momentu, aby dać się przyłapać na tak karygodnym uczynku.

Jeannie Goode zaś była pewna siebie, przekonana o własnej wartości i nie widziała najmniejszego powodu, aby włożyć mundur lub przynajmniej kostium, okazując tym szacunek i współczucie szefowej w trudnych dla niej chwilach. Zamiast tego pojechała do centrum w szortach koloru khaki i podkoszulku, noszonych przez cały dzień, kiedy oczekiwała na Webba, który w tym czasie ciężko pracował w ogrodzie, pilnowany przez żonę, wykazującą ostatnio większe zainteresowanie tym, co robił jej mąż. Jeannie zaparkowała miatę na swoim miejscu i była bardziej niż zwykle nieprzyjemna dla wszystkich ludzi spotkanych w windzie, jadąc na trzecie piętro, gdzie znajdował się jej gabinet, sąsiadujący z tym, który już wkrótce miał należeć do niej.