Выбрать главу

Zatrzasnęła za sobą drzwi i wykonała rutynowy telefon do Webba. Zwykle odkładała słuchawkę, gdy odebrał ktoś inny. Korzystała z dobrodziejstw linii policyjnej, która miksowała sygnały, czyniąc bezużytecznym jakikolwiek telefoniczny identyfikator numerów. Właśnie przerwała połączenie, słysząc po drugiej stronie głos żony reportera, gdy drzwi do jej pokoju otworzyły się gwałtownie. Do środka weszła komendantka. Pierwszą reakcją Jeannie była myśl, że jej szefowa doskonale wygląda w szarościach. Drugim i ostatnim spostrzeżeniem zaś to, że Judy Hammer nie wyglądała na pogrążoną w żałobie wdowę, gdy szybkim i zdecydowanym krokiem podeszła do biurka i wzięła do ręki mosiężną tabliczkę z nazwiskiem Goode.

– Jesteś zwolniona – powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Proszę zwrócić odznakę i broń. Od razu zajmij się porządkowaniem biurka. Pomogę ci.

Po czym wyrzuciła mosiężną tabliczkę do kosza na śmieci, odwróciła się i wyszła z pokoju. Szła jak burza korytarzami departamentu policji, ale grzecznie odpowiadała na ukłony i saluty mijających ją podwładnych. Przez radio podano już wiadomość o śmierci jej męża i wszyscy pracownicy komendy policji w Charlotte bardzo współczuli swojej szefowej, którą darzyli teraz jeszcze większym szacunkiem. Mimo tragedii, jaka ją spotkała, zjawiła się tutaj, do cholery, i nie zawiodła ich. Kiedy jeden z sierżantów zobaczył, jak Jeannie Goode chyłkiem wsiada do swojego samochodu, objuczona torbami i pudłami, w których mieścił się cały jej dobytek, w rejonach Adam, Baker, Charlie i Davis nie było końca radości, podobnie jak wśród detektywów i jednostek pomocniczych. Także na parkingach i w komisariatach policjanci gratulowali sobie i cieszyli się z tej wiadomości. Oficer dyżurny zaś dla uczczenia tak radosnego faktu zapalił cygaro w pomieszczeniu, gdzie obowiązywał całkowity zakaz palenia.

Brazil otrzymał wiadomość na pager, gdy na parkingu zmieniał olej w samochodzie. Wsiadł do wozu i zatelefonował do Virginii do domu.

– Brenda Bond nie będzie cię już więcej niepokoić – Virginia starała się nie okazywać emocji, ale była z siebie bardzo zadowolona. – A Jeannie Goode nie będzie już więcej z pomocą tej łachudry wyciągać twoich materiałów i przekazywać ich Webbowi.

– Nie żartuj! – Był zaskoczony i uradowany.

– Nic podobnego. Zrobione. Szefowa wylała Goode, a Brenda Bond jest niemal sparaliżowana.

– To ona do mnie dzwoniła?

Wydawało mu się to kompletnie absurdalne. – Tak.

Brazil był nieco rozczarowany, że to nie ktoś bardziej atrakcyjny miał hopla na jego punkcie. Virginia wyczuła, o czym myślał.

– Chyba nie podchodzisz do tego w odpowiedni sposób.

– Do czego, mianowicie?

– Andy, cały czas mam do czynienia z takimi sprawami. Uwierz mi, nie ma najmniejszego znaczenia, kto to robi, mężczyzna czy kobieta, chyba tylko tyle, że kobiety zwykle nie ujawniają się swoim ofiarom, co jest dużym plusem – wyjaśniała. – W tych sprawach nie chodzi o seks czy atrakcyjność w normalnym sensie tych pojęć. Chodzi o kontrolę i władzę, o chęć poniżenia. Tak naprawdę to forma gwałtu.

– Wiem o tym – odrzekł.

Jednak mimo wszystko wolałby, aby jego słowna uwodzicielka była bardziej atrakcyjna. Zastanawiał się, czy przypadkiem to nie w nim tkwiła przyczyna, że przyciągał ludzi takich jak tamten facet na stacji benzynowej, a teraz Brenda Bond. Tylko dlaczego? Czyżby wysyłał sygnały, które pozwalały im sądzić, że uda się go do czegoś zachęcić? Mógłby się założyć, że nikt nie próbował czegoś takiego z porucznik West lub komendant Hammer.

– Muszę kończyć – powiedziała Virginia, zostawiając Andy’ego rozczarowanego i poirytowanego.

Wrócił więc do wymiany oleju. Bardzo się śpieszył, gdyż do głowy przyszedł mu pewien pomysł.

Virginia także wpadła na pewien pomysł. Zadzwoniła do Rainesa, co było zdecydowanie nienormalną i zaskakującą decyzją. Nigdy sama do niego nie telefonowała, podobnie jak do nikogo innego, z wyjątkiem Brazila. Wszyscy znajomi wiedzieli o tym i akceptowali jej dziwactwo. Raines tej nocy nie pracował i właśnie zamierzał obejrzeć nową kasetę wideo ze sportowymi wpadkami, którą dostał na weekend, Virginia zaś miała ochotę na pizzę. Ustalili, że łatwo pogodzą te przyjemności i sanitariusz ruszył w stronę jej domu swoją przerobioną, czarną corvettą stingay, z tłumikami i przyciemnioną szybą. Virginia zwykle słyszała, kiedy podjeżdżał.

Brazil pomyślał, że mógłby podziękować jej za pomoc w rozwiązaniu jego życiowych problemów. Wyobraził sobie, jak świętują przezwyciężenie kryzysu, dlaczego by nie? To wielki dzień dla obojga. Uwolniła go od Brendy Bond i Webba, cały departament policji zaś pozbył się Jeannie Goode. Andy pośpieszył do najbliższego Hop-In i wybrał butelkę najlepszego wina, jakie tam znalazł, wytrawne Creek Vineyard 1992 Fume Blanc, za całe dziewięć dolarów i czterdzieści dziewięć centów.

Będzie zaskoczona i zadowolona, kto wie, czy nie pozwoli mu nawet pobawić się z Nilesem. Może Brazil będzie mógł spędzić z nią trochę więcej czasu i dowiedzieć się o niej czegoś jeszcze. Może zaprosi go na telewizję albo posłuchają razem muzyki, popijając wino w jej salonie, rozmawiając i opowiadając sobie o swojej młodości i marzeniach.

Jechał w kierunku Dilworth pełen radości, że jego problemy wreszcie się rozwiązały i zdobył tak wspaniałą przyjaciółkę jak Virginia West. Myślał też o swojej matce, zastanawiając się, jak sobie radzi, zadowolony, że już więcej nie będzie go zadręczać.

W salonie Virginii światła były zgaszone, grał telewizor. Oboje siedzieli na kanapie, jedząc pizzę z Pizza Hut. Raines rozpierał się na poduszce, popijał piwo i przeglądał nową kasetę. Bez wątpienia była najlepsza ze wszystkich, jakie do tej pory widział, i wolałby, aby Virginia pozwoliła mu ją spokojnie obejrzeć. Ale przytulała się do niego, całowała, pieściła, przesuwała palcami po jego gęstych, kręconych, czarnych włosach. Zaczynała już działać mu na nerwy i generalnie zachowywała się jak ktoś bez charakteru.

– Do cholery, co w ciebie wstąpiło? – zapytał zniecierpliwiony. Usiłował dojrzeć coś na ekranie ponad jej głową, bawiąc się włosami Virginii z entuzjazmem podobnym do tego, z jakim Niles ugniatał koc na łóżku. – Tak! Tak! Co za palant! Zwal tę tablicę! O cholera! Nieee! Spójrz na to! Chryste! Prosto w słupek! Boże, człowieku! – Usiadł z powrotem na kanapie.

Przez następne pięć minut był hokej na lodzie. Bramkarz trzymał kij między nogami. Krążek odbił się rykoszetem od dwóch masek osłaniających twarze zawodników i uderzył sędziego prosto w usta. Denny szalał z radości. Niczego tak bardzo nie lubił jak sportu i uszkodzeń ciała, zwłaszcza gdy jedno wiązało się z drugim. Przy każdym wypadku wyobrażał sobie, jak biegnie na ratunek poszkodowanym ze swoją walizeczką i noszami. Virginia zaczęła odpinać guziki bluzki i nagle rzuciła się na niego, wpijając mu się w usta. Raines odstawił pizzę.

– Znowu hormony?

Nigdy dotąd nie widział jej w takim stanie.

– Nie wiem.

Gorączkowo porozpinała pozostałe guziki.

Na kanapie sprawy przybrały poważny obrót, podczas gdy Niles przebywał w swoim ulubionym miejscu nad zlewem. Nie był wielbicielem Opony, jak nazywał Rainesa od czasu, gdy zauważył w koszu na śmieci gazety z ogłoszeniami na ten temat. Opona bardzo głośno się zachowywał i nigdy nie był dla niego miły. Kilka razy zrzucił go nawet z kanapy.