Выбрать главу

– A jakich potrzebujesz, chłopczyku? – chciała wiedzieć.

Andy rozumiał, że powinien być ostrożny, ale okazja wydawała się intrygująca. Nigdy przedtem nie znalazł się w takiej sytuacji i usiłował sobie wyobrazić doświadczonych, obytych mężczyzn i sekretne rozkosze, jakim się oddawali. Był ciekaw, czy się bali, pozwalając komuś takiemu jak ona wsiąść do samochodu. Czy zapytaliby ją o imię lub jakieś szczegóły z życia?

– Interesuje mnie, co się tu dzieje – zaczął wyjaśniać nerwowo. – Te morderstwa. Widywałem cię już przedtem w tej okolicy. To znaczy, czasami. Może wiesz coś o tym.

– Może tak, a może nie – odpowiedziała tajemniczo, przesuwając palcem po jego ramieniu.

Virginia West jechała bardzo szybko, mijając te same obskurne miejsca, obok których nie tak dawno przejeżdżał Brazil. Judy Hammer podążała za nią. Cahoon nabijał strzelbę, oczy miał szeroko otwarte, jakby nagle znalazł się w rzeczywistości zupełnie innej niż jego życie.

– To będzie cię kosztowało pięćdziesiątkę, chłopczyku – oświadczyła Cykuta.

Nie miał tyle przy sobie, ale nie chciał się do tego przyznać.

– Dwadzieścia pięć – próbował negocjować cenę, jakby robił to od zawsze.

Prostytutka cofnęła się o krok, taksując go spojrzeniem i myśląc o Dyniogłowym, który siedział w swojej furgonetce i obserwował ich. Poprzedniego dnia nakrzyczał na nią i dotkliwie ją pobił. Karał ją za to, co Brazil napisał w gazecie. Cykuta poczuła, że ogarnia ją nienawiść, i podjęła decyzję, która raczej nie była mądra, zważywszy na to, że razem z Dyniogłowym załatwili już tego wieczora jednego dzianego frajera, co wystarczyłoby im na tydzień, a poza tym w okolicy kręciły się gliny.

Wyglądała na zadowoloną z czegoś, o czym Brazil nie mógł wiedzieć.

– Widzisz tamten róg, chłopczyku? – zapytała. – Ten stary, opuszczony budynek? Nikt tam już nie mieszka. Spotkajmy się na tyłach, tutaj nic ci nie powiem.

Patrzyła na ciemny zaułek po drugiej stronie ulicy, gdzie Dyniogłowy czekał w swojej furgonetce bez okien, ukrytej w mroku. Domyślał się, co zamierza jego wspólniczka, i był gotów do działania, w nastroju do mordu, ponieważ coraz łatwiej mu to przychodziło i coraz szybciej na nowo ogarniało go złowrogie napięcie. Czuł niezaspokojoną żądzę zemsty, gdy myślał o Blondiem, co było nawet bardziej podniecające niż seks. Nie mógł się już doczekać, kiedy ten pierdolony kapuś zapaskudzi sobie te modne dżinsy i na kolanach będzie błagał o życie wszechmocnego Dyniogłowego. Jeszcze nigdy, w całym swoim nikczemnym, małym, paskudnym, wypełnionym nienawiścią życiu, nie pragnął bardziej kogoś zniszczyć i jego podniecenie wzrosło do granic możliwości.

Virginia zauważyła przed sobą samochód Brazila. Zobaczyła też odchodzącą w stronę ciemnego zaułka prostytutkę, za którą jechał Andy, znikając właśnie za rogiem. Nie uszła także jej uwagi furgonetka bez okien, sunąca wolno, niby wąż, w stronę opuszczonego domu.

– Chryste! – Policjantka wpadła w panikę. – Andy, nie! – Złapała nadajnik i dodała gazu, włączając światła alarmowe. – Siedemset, wzywam posiłki – krzyczała w eter. – West Trade dwieście. Natychmiast!

Judy Hammer także usłyszała wezwanie i przyśpieszyła.

– Cholera! – zaklęła.

– Do diabła, co się dzieje? – Cahoon był w bojowym nastroju, gotów zmierzyć się z wrogiem.

– Nie wiem, ale z pewnością nic dobrego.

Komendantka włączyła światła i syrenę, na pełnym gazie mijając nielicznych przechodniów.

– Masz pod ręką jakąś inną broń? – zapytał Cahoon.

Znowu był w oddziałach piechoty morskiej, rzucał granaty na Koreańczyków, czołgał się wśród martwych towarzyszy walki. Nikt, kto przez to przeszedł, nie był już takim samym człowiekiem. Nikt nie wygra z Cahoonem, ponieważ on wie coś, o czym inni nie mają pojęcia. Są rzeczy dużo gorsze niż śmierć, a jedną z nich jest lęk przed umieraniem. Sol odpiął pasy.

– Zapnij się – poleciła mu Judy, gdy mknęli przez miasto.

Virginia szukała miejsca, aby zawrócić. Z impetem uderzyła o betonowy murek dzielący pasy ruchu, odbiła się od niego i z piskiem opon zmieniła kierunek jazdy. Straciła z oczu Brazila, prostytutkę i furgonetkę. Czuła ogarniającą ją panikę i rozpacz.

– Błagam. Boże, pomóż mi! – gorączkowo powtarzała. – Błagam, Boże!

Brazil skręcił za rogiem rozsypującej się ruiny z drzwiami zabitymi deskami i oknami bez szyb, które wyglądały jak puste oczodoły. Nigdzie nie widać było śladu życia. Zatrzymał samochód i siedział chwilę bez ruchu. Rozglądał się dookoła, coraz bardziej zdenerwowany. Może to nie był dobry pomysł. Zaczął przeszukiwać kieszenie spodni, wyciągając z nich pogniecione banknoty, gdy nagle obok jego wozu pojawiła się młoda prostytutka. Paliła papierosa i uśmiechała się w taki sposób, że Andy’ego ogarnęły nagle złe przeczucia. Dopiero teraz zauważył w jej oczach szaleństwo, a może to sytuacja się zmieniła.

– Wysiadaj – powiedziała, kiwając na niego palcem. – Najpierw muszę zobaczyć forsę.

Otworzył drzwi i wysiadł, jednak w tym samym momencie usłyszał z tyłu ryk silnika. Z ciemności wyłoniła się ciemna, stara furgonetka bez okien. Brazil przeraził się nie na żarty. Wskoczył do swojego wozu i wrzucił tylny bieg. Za późno. Furgonetka blokowała wyjazd, a z przodu majaczyły w mroku gęste krzaki i głęboki dół. Złapany w pułapkę Andy patrzył, jak otwierają się drzwi furgonetki. Zobaczył w nich zwalistą, paskudną kreaturę o pomarańczowych włosach, zaplecionych w warkoczyki tuż przy czaszce. Mężczyzna wyskoczył z samochodu, uśmiechając się przebiegle, i ruszył w stronę Brazila, trzymając w jednym ręku pistolet dużego kalibru, a drugą potrząsając puszką farby w sprayu.

– Dorwaliśmy kogoś słodkiego – powiedział Dyniogłowy do Cykuty. – To może być zabawne. Nauczymy go, co się robi z kapusiami.

– Nie jestem kapusiem – zaprotestował Andy.

– To dziennikarz – wyjaśniła prostytutka.

– Dziennikarz! – zadrwił morderca i zawrzała w nim wściekłość na wspomnienie o artykułach na temat Czarnej Wdowy.

Gniew w nim narastał, sięgał trzewi, ogarniał ciało płomieniem.

Cykuta się zaśmiała. W ciemności błysnęło ostrze sprężynowego noża.

– Wysiadaj z wozu i oddaj mi kluczyki – Dyniogłowy podszedł bliżej swojej zdobyczy, kierując lufę pistoletu między oczy Brazila.

– W porządku. W porządku. Proszę, nie strzelaj. – Andy wiedział, w jakich sytuacjach należy współpracować.

– Schwytaliśmy tchórza. – Dyniogłowy wydał z siebie ostre szczeknięcie, mające być śmiechem. – Proszę, nie strzelaj – przedrzeźniał swą ofiarę.

– Pociachajmy go najpierw. – Cykuta czekała przed drzwiami BMW z nożem gotowym do zadania ciosu tak, aby naprawdę bolało.

Brazil zgasił silnik i zwlekał z wyjęciem kluczyków ze stacyjki, które w końcu upadły na podłogę. Schylił się po nie w chwili, gdy Virginia z piskiem opon brała zakręt, wjeżdżając na tyły opuszczonego budynku. Usłyszała strzały. Bambam i znowu bambam. Pistolet wypalił jeszcze cztery razy przy dźwiękach policyjnej syreny. Komendant Hammer pokonała ten sam zakręt cztery sekundy po swej zastępczyni, także słysząc odgłosy strzałów. Włączyła syrenę w wozie, podczas gdy ze wszystkich stron Queen City nadjeżdżały już posiłki. Noc zamieniła się w strefę wojny, rozświetlaną czerwononiebieskimi światłami.

Virginia wyskoczyła z samochodu, trzymając w ręku pistolet, Judy i jej towarzysz byli tuż za nią, z bronią gotową do strzału. Obie kobiety wpatrywały się w stojącą furgonetkę z włączonym silnikiem. Tuż obok leżały dwa nieruchome, zakrwawione ciała, przy nich nóż sprężynowy i puszka farby. Andy ściskał w dłoniach pożyczony pistolet trzydziestkęósemkę, jakby tamci dwoje mogli go jeszcze dopaść. Cahoon zrobił kilka kroków w kierunku miejsca tragedii. Przez chwilę patrzył na leżące zwłoki, a potem przeniósł wzrok na rozświetlone miasto, nad którym górował budynek jego banku.