– Myślę czasami, czy będę szukała męża podobnego do ciebie.
Też o tym myślał czasami. Miał szczerą nadzieję, że nie. Uważał jednak, że powiedzenie tego byłoby niewłaściwie, i w ogóle nie za bardzo miał pomysł, jak to skomentować.
– Jesteś wspaniałą, mądrą kobietą. I jestem dumny, że jesteś moją córką.
– Czy to znaczy, że mogę jutro...
– Nie – wszedł jej w słowo. – Wtorek jest święty. Oczekuję dwóch dań i deseru.
Rozdział 6
wtorek, 3 grudnia 2013 roku
Międzynarodowy Dzień Niepełnosprawnych, w Polsce Dzień Naftowca i Gazownika. Urodziny obchodzą Adam Słodowy (90) i Adam Małysz (36). Mija dokładnie 21 lat od wysłania pierwszego SMS-a. Na Ukrainie opozycji nie udaje się odwołać rządu, uliczne protesty przybierają na sile. Po spałowaniu demonstrujących przez oddziały Berkutu ludzi na kijowskim Majdanie przybywa. W korupcyjnym rankingu Transparency International Polska awansowała z 41. na 38. pozycję, wyprzedzając m.in. Hiszpanię i Grecję. A polscy nastolatkowie w międzynarodowych badaniach kompetencji zajęli pierwsze miejsce w Europie pod względem zarówno umiejętności matematycznych, jak i czytania. W Olsztynie oskarżyciel żąda 300 złotych grzywny od trójki artystów, którzy na biurze posła Tadeusza Iwińskiego przykleili tabliczkę „Komitet Wojewódzki PZPR w Olsztynie – Tow. Sekretarz Iwiński”. Wydział Nauk Medycznych UWM ogłasza nabór zawodowych chorych, którzy będą symulować przed studentami, wymagane dobre zdrowie i zdolności aktorskie. Zimno, w regionie rośnie liczba przestępstw popełnianych przez ludzi, którzy chcą spędzić zimę w cieplutkim areszcie. Desperat podpalił drzwi klasztoru w Szczytnie. Ze względów technicznych opóźnia się strojenie olsztyńskiej choinki numer jeden, tej na placu pod ratuszem. Oprócz bombek i światełek zawisną na niej zrobione na szydełku płatki śniegu. Prawdziwego śniegu nie ma, jest mgła i marznąca mżawka.
1
Każde miasto ma swoją Pragę. Część gorszą, mniejszą, brzydszą, małomiasteczkową, z reguły chowającą kompleksy za ostentacyjnie obnoszoną dumą z inności. Wszędzie jest jakieś zarzecze, zalesie, zamoście czy zajezierze, obszar oddzielony wyraźną granicą. I którego mieszkańcy niezmiennie mówią, wybierając się do centrum, że jadą „do miasta”.
Olsztyn przedzielony był torami, a zatorze nazywało się tutaj po prostu Zatorze, nikt się nie pokusił o wymyślenie bardziej romantycznej nazwy własnej.
Prokurator Teodor Szacki wyjechał z domu świtem czarnym jak środek nocy, przecisnął się przez śródmieście, minął ratusz, teatr i w końcu pokonał tory, korzystając z wyremontowanego niedawno wiaduktu.
Minął kilka skrzyżowań i przed ciemnym parkiem skręcił w uliczkę, która – jeśli wierzyć mapie w jego komórce – nazywała się Radiowa. Rozglądał się z ciekawością po miejscu, w którym znalazł się po raz pierwszy. Ulica skręcała łagodnym łukiem, po prawej mijał park z dużym, teraz zamarzniętym stawem, po lewej szereg przepięknych willi. Przed wojną musiała to być wyjątkowo reprezentacyjna dzielnica, wille wyglądały naprawdę okazale w porównaniu z resztą poniemieckiej zabudowy jednorodzinnej.
Po kilkuset metrach dojechał do końca ulicy i do swojego celu. Budynek stanowił przykry zgrzyt w pięknej okolicy, pseudonowoczesny szklano-plastikowy koszmarek. Częściowo niebieski, częściowo czerwony, dziwacznie asymetryczny, jakby architekt cierpiał na rzadkie połączenie daltonizmu z astygmatyzmem.
Zaparkował i wyłączył silnik. Nie miał ochoty wychodzić. W citroenie było ciepło, przytulnie i bezpiecznie. W radiu jakiś facet śpiewał w kółko, że on tu zostaje. Szacki pomyślał, że to jakaś ponura wróżba, jakby los chciał potwierdzić jego podejrzenia, że spędzi resztę życia w tym mieście jedenastu jezior, tysięcy mżawek i miliona mgieł.
– Jak słyszeliśmy, Łukasz Zagrobelny nigdzie się nie wybiera, i dobrze, tęsknilibyśmy, bo to wyjątkowo dobra polska muzyka – powiedział prezenter, a Szacki parsknął śmiechem tak gwałtownie, że opluł sobie kierownicę. – Za chwilę wiadomości, a potem naszym gościem będzie Teodor Szacki, jedyny w swoim rodzaju gwiazdor wymiaru sprawiedliwości, a od niedawna rzecznik prasowy naszej prokuratury.
– Ożeż kurwa ja pierdolę – powiedział prokurator Teodor Szacki.
2
Edmund Falk nie lubił zmieniać niczego w swoich procedurach. Nie dlatego, że cierpiał na nerwice lub jakieś zaburzenia obsesyjne. Po prostu znał się wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że jeśli raz sobie odpuści, za chwilę zrobi to ponownie, i z procedury nic nie zostanie. Tyle razy tego doświadczył, że w końcu zaakceptował fakt, że musi sam być swoim najsurowszym opiekunem. Inaczej wszystko, czego się podejmuje, skończy się tak samo jak jego kariera taneczna. Zaczynał jako młody zdolny, jeden z wielu w słynącym z zawodowych tancerzy Olsztynie, potem awansował na nadzieję tańca, przyszły sukcesy w zawodach juniorskich, a potem między imprezami i romansami wszystko w kilka miesięcy legło w gruzach.
Nie żeby żałował tanecznej kariery, wręcz przeciwnie, ale był czas, kiedy wierzył, że nic gorszego go w życiu nie spotka. Dlatego się zmienił. Ludzie śmiali się z jego obsesji, podczas gdy w jego zachowaniach obsesji wcale nie było. Jedynie logiczny wybór.
Dlatego teraz, jak zwykle co drugi dzień o tej porze, nie zważając na pogodę, biegł w równym tempie stu czterdziestu uderzeń serca na minutę przez las miejski. Cztery kilometry miał już za sobą, zostało mu do przebiegnięcia sześć.
Nie słuchał w czasie biegania radia albo muzyki, ale tym razem wziął ze sobą telefon i wsadził słuchawki do uszu. Chciał wysłuchać, co Szacki powie po wiadomościach w Radiu Olsztyn jako świeżo mianowany rzecznik prasowy.
Tymczasem w rozgłośni ciągle grała muzyka, a on zastanawiał się, czy spotkać się z Wandą, czy nie. Teoretycznie już się umówił, praktycznie mógł to odwołać. Teoretycznie zrobił to dla ojca, praktycznie bardzo był ciekaw, czy cokolwiek zostało z tego, co działo się kiedyś między nimi. A działo się wiele.
Teoretycznie rozumiał, że w jego wypadku zaangażowanie jest niemożliwe, to logiczny wybór. Praktycznie chwyciłby się każdej wymówki, żeby ją zobaczyć.
Wybiegł na aleję Wojska Polskiego i postanowił, że zamiast przeciąć ją jak zwykle, pobiegnie kawałek przy ulicy. Czuł dziwny niepokój i światła cywilizacji wydały mu się bardziej kuszące niż puste ścieżki w wilgotnym lesie.
Biegł w stronę centrum, po prawej miał park i budynek radia, po lewej szpital psychiatryczny. Spojrzał w rozświetlone okna szpitala. A potem na stoper. 160 uderzeń na minutę.
Nie powinienem tędy biegać, pomyślał.
3
Przed mikrofonem Radia Olsztyn zasiadł spięty, martwiąc się, że źle poprowadzona rozmowa na temat Najmana może doprowadzić co najmniej do histerii w mediach. Jedno nieopatrzne słowo i sprawa seryjnego mordercy z Warmii wymknie się spod kontroli i zamieni w medialny huragan.
Na szczęście okazało się, że lokalne radio jest tak samo niezainteresowane kontrowersyjnymi tematami jak lokalna prasa. Szacki odpowiedział na kilka ogólnych pytań dotyczących specyfiki kryminalnej miasta. Przyciśnięty do muru w kwestii lokalnego patriotyzmu, wybrnął żartem, że zamierza zostać Warmiakiem na sto procent, kiedy zima odpuści i gdy nauczy się żeglować, bo na razie zamiast jedenastu jezior ma jedenaście lodowisk. Zbył polityczne pytanie o konflikt na szczycie między prokuratorem generalnym a premierem, tłumacząc, że jako zwykły śledczy ma inną perspektywę.