Ojciec Teodor Szacki czuł się źle. Zmuszał się, żeby myśleć rzeczowo i precyzyjnie, ale nie potrafił zapanować nad gonitwą myśli i obrazów, które wytwarzał jego pobudzony mózg. Adrenalina sprawiała, że wszystko zdawało się nader plastyczne, nie tyle myślał o wydarzeniach, co je widział. Przeklęty niech będzie zawód, z powodu którego przez całe życie oglądał obrazy, które mógł połączyć teraz z córką.
Helena Szacka potrącona przez jednego z pijanych kierowców. Leżąca w krzakach, buty osobno, połamane nogi, zgięte pod niemożliwymi kątami w miejscach, gdzie nie ma żadnych stawów. Zgnieciona czaszka, obnażona żuchwa, piana ze śliny i krwi.
Helena Szacka na SOR-ze, lekarze patrzą bezradnie po sobie, po uderzeniu w drzewo nie ma mostka, który można by uciskać, aby ją reanimować.
Helena Szacka na OIOM-ie, zaintubowana, opleciona kablami i rurkami. On siedzi przy niej, obok decyzja o przekazaniu organów do transplantacji, nie może uwierzyć, że musi podjąć decyzję o wyłączeniu aparatury. Teraz Hela żyje i może słyszy, jak jej powtarza, że jest najwspanialszą córką świata. Jeden podpis dzieli go od wypowiadania tych samych słów do jej nagrobka.
Helena Szacka i jej pogrzeb. Dziwi się, że trumna jest taka duża i dorosła, w końcu jego córka to przecież jeszcze dziecko.
Łatwiej mu było wyobrażać sobie jej śmierć niż to, że pada ofiarą gwałtu. Zawleczona do jakiegoś mieszkania, rzucona na starą wersalkę albo na designerską sofę. Pewnie przez kolegę, znajomego, który miło się uśmiechał i zaprosił do siebie na wino. Wydawałoby się, że to lepsze niż uderzenie przez rozpędzonego vana, na pewno lepsze niż śmierć. Prokurator Teodor Szacki wielokrotnie jednak prowadził sprawy o gwałty i wiedział, co się dzieje z ofiarami. Po kradzieży samochodu człowiek dochodzi do siebie i kupuje nowy. Napadnięty w ciemnej uliczce boi się potem przez chwilę spacerować po zmroku, ale życie w końcu wraca na swoje tory. Nawet ofiary usiłowania zabójstwa stawały na nogi, pomagała im wściekłość i pragnienie zemsty.
Ofiary gwałtów nie dochodziły do siebie. Znał teorię. Wiedział, że zostało to opisane jako syndrom stresu pourazowego, że często zdarza się, że trauma wyklucza kobiety z życia rodzinnego, społecznego i zawodowego. Niejednokrotnie ofiary gwałtów lądowały na oddziale psychiatrycznym, gdzie były leczone w ten sam sposób, co powracający z misji zagranicznych żołnierze, którzy widzieli, jak mina pułapka rozrywa ich kolegów na strzępy.
Nie słyszał nigdy o kobietach, które by gwałt przerobiły, które żyły potem normalnie, które zapomniały. Każde przestępstwo przeciw życiu i zdrowiu zostawia ślad, ale gwałt, ta najbrutalniejsza ingerencja w człowieka, naruszenie każdego poziomu jego prywatności i wolności, sprowadzenie do kawałka ciepłego mięsa, w który ktoś może wepchnąć swojego kutasa, to było jak wypalanie znamienia. Nie wypalenie, tylko wypalanie. Echo tego wydarzenia wracało do ofiar nie raz na jakiś czas, nie czasami, lecz bez przerwy. Ciągle ktoś trzymał kij z rozgrzanym kawałkiem żelastwa i przykładał do ich duszy. Można się przyzwyczaić, ale nie sposób nie czuć.
Pierwszy zadzwonił Bierut. Nic się nie wydarzyło. Patrol przeszedł przez czarną zieloną dziurę z kamerą termowizyjną, nic nie znalazł. Następne miały spenetrować teren po świcie.
Potem zadzwoniła znajoma Żeni. Szacki obserwował czujnie twarz partnerki.
− Nigdzie jej nie ma – powiedziała po zakończeniu rozmowy. – Ani jej, ani nikogo, kto chociaż z grubsza mógłby pasować. Baśka siedzi na SOR-ze do rana, obiecała, że będzie regularnie sprawdzać.
Pokiwał głową.
– Co teraz? – zapytała.
– Nic – odparł. – Czekamy. Jest za wcześnie, żeby zgłaszać zaginięcie, na pewno za wcześnie, by rozpoczynać poszukiwania. To nie czterolatka, tylko prawie dorosła kobieta. Statystyka jest po naszej stronie. Najpóźniej do rana Hela powinna zastukać do naszych drzwi, skacowana i skruszona, tak się zwykle kończą zaginięcia nastolatków.
– A jeśli nie?
– A jeśli nie, to rozpoczną się najlepiej skoordynowane poszukiwania zaginionej osoby w dziejach Polski – odparł spokojnie.
Północ.
Siedzieli bez słowa przy stole w kuchni. Szacki złapał się na tym, że nasłuchuje szelestu na podjeździe, cichego skrzypnięcia starej bramy, charakterystycznych kroków jego córki. Ale na zewnątrz panowała cisza.
– Czy to możliwe, żeby uciekła? – spytała Żenia.
Wzruszył ramionami. Wiedział, że wielką naiwnością rodziców jest upieranie się, że znają swoje dzieci.
– Pierwsza myśl to że wątpię, ale jak spojrzymy obiektywnie na jej sytuację, to powody ma. Jest w trudnym wieku, została zabrana z Warszawy wbrew woli, wyrwana ze środowiska. Zmuszona do życia z nową partnerką swojego ojca, do budowania od zera kontaktów rówieśniczych, szkolnych, towarzyskich. Wydawało nam się, że się trzyma, ale może to była poza. I nagle coś się stało, coś pękło.
– Czy powiedziałaby mamie?
– Nie wiem. Jeśli do ósmej się nie znajdzie, zadzwonię do niej, obdzwonię też całą rodzinę, dotrę do znajomych z Warszawy.
– Dlaczego nie teraz?
– Teraz to nie ma znaczenia. Jeśli padła ofiarą przestępstwa lub wypadku, to nikt z rodziny nic nie wie. Tyle tylko że wpadną w histerię w środku nocy. A jeśli pojechała do kogoś znajomego, to jest bezpieczna. Lepiej gadać z ludźmi za dnia niż w tej chwili.
Siedzieli dalej w ciszy. I dlatego Szacki aż podskoczył, kiedy zabrzęczał leżący na stole telefon. Spojrzał na wyświetlacz i odczuł fizyczną ulgę, jakby nagle jakiś cudowny środek rozluźnił wszystkie jego napięte do granic bólu mięśnie.
– Od Heli – powiedział.
Żenia uścisnęła go mocno za rękę, widział, że za chwilę się rozpłacze.
– Ciekawe, skąd trzeba zabrać tego bachora – mruknął, nie potrafiąc zapanować nad drżącym głosem.
Otworzył wiadomość. Żadnego tekstu, tylko zdjęcie. Dziwaczne, prawie monochromatyczne. Idealnie pośrodku kwadratowej fotografii znajdował się rdzawy okrąg. Przestrzeń poza okręgiem była szara, przestrzeń wewnątrz kompletnie czarna. Wyglądało to jak pocztówka z muzeum sztuki nowoczesnej.
– To jakiś żart? – spytała Żenia. – Jakiś wasz kod?
– Muszę iść do pracy – powiedział bardzo spokojnie.
Schował telefon do kieszeni i wstał. Zdjął marynarkę z oparcia krzesła, założył, odruchowo zapiął górny guzik.
– Teo, co jest na tym zdjęciu?
– Naprawdę nie mogę teraz. Wszystko ci potem opowiem. Będę naprzeciwko. Zaufaj mi.
Jego ukochana Żenia miała strach w oczach, ale nie mógł teraz się nią zająć.
Teodor Szacki doskonale wiedział, co przedstawia to niewyraźne, szarobure zdjęcie.
Był to wylot żeliwnej rury.
Rozdział 7
środa, 4 grudnia 2013
Barbórka. Piją wszystkie Barbary, piją wszyscy górnicy. Być może piją też Jay Z i Cassandra Wilson, bo obchodzą urodziny. Jarosław Gowin też obchodzi, no ale on chyba nie pije. Trwają protesty na Ukrainie. Janukowycz wyjechał do Chin i liczy na to, że sprawa rozwiąże się sama. W Chorwacji ogłaszają wyniki referendum, w którym większość obywateli wypowiedziała się za tym, żeby dodać zapis do konstytucji, że małżeństwo to „związek jedynie kobiety i mężczyzny”. Polska statystyka emocjonalna: ojciec jest osobą bliską jedynie dla 16 proc. badanych; seks łączy się z bliskością dla 8 proc. badanych. Statystyka ekonomiczna: 57 proc. Polaków wydaje wszystkie pieniądze, jakie zarabia. Fakty ekonomiczne: rząd zabiera pieniądze obywateli z OFE. W Olsztynie PKP walczy z plagą kradzieży trakcji (już 8 km zginęło), a w nowym budynku szpitala klinicznego odbywa się pierwsza operacja. Naprawiano wypadnięty dysk lędźwiowy, pacjent czuje się dobrze. Dobrze czuje się też wuefista z Dźwierzut, który wygrał plebiscyt na najlepszego nauczyciela. Otrzymał tytuł i pobyt w spa. Natura nie znosi próżni, więc od razu zostaje ogłoszony plebiscyt na najzabawniejsze zdjęcie w czapce Świętego Mikołaja. Choinka przed ratuszem działa, światełka się palą. Dwa stopnie, pachnie zimą, ludzie zerkają w górę i czekają na śnieg. Za chwilę spadnie, ale na razie dzień jak co dzień: mgła i marznąca mżawka.