Выбрать главу

Dlaczego?

Może dlatego, że jego żona też nie umarła.

Postukał długopisem w kartkę papieru, którą miał przed sobą.

– Okej – powiedział, jego zachrypnięty głos w pustym i idealnie cichym gabinecie zabrzmiał nieprzyjemnie. Szacki wzdrygnął się, jakby odkrył, że ktoś stoi za jego plecami. – Spróbujmy.

Postanowił rozważyć wersję, że jakiś fanatyk sprawiedliwości wymierza karę sprawcom przemocy domowej. I zamierza zaprowadzić porządek nie w sądach, ale rozpalając stosy. Chemiczne stosy, w których płomienie zastępuje wodorotlenek sodu.

Ale ponieważ jest sprawiedliwy, nie morduje ich jak popadnie, tylko wymierza sprawiedliwą karę. Dlatego faceta z Równej okalecza, dbając o to, żeby nie umarł. Cholera wie, dlaczego w taki akurat sposób okalecza, może wie coś, czego oni, jako śledczy, nie wiedzą. Przemoc psychiczna, słowne poniżanie, agresja, krzyk, wmawianie kobiecie, że jest nic niewartym niczym. Zabrano mu narząd mowy, żeby nigdy już więcej nikogo nie skrzywdził słowem.

Skrzywił się.

Wydumane.

Tyle tylko że wtedy śmierć Najmana musiałaby być karą za czyjąś śmierć. Wzruszył ramionami. Żona Najmana żyje i w miarę dobrze się miewa, dziecko tak samo, wspólniczka też. Żadna o dziwnych zdarzeniach z jego przeszłości nie wspominała, a po jego śmierci nie było powodu, żeby strach przed mężem i wspólnikiem je powstrzymywał. Najman nie figurował też w żadnej bazie danych, nie tylko nie został skazany, ale też nie oskarżono go, nie przedstawiono zarzutów w żadnej sprawie.

Nagle do głowy przyszedł mu jeden pomysł. Sięgnął na półkę, ale okazało się, że jeszcze nie ma kpk po ostatniej nowelizacji, szybko znalazł właściwy dokument w komputerze.

Tego się pan szaleniec nie spodziewa.

2

Nie ma mowy, żeby powiedziała to przy nim głośno, ale od lat nie było jej tak dobrze. Przejechała dłonią po tak bujnym, że aż komediowym zaroście na jego klatce piersiowej. Czarne włoski kręciły się mocno; kiedy rozczesywała je palcami, prostowały się, a potem znów skręcały jak sprężynki. Kiedy tańczyli, zawsze miał gładką, wydepilowaną klatę.

Dotknęła wskazującym palcem jego jabłka Adama i esowatym ruchem poprowadziła linię przez zarośnięty mostek wokół pępka (nie cierpiał, jak się go tam dotyka), przez wzgórek łonowy i wzdłuż jego ciągle ciepłego i wilgotnego od jej wnętrza członka.

Miała nadzieję, że się podda jej dotykowi, ale on zamiast tego pocałował ją na odczepnego, wstał i podszedł do okna. Chłopięcej budowy, smukły w sposób charakterystyczny dla tych, którzy w młodości intensywnie trenowali.

– Brakowało mi ciebie – powiedziała.

Edmund Falk pokiwał głową twierdząco, ale nie odwrócił się w jej stronę.

– Coś z tym zrobimy?

– W sensie?

– W sensie, że skoro mieszkamy w jednym mieście, to nie jest szczególnie trudne, żeby nam brakowało siebie mniej.

Wstała i podeszła do niego. Mieszkała na najwyższym piętrze bloku na Jarotach, ze wspaniałym widokiem na miasto. Tym bardziej wspaniałym, że nieoszpeconym blokiem, w którym się znajdowali.

– Myślałem o tym – powiedział, a z jego głosu ulotniła się miękkość wywołana seksem. – Długo myślałem. I to nie ma sensu z bardzo wielu powodów.

– Teraz w prokuraturze obowiązuje celibat? – zapytała z przekąsem, nie chcąc po sobie poznać, jak bardzo ją uraziła ta wypowiedź.

– Wiesz, że nie o to chodzi. Jestem na asesurze, jak zdam egzamin prokuratorski, to może zostanę tutaj, a może mnie wyślą na drugi koniec Polski. Robienie planów życiowych w moim wypadku byłoby nielogiczne. Wiązanie się z kimś wręcz okrutne. Poza tym to, co robię. Mam wrażenie, że to mnie zmienia. Bardziej, niż myślałem. Nie chcę, żeby zmieniało też innych, zwłaszcza ciebie.

– Pieprzenie.

– Logiczny wybór.

Nie skomentowała. Może dlatego, że wcześniej w jego głosie brzmiała determinacja, a w ostatnim zdaniu jedynie smutek.

3

Czwarta.

Gapił się na zakreślony kilkakrotnie napis „KOŚCI” i myślał, czy można jakoś wpasować pojedyncze kości w schemat warmińskiego inkwizytora (mediom spodobałaby się ta ksywka) i czy istnieje jakikolwiek sposób, żeby zidentyfikować te szczątki. Klucz, który pozwoliłby mu zawęzić grupę osób, których DNA trzeba porównać.

Dwie męskie dłonie. Interpretacja się narzucała. Jakiś damski bokser trafił na czarną listę inkwizytora. I szybko stracił swoje ulubione narzędzia. Tylko to czy też życie? Nie wiadomo. Do tej pory zakładali, że życie. Że bezręki umarł w ten sam sposób, co Najman, rozpuszczony żywcem w ługu, wskazywały na to ślady żelaza na palcach, dowody, że za wszelką cenę próbował się wydostać z żeliwnej rury.

Ta myśl sprawiła, że zamarł. Do tej pory cały czas udawało mu się odsuwać od siebie myśli o Heli. O tym, w jakiej sytuacji się teraz znajduje. Bał się, że wpadnie w histerię, a wtedy zacznie tracić czas. Ale teraz, kiedy pomyślał o żeliwnej rurze, nagle wyobraził sobie swoją córkę, której towarzyszył od minuty zero, zamkniętą w takim w miejscu, i momentalnie stracił oddech, łzy stanęły mu w oczach.

Chwilę trwało, zanim się uspokoił.

Histerią jej nie pomożesz, powtarzał sobie, histerią jej nie pomożesz.

Uznał, że jeśli właściciel dłoni zginął, ustalenie jego tożsamości jest praktycznie niemożliwe. Ale jeśli tylko pozbawiono go dłoni, być może wcześniej trzymając w rurze jakiś czas – to by tłumaczyło, że w paroksyzmie strachu usiłował się z niej wydostać i doprowadził swoje palce do takiego stanu. Taka wersja dawała nadzieję. Zarówno na oddziałach chirurgii, jak i u dostawców protez powinni pamiętać faceta, który nagle stracił obie dłonie.

I kosteczki słuchowe. To dopiero była zagadka. Komplet damski i komplet męski. Nie rozumiał, w jaki sposób narząd słuchu może stać się elementem przemocy. Ktoś słuchał niewystarczająco aktywnie? Był głuchy na emocjonalne problemy swojej żony? To jakaś bzdura, poza tym jeden komplet jest damski. Może chodzi o dzieci? Rodzice, którzy nie słuchali swoich dzieci, bo woleli robić grilla. Szacki nie potrafił się zmusić do podążenia tym tropem.

Musi chodzić o coś innego.

Wstał, stanął przy oknie. Idealna czerń ciągle była czarna, ale miasto powoli budziło się do życia, dawno już zauważył, że ludzie wstawali tu wcześniej, wcześniej też kończyli pracę. Zganił się za to, że mu myśli uciekają ku nieważnym sprawom.

Ktoś ginie. Bo doprowadził do czyjejś śmierci.

Ktoś traci głos, bo kogoś poniżał.

Ktoś traci dłonie, bo bił.

Wszystko jasne.

Ktoś traci słuch, bo?

Odwrócił się od okna, zaczął chodzić po gabinecie, zrobił kilka kółek wokół biurka, usiadł, nerwowo poprawił powyciągane z akt protokoły, żeby równo leżały.

I wtedy doznał olśnienia.

Sam przecież dopiero co o tym mówił w radiu. Sam dopiero co apelował do świadków przemocy, żeby pozostali czujni, żeby nie liczyli, że sprawa rozwiąże się sama. Że od ich postawy może zależeć czyjeś nawet nie szczęście, ale zdrowie i życie.

Widocznie właściciele kosteczek nie zareagowali na czas. Mleko się wylało, a warmiński inkwizytor uznał, że należy im się za to kara. Dotkliwa, ale nie bardzo dotkliwa, bo jednak stracili słuch tylko w jednym uchu.

Szacki złapał się na myśli, że jeśli jego przypuszczenia są trafne, to chyba potrafiłby zrozumieć motywy szalonego sprawcy. Ba, jego niewielka część się nawet z tymi motywami solidaryzowała. Świadkowie przemocy, którzy stali i dłubali w nosie, zamiast donieść policji, że dzieje się coś złego, byli w świetle prawa bezkarni, ciążący na nich obowiązek złożenia doniesienia był obowiązkiem moralnym, a takie zazwyczaj wszyscy mają w dupie. Szacki oczywiście chętnie włączyłby do kodeksu przynajmniej grzywny za niereagowanie, ale skoro już tych grzywien nie ma, cóż, okaleczenie może wydawać się ekstremalne, ale jeśli czyjaś bierność doprowadziła do śmierci...