Выбрать главу

— Tutaj jest cała masa ludzi nie gorszych od nas. Są zmuszeni przebywać tutaj od narodzin do śmierci. Ta myśl jest dla mnie nie do zniesienia. Boję się także o Wira.

— Otóż i on! Siedzi pod drzewami lądowiska dysku. Uciekaj natychmiast!

— Idę, nie zrywając łączności. Obserwujcie pokój. Ciekawa jestem, jak długo wytrzyma mój wierny SDG. Pożegnam się z nim dopiero z „Ciemnego Płomienia”.

Rodis zabrała ze stolika rolkę nieprzekazanych jeszcze na gwiazdolot zapisków i posławszy Gryfowi ucałowanie czubkami palców, poszła do sypialni.

Rozległ się wizg tak ogłuszający, że Faj zamarła na moment. Z ciemności pola ochronnego, niczym potworna paszcza, rozpalonym klinem wynurzył się nieznany mechanizm. Rozpruwszy ścianę osłony, błyszczącym promieniem uderzył w drzwi sypialni, odrzucając Rodis ku oknu, w pobliżu którego stał dziewięcionóg.

Gryf Rift wczepił się palcami w krawędź pulpitu, przybliżając do ekranu wykrzywione strachem oblicze.

— Rodis! Rodis! — wołał, starając się przekrzyczeć świst promienia, który emitowało dziwne urządzenie, wniesione do pokoju przez czarno odzianych siepaczy Gena Szi. — Kochana, moje niebo, powiedz, co mam robić?

Faj klęczała obok SDG, pochylając głowę nad odbiornikiem.

— Za późno, Gryfie! Jestem zgubiona. Błagam cię na wszystko, komendancie, nie mścij się za mnie! Nie powiększaj skali przemocy. Nie powinniśmy, zamiast świetlistego marzenia o Ziemi, zasiewać strachu i nienawiści w sercach ludu Tormansa. Nie pomagajcie tym, którzy zabijają na podobieństwo boga, karzącego okrutnie winnych i niewinnych, co jest najokropniejszym ludzkim wymysłem. Nie pozwól, by nasza ofiara była daremna! Odlatuj do domu! Słyszysz, Rift? Statku… wzleć!

Nie zdążyła pocieszyć się wspomnieniami z ukochanej Ziemi. Przypomniała sobie nędznych tormansjańskich chirurgów, lubiących eksperymentować z ożywianiem konających i zrozumiała, że nie może zwyczajnie umrzeć. Poderwała dźwigienki SDG wyzwalające wybuch, jednocześnie wysiłkiem woli zatrzymując serce i padła na aparat.

Wdzierający się z triumfalnym wrzaskiem oprawcy, stanęli nad nieruchomym ciałem w ostatniej minucie swego życia…

Z ust komandora Gwiazdolotu Prostego Promienia po raz pierwszy w długim życiu wyrwał się krzyk gniewu i bólu. Zielony ognik Faj Rodis zgasł na pulpicie. Tam zaś, gdzie stał SDG, wzbił się w czarne niebo słup niebieskiego ognia, roznosząc popioły spalonego ciała Faj w wyższych warstwach atmosfery, skąd równikowy prąd powietrzny zaniósł go na orbitę planety.

Epilog

„Gwiazdka” pamięci maszyny dawno przestała emitować film o wyprawie na Tormans, ale uczniowie wciąż siedzieli skamieniali z wrażenia. Nauczyciel nie obawiał się o silną psychikę dziewcząt i chłopców Ery Podanych Rąk i pozwolił im przetrawić to, co zobaczyli. Pierwsi ocknęli się Kimi i Puna, zawsze najbardziej bystrzy.

— Postarzałam o tysiąc lat! — zawołała Puna. — Co za straszny świat! I mieszkają w nim nasi ziemscy krewniacy. Czuję się jak struta. Może nie powinnam oglądać inferna?

— Nie postarzałaś się, ale zmądrzałaś — odparł nauczyciel z uśmiechem. — Mądrzeć zawsze niełatwo. Wydoroślejecie, gdy zrozumiecie, że wiedza, jaką daje wam szkoła i doświadczenia, jakim was poddaje, nie służy jedynie temu, by nabić wasze głowy prostą summą faktów i definicji. To konieczny korytarz, którym każdy musi przejść, żeby wyostrzyć swoje instynkty, nauczyć się odczuć wartość wiedzy ogólnej, a przede wszystkim ostrożności w działaniu i delikatnego postępowania z ludźmi. Korytarz jest bardzo wąski i trudny do przejścia.

— Teraz wszystko rozumiem — zgodziła się Puna — nawet systemy ochronne, które wydawały mi się niepotrzebne. Są absolutnie niezbędne! Im bardziej złożona jest struktura społeczeństwa, tym łatwiej może ono popaść w inferno. A do tego — dorzuciła pospiesznie — wszystkie myśli, postępki i marzenia powinny służyć zmniejszaniu ludzkich cierpień i powiększaniu zakresu wolności.

— Tak, masz rację! — poparł ją gorąco Kimi. — Odniosłem inne, bardzo dziwne wrażenie. Ziemia stała się tysiąc razy bardziej przyjazna i piękniejsza. Teraz zrozumiałem, jak cudowny jest nasz dom w nieskończonym świecie i dlaczego należało go stworzyć. Wszystko to jednak jest jakby cienką zasłoną, skrywającą za sobą bezdenne ciemności w przeszłości człowieczeństwa i losach planet. Zostanę historykiem, jak ona, będę pracować w Akademii Smutku i Radości.

— „Ona”, to oczywiście Faj Rodis? — zapytał nauczyciel.

— Tak! — przytaknął gorliwie Kimi. — I przekonacie się, że nie pomyliłem się w wyborze.

— Wnuczka Faj Rodis uczy się w szkole trzeciego cyklu na półkuli południowej w okolicach Durbanu — podsunął chytrze nauczyciel.

— Jak to? — wybuchnął chłopak.

— Faj zostawiła na Ziemi córkę, która poślubiła syna Gryfa Rifta. Mają córkę i syna — wyjaśnił wychowawca. — Żyją też potomkowie pozostałych kosmonautów. Wiem o synach Czedi i córkach Ewizy, którzy przyszli na świat po powrocie tamtych z Tormansa — dorzucił.

— Choć jedna wróciła z fizyczną raną, a na pewno obie z duchowymi — zauważyła Dalwe. — Nie da się bezkarnie przejść przez inferno, czego obie doświadczyły. Od razu poczułam strach, gdy zrozumiałam, jak krucha jest ludzka kultura. Tormansjanie zdobyli kosmos, przemierzyli niewyobrażalną przestrzeń, a los im podarował wspaniałą planetę…

— Tak! I rozgrabili ją, staczając się w ciemną przepaść inferna, zabijając wzajemnie i czyniąc zło — dodała zdławionym głosem Iwetta.

— Wszystko u nich poszło na opak, jak w Tamasie. Silna indywidualność i wybitne zdolności, zamiast służyć społeczeństwu, zamieniają człowieka w zamkniętego egoistę, wywyższającego siebie nad innych — oceniła marzycielska Kunti.

A Miran, bardziej pochmurny niż zwykle, dodał do tego:

— Zrozumiałem całą głębię problemu Tormansjan, kiedy wyjaśniło się ich odnoszenie do artystów. Nie rozumieli, że ludzie sztuki po kawałku wyrywali z łap śmierci fragmenty czasu, a z chaosu i próżni wydobywali piękno, marzenia, ideały, nieziszczające się od razu, ale możliwe, tworząc kolejne stopnie wyjścia z inferna, w odróżnieniu od chwilowych odczuć i nietrwałego szczęścia natury.

— Dobrze powiedziane, Miranie — pochwalił nauczyciel. — Właśnie na tym, by pomóc innym podnieść się z inferna, polega istota działania artysty. Bez tego jego talent jest ślepy, jakby nie był wielki. Spektrum czarów przyrody: zwierzęca siła ciała, poczucie niekontrolowanej swobody, kołowrót ciągłego koczowania, polowania i walki, „złe” czary i namiętności, wszystko to stanowi animalną istotę dzikich synów i cór Ziemi. Tej potężnej, pradawnej magii przeciwstawiacie potęgę wszechświatowej noosfery, na przekór pokonanemu samodzielnie „ja”.

— A co się stało z ocalałą częścią załogi „Ciemnego Płomienia”, kiedy wróciła na Ziemię? — spytała Puna.

— Przeczytacie o tym w wielu książkach i zobaczycie parę filmów, poświęconych dalszym losom tych, co wrócili — odparł nauczyciel.

— Mówimy o powracających — wtrącił Kimi — a co stało się na Tormansie? Czy znane są losy Wira Norina i Taela? Czy gwiazdolot odleciał od razu po śmierci Rodis, porzucając wszystko na pastwę losu? Nasi ludzie nie mogli tak zrobić!

— Nie mogli! — potwierdził nauczyciel. — Czekałem na to pytanie. Oto dodatkowa „gwiazdka”, zapisana na „Ciemnym Płomieniu”. Jest dosyć krótka. Proponuję obejrzeć ją od razu, póki świeżo macie w pamięci to, co się wydarzyło…