Выбрать главу

W TWF gwiazdolotu zagrzmiała teraz dziarsko, wściekle muzyka marszowa, zgodna z rytmem pochodu wielu ludzi. Piskliwe dźwięki nieznanych instrumentów zagłuszały nieco ledwie uchwytny wątek skocznej i niespokojnej melodii. Zaczynał się nowy film.

Przez wielki, porośnięty wysoką trawą step ciągnęły niezgrabne wozy, zaprzężone rogatymi czworonogami, podobnymi do ziemskich roślinożerców, ni to antylop, ni to byków. Wyżej, na długonogich, przypominających jelenie stworzeniach galopowali ogorzali Tormansjanie, wymachując toporami lub narzędziami przypominającymi starożytną ziemską broń palną. Jeźdźcy nieustraszenie bronili się przed stadami pełzających na krótkich łapach drapieżników, przerażających gadzin z wysokimi, spłaszczonymi po bokach łbami. Innym razem na wozy napadali tacy sami jeźdźcy, strzelając w pędzie. W strzelaninie ginęli wiodący stepową karawanę albo napastnicy, albo jedni i drudzy.

Ziemianie szybko pojęli, że oglądają film o zasiedleniu planety przez Tormansjan. Pozostawało niejasne, kim byli napadający na nich zbójcy. Trudno było uznać ich za tubylców, bo niczym nie różnili się z wyglądu od osadników.

Załoga „Ciemnego Płomienia” obejrzała całe mnóstwo filmów, widowisk i obrazów z bohaterskiej przeszłości o podboju nowej planety. Zaciekłe walki, pogonie, zabójstwa przeplatały się z zadziwiająco płaskim i ubogim obrazowaniem życia duchowego. Wszędzie i zawsze triumfowali młodzi mężczyźni, obdarzeni szczególnie cennymi przymiotami w owym wydumanym świecie rozrywkowej iluzji: waleczność, siła, szybki refleks, umiejętność strzelania z prymitywnej broni podobnej do trąbki, z której pod gazowym natłokiem wylatywały pociski z ciężkiego metalu.

Podobne tematy powtarzały się w różnych wariantach i dosyć szybko znudziły się Ziemianom. Oglądali je jednak dalej, by wyławiać z nich fragmenty kronik codziennego życia dawnych czasów, wklejonych często do najgłupszych fabuł. Ze starych urywków wyłaniało się bogactwo życia dziewiczej planety, nie tkniętej jeszcze działalnością człowieka. Taka właśnie, z jeszcze bogatszą florą i fauną, była prehistoryczna Ziemia. Powtarzały się obrazy znane z historii ludzkości, gdy biali ludzie podbijali Amerykę. Na preriach wolni pionierzy, nieposkromieni i nieprzestrzegający prawa oraz strażnicy wiary i porządku społecznego w zagospodarowanych centrach, którzy później okiełznali pionierów i zdławili ich wolność. Nie bez powodu stolica planety zwie się Ośrodkiem Mądrości. Nazwa ta powstała w pionierskich czasach zdobywania planety Tormans.

Na tej planecie tereny stepowe znacznie przeważały nad leśnymi. Jej przyroda nie zrodziła olbrzymich stworzeń w rodzaju ziemskich słoni, nosorożców lub żyraf. Najsilniejsze wydawały się czworonożne rogate bydlęta zbliżone rozmiarami do byków, obecnie już wymarłe. Ogromne stada bykopodobnych i antylopowatych stworzeń nawadniały niegdyś wielkie stepy. W mętnych, rozgrzanych czerwonymi promieniami słońca wodach pływały wśród gęstych wodorostów ryby zaskakująco podobne do ziemskich.

Nieobecność silnych wiatrów na planecie potwierdzał fakt, że na wyżynach pobrzeża równikowego rosły niegdyś drzewa o rozmiarach niewyobrażalnych na Ziemi. W strefach podbiegunowych rozciągały się kiedyś obszerne bagna porośnięte jednolicie drzewkami w rodzaju tamaryszków, tyle że drobne i wąskie listki miały brązowy odcień i wyglądały jak rozpryśnięte igły.

Wszystko to istniało na Tormansie, jak zaświadczały filmy dziejące się w dawnych czasach. W obecnych Ziemianie widzieli wszędzie zaorane pola albo jałowe zwały wysuszonych słońcem krzewów i nic więcej. Słabe wiatry unosiły gęsty kurz nad karłowatymi krzaczkami. Stepy wyglądały nieco przyjemniej, ale i tam roślinność była niska i rzadka, przypominająca pustynną z rejonów ziemskiej cyrkulacji pasatowej.

Być może filmy o przeszłości planety wyrażały nostalgię Tormansjan za dawnym bogactwem tutejszej przyrody? Przytłaczająca większość ludności zamieszkiwała wielkie miasta, gdzie oczywiście dzikie galopady i strzelaniny na stepach albo wyprawy myśliwskie do lasów drzemiących pod jasnymi gwiazdami na czystym niebie bezpowrotnie odeszły w przeszłość.

Znacznie trudniej było zrozumieć innego rodzaju widowiska, w których piękne kobiety częściowo obnażały się, wykonując erotyczne gesty i zamierając w objęciach mężczyzn w odrażająco jednoznacznych pozach. Ziemianie nie zobaczyli jednak w nich zupełnej nagości ani czystej otwartości Erosa, naturalnej na własnej planecie. Tutaj obowiązywała pewnego rodzaju skrytość, wszystko było zniekształcone, zamaskowane, sugerowało jakieś zakazane sekrety, w celu rozbudzenia wyobraźni lub nadania dodatkowego smaczku stosunkom płciowym.

Ten specyficzny erotyzm wiązał się z nieznanymi na Ziemi zasadami dotyczącymi ubioru. Nikt nie ośmielał się pokazać w miejscach publicznych ani w domu, przebywając w towarzystwie innych ludzi, nie okrywszy przy tym całego ciała.

Kobiety nosiły najczęściej obszerne koszule z szerokimi i długimi rękawami oraz wąskim, stojącym kołnierzykiem, oplecionym miękką, czarną wstążką, a do tego szerokie spodnie lub spódnice długie do kostek. Męski strój był prawie taki sam, lecz miał krótsze poły koszuli. Tylko młodzież chodziła w podobnych do ziemskich krótkich spodenkach do kolan. Z okazji większych spotkań lub od święta zakładali szaty z jasnych, wzorzystych materiałów, na które narzucali krótkie, wspaniale wyszywane narzutki lub peleryny.

Odzież wydała się Ziemianom wygodna i łatwa do wykonania, przystosowana do ciepłego klimatu planety i różnorodnych warunków pracy. Efektowne zestawienia odcieni czerwieni i żółci wyraźnie podobały się większości kobiet, pasowały do ich smagłej cery i czarnych włosów. Mężczyźni woleli ciemnofioletowe i purpurowe barwy z kontrastowym zdobieniem na kołnierzach i rękawach. Część Tormansjan nosiła na lewej stronie piersi, nad sercem, naszywki w formie wydłużonego, spłaszczonego rombu z jakimiś znaczkami. Jak zauważyła Czedi, tym, którzy mieli pośrodku rombu coś na kształt oka, okazywano szczególne poszanowanie. Ogólnie jednak jakby nie istniał wzajemny szacunek. Bezceremonialne przepychanie się na ulicy, nieustępowanie z drogi, czy też nieokazywanie pomocy potykającemu się towarzyszowi zdumiewały kosmonautów. Co więcej, drobne nieszczęścia w rodzaju upadku na ulicy wywoływały śmiech przypadkowych przechodniów. Wystarczyło, że ktoś stłukł kruchy przedmiot lub wysypał niesione rzeczy, a wszyscy wokół się uśmiechali, jakby radując cudzym pechem.

Jeśli wydarzyła się gdzieś większa katastrofa — transmisje prezentowały czasem wypadki samochodowe albo lotnicze — natychmiast zbierał się wielki tłum.

Ludzie otaczali poszkodowanych i stali w milczeniu, obserwując z zachłanną ciekawością, jak żółto odziani osobnicy, bez wątpienia lekarze lub ratownicy, pomagali rannym. Tłum powiększał się, ze wszystkich stron zbiegali się nowi gapie z tą samą zwierzęcą ciekawością na twarzach. Fakt, że biegli nie do pomocy, lecz tylko, by patrzeć, najbardziej zadziwił Ziemian.

Kiedy transmisja szła bezpośrednio ze stadionu, fabryki, stacji kolejowej, ulic miasta, a nawet z mieszkań, głosowi lektora albo muzyce towarzyszył niezmiennie jednostajny głuchy ryk, który podróżnicy brali początkowo za zakłócenie przekazu. Okazało się, że na Tormansie nie troszczą się o likwidację hałasu. Silniki pojazdów wyły i trzeszczały, niebo aż drżało od szumu maszyn latających. Tormansjanie rozmawiali krzycząc na całe gardło, nie przejmując się otoczeniem. Tysiące maleńkich tranzystorów powiększały ogólny hałas z niestrojną masą muzyki, śpiewu albo po prostu głośnej, niemile modulowanej mowy. Jakim cudem mieszkańcy planety wytrzymywali ten niesłabnący na minutę, a cichnący tylko głęboką nocą hałas, pozostawało zagadką dla lekarza i biologa „Ciemnego Płomienia”.