Выбрать главу

— Czy to ważne, jaka jest woda? — zapytała Faj Rodis. — Wybaczcie, mało się na tym znam. Skoro woda jest czysta i pozbawiona groźnych zanieczyszczeń?

— Wybaczamy historykowi błędne zapatrywanie — rzekła z uśmiechem Ewiza. — Nasi przodkowie uważali dawniej wodę po prostu za wodę, połączenie wodoru i tlenu, i nie umieli jej zanalizować. Okazało się, że woda posiada złożoną fizyczno-chemiczną strukturę z udziałem licznych elementów. W ziemskich źródłach, rzekach i jeziorach są tysiące rodzajów wody, zdrowej, niebezpiecznej, neutralnej, chociaż w prostej analizie wydaje się jednakowa i zasadniczo czysta. Tormans jest obcą planetą, o odmiennym charakterze ogólnego wodnego biegu, erozji i nasycenia minerałami. Odkryliśmy, że tutejsza woda może niekorzystnie wpływać na nasz system nerwowy. Zalecam używanie tabletek IGN-102. Tylko nie zapominajcie dodawać ich do każdej pitej cieczy i jedzenia.

— W każdym razie skafandry — wtrącił milczący dotychczas Gryf Rift — dadzą nam przewagę…

— Na wypadek niebezpieczeństwa? — podchwyciła Ewiza, pochylając głowę i zerkając z ukosa na Czedi Daan.

— Otóż to. Skafandra nie przebije nóż ani kula, ani ognisty promień — potwierdził Gryf.

— Lecz głowa, najcenniejsza część ciała, bez hełmu będzie bezbronna — zauważyła żartem Faj Rodis.

Czedi Daan przyglądała się natarczywie Faj Rodis, jak gdyby dziwiąc się jej ożywieniu. Rzeczywiście, zwykle opanowana i nieco surowa szefowa wyprawy, teraz, u progu przygody, stała się jakby inną osobą.

— A co z planem Czedi? — spytał Gen Atal.

— Zrealizujemy go później, po aklimatyzacji — oznajmiła Faj.

Czedi zacisnęła tylko mocniej wargi i odwróciła się w stronę wielkiej mapy Tormansa, rozwieszonej nad wejściem do okrągłej sali.

— Czedi, właśnie coś mi przyszło do głowy — zwróciła się do niej Ewiza Tanet. — Tak emocjonalnie odniosłaś się do farsy odegranej przez Faj Rodis i Ollę Dez, a czy nie sądzisz, że twój zamiar wtopienia się w tłum Jan-Jah, udając miejscową dziewczynę, zawiera także element oszustwa? Spoglądanie obcym okiem na sprawy odkryte przed rodowitą Tormansjanką? Czy to nie jest zwykłe podglądactwo?

— Ja… no tak… nie spojrzałam na to od tej strony. Chciałam być bliżej nich, dzielić z nimi ich życie, doświadczając tych samych trudów i radości, smutków i niebezpieczeństw!

— Mając jednak w każdej chwili możliwość powrotu do swoich? Posiadając moc człowieka EPP? I móc powrócić szczęśliwie do pięknego ziemskiego świata? — naciskała Ewiza.

Czedi obejrzała się na Rodis, z przyzwyczajenia pragnąc poznać reakcję swego ideału, lecz oczy szefowej patrzyły na nią chłodno i poważnie.

— Jest w tym pewna dwuznaczność — zaczęła Czedi — lecz myślałam o czymś znacznie ważniejszym…

— Dla kogo? — indagowała Ewiza nieubłaganie, jak śledczy.

— Dla nas. A im — dodała wskazując na mapę Tormansa — nie wyrządzimy tym żadnej szkody. Przecież robimy to, by nie popełnić omyłki, żeby dowiedzieć się, jak im pomóc.

— Najpierw trzeba się dowiedzieć, czy warto! — powiedział Gryf Rift. — Może się okazać…

Za szybą do bezpośredniej obserwacji błysnął oślepiający wybuch czerwonego ognia. Cały gwiazdolot zadrżał. Gen Atal momentalnie zniknął w windzie, a Gryf Rift i Diw Simbel rzucili się do drążków sterowniczych.

Kolejna eksplozja, kolejne lekkie drżenie korpusu „Ciemnego Płomienia”. Włączone odbiorniki dźwięku przekazały potworny łomot, zagłuszający niemilknący wciąż ryk rozgrzanej atmosfery.

Ludzie rozbiegli się i zajęli miejsca zgodnie z instrukcją awaryjną, zastygając nad urządzeniami, które nie informowały jeszcze, co zaszło. Gwiazdolot kontynuował lot przez ciemność po nocnej stronie planety. Do lądowiska zostało nie więcej niż pół godziny. Rozdzwoniły się srebrne dzwoneczki sygnału „nie ma niebezpieczeństwa”. Rift i Simbel zeszli ze stanowisk pilotów, a Gen Atal z posterunku obrony.

— Co to było? Atak? — spytała ich Faj Rodis.

— Niewątpliwie — potwierdził ponuro Gryf. — Zapewne rakietowy. Przewidując taką możliwość, włączyliśmy z Atalem pole ochronne, choć wywołuje ono straszny huk w atmosferze. Gwiazdolot nie odniósł najmniejszej szkody. Jak na to zareagujemy?

— Nijak! — odparła twardo Faj. — Udamy, że niczego nie zauważyliśmy. Wiedzą po wybuchach, że dwukrotnie trafili i przekonali się o całkowitej niezniszczalności naszego statku. Ufam, że więcej nie będą próbować.

— Chyba słusznie — zgodził się Gryf Rift. — Zostawmy jednak włączone pole, niech lepiej wyje, niż mamy się narażać na kolejny tchórzliwy, zdradziecki atak.

— Teraz tym bardziej obstaję za skafandrami — powiedziała Ewiza.

— I za hełmami NP — dorzucił Rift.

— Hełmy nie są potrzebne — sprzeciwiła się Rodis. — Inaczej nie nawiążemy kontaktu z mieszkańcami planety i nasza misja spełznie na niczym. Musimy zaryzykować.

— Wątpię, by hełmy stanowiły należytą ochronę — orzekła Ewiza, wzruszając ramionami.

Ataki na gwiazdolot nie powtórzyły się. „Ciemny Płomień” wszedł na wysoką orbitę i wyłączył silniki. Na statku cały czas przygotowano się do wyjścia. Filtry biologiczne dokładnie dopasowywały się do nosów, ust i uszu siedmiorga „desantowców”. Liczne roboty-sputniki SDG nastawiały się na indywidualne biorytmy. Ich nazwa pochodziła od pierwszych liter słów łacińskich: servus, defensor, gerulus (sługa, obrońca, tragarz) i określała zadania maszyn. Najwięcej uwagi, jak zwykle, wymagały skafandry. Wykonane były w specjalnym instytucie z drobnych cząstek przetworzonego molekularnie metalu, izolowanego niedrażniącą skóry podszewką. Pomijając niewiarygodną wprost, nieosiągalną jeszcze do niedawna, wytrzymałość i niewrażliwość termalną, grubość skafandra wynosiła ułamki milimetra i zewnętrznie nie różnił się od cienkiego kostiumu gimnastycznego z wysokim kołnierzem, opinającego szczelnie całe ciało. Człowiek wyglądał w takim stroju jak metalowy posąg, tyle że giętki, żywy i ciepły.

Wybierając kolory skafandrów, Olla Dez starała się przedstawić każdego uczestnika wyprawy, zwłaszcza kobiety, jak najbardziej efektownie.

Faj Rodis bez namysłu wybrała czarny z granatowym odcieniem, barwy kruczych skrzydeł, doskonale pasujący do jej czarnych włosów, ostrych rysów i zielonych oczu. Ewiza zażyczyła sobie, by metal przybrał barwę srebrzysto-zielonkawą wierzbowego liścia. Postanowiła nie zmieniać ciemnoczerwonej barwy włosów i topazowych kocich oczu. Czarny pas i takież wykończenie kołnierza jeszcze bardziej uwydatniały jej ognistą czuprynę.

Czedi Daan wybrała niebiesko-popielaty o głębokim odcieniu ziemskiego nieba ze srebrnym szwem, a Tiwisa bez wahania wzięła ciemnogranatowy z różowym paskiem, harmonizujący z jej oliwkową cerą i ciemnymi oczami.

Mężczyźni chcieli początkowo włożyć identyczne szare skafandry, lecz poddając się naleganiom kobiet, wybrali dla siebie metaliczne pancerze w nieco barwniejszych zestawach.

Faj Rodis obserwowała w zadumie twarze towarzyszy. Wyglądali blado w porównaniu ze smagłymi mieszkańcami planety Jan-Jah, toteż zaproponowała im środki brązujące.

— Może powinniśmy zmienić dodatkowo kolor oczu na nieprzenikniony czarny jak u Tormansjan? — zapytała Ewiza.

— Nie, po co? — zaprotestowała Faj. — Niech zostaną takie, jakie są. Może bardziej błyszczące. To możliwe, Ewizo? Parę lat temu były modne takie „gwiaździste” oczy.

— Pod warunkiem, że dacie mi cztery dni na stymulacje chemiczne!

— Dostaniesz je. Zrób nam wszystkim oczy błyszczące jak gwiazdy, by mogli odróżnić Ziemianina nawet w największym tłumie!