Выбрать главу

Ewiza nie wytrzymała i posłała strażnikom najbardziej czarujące spojrzenia, do jakich była zdolna. Nie widząc reakcji, zmieniła taktykę i wyraz jej twarzy stał się przymilnie zachwycony. To poskutkowało. Dostrzegła u dwóch najbliżej stojących rozlewające się purpurowe rumieńce na policzkach.

Ziemianie usiedli na fotelach z nóżkami w kształcie pazurzastych łap.

Kosmonauci kontemplowali w milczeniu skomplikowane wzory dywanu, a naprzeciw nich, przypatrując się gościom z nieufną natarczywością, również milcząc siedzieli członkowie Rady Czterech. Milczenie przeciągało się. Wir Norin i Faj Rodis, siedzący najbliżej władców, mogli usłyszeć ich ciężkie oddechy, typowe dla ludzi nieusportowionych, nieskorych do wysiłku fizycznego i ascetycznej wstrzemięźliwości.

Czojo Czagas porozumiał się wzrokiem z chudym, żylastym Gentlo Szi, znanym Ziemianom pod skróconym imieniem Gen Szi, dbającym o ład i porządek planety Tormans. Ten wyprostował szyję i rzekł, z lekka poświstując:

— Rada Czterech i sam wielki Czojo Czagas chcą poznać wasze zamiary oraz życzenia.

Czedi popatrzyła uważnie na władcę planety, nie pojmując, jak może człowiek obdarzony rozumem wysłuchiwać wciąż tanich pochlebstw, lecz oblicze Czojo Czagasa nie wyrażało żadnych uczuć.

— Rada Czterech zna już wszystkie nasze życzenia — odparła Faj Rodis. — Nie mamy nic do dodania do tego, co przekazaliśmy przez TWF.

— No a zamiary? — skwapliwie spytał Gen Szi.

— Jak najszybciej rozpocząć poznawanie planety Jan-Jah i jej mieszkańców!

— Jak chcecie to zrobić? Zdajecie sobie sprawę, że w tak krótkim czasie niemożliwe jest zbadanie całej ogromnej planety?

— Wszystko zależy od dwóch czynników — odpowiedziała spokojnie Rodis. — Od współpracy z waszymi archiwami, maszynami pamięciowymi, akademiami i bibliotekami oraz od waszych możliwości szybkiego poruszania się po planecie. Trudno, byśmy sami zdołali poznać całą wiedzę uczonych, nawarstwiającą się przez tysiąclecia. Jesteśmy jednak w stanie skupić się na istotnych rzeczach i wniknąć w samo sedno życia narodu Jan-Jah poprzez jego historię, literaturę i sztukę. Większość możemy zapisać w pamięci urządzeń gwiazdolotu. Chcielibyśmy przekazać na Ziemię jak najwięcej informacji.

— Macie stałą łączność z gwiazdolotem? — spytał bystro Zet Ug, niedawny oponent Rodis podczas telekonferencji.

— Oczywiście. Pragniemy także pokazać wam wiele zapisów pamięciowych z gwiazdolotu. Niestety, nasze SDG nie mogą rzucić projekcji na duży ekran. Każdy robot przeznaczony jest dla audytorium liczącego nie więcej, niż tysiąc osób. Siedem SDG może pokazywać filmy jednocześnie dla siedmiu tysięcy widzów.

Gen Szi podskoczył ze źle skrywanym niepokojem.

— Obawiam się, że to się nie uda!

— Dlaczego?

— Lud Jan-Jah nie jest gotowy do oglądania takich rzeczy.

— Nie rozumiem — stwierdziła Faj z ledwie uchwytnym uśmieszkiem.

— Nic w tym dziwnego — odezwał się milczący dotychczas Czojo Czagas, a na dźwięk jego ostrego, władczego i niecierpliwego tonu pozostali członkowie Rady wzdrygnęli się i zwrócili ku władcy. — Wiele rzeczy będzie tu dla was niezrozumiałych. To zaś, co nam pokażecie, może być fałszywie zinterpretowane. Dlatego mój przyjaciel Gen Szi obawia się projekcji waszych filmów.

— Ale przecież każde nieporozumienie może zostać wyjaśnione tylko poprzez wiedzę, dlatego należy pokazać jak najwięcej — zaoponowała Rodis.

Czojo Czagas leniwie uniósł dłoń ku Ziemianom.

— Nie będziemy tego osądzać pochopnie. Każę naszym instytutom, bibliotekom i galeriom sztuki przygotować dla was filmy i zestawienia. Widocznie nie macie takich inteligentnych maszyn, o jakich mówicie, lecz informacja, zakodowana w mniejszych jednostkach, zapisana jest pod postacią słów i obrazów. Wszystko to otrzymacie tutaj, nie opuszczając Ogrodów Coama. Przy szybkości poruszania się naszych gazowych samolotów… — Czojo Czagas zastanowił się chwilę. — Około tysiąca kilometrów na ziemską godzinę, prędko dostaniecie się w wybrane miejsce na naszej planecie.

Teraz nadeszła kolej Ziemian wymienić się zdumionymi spojrzeniami: władca Tormansa znał ziemskie miary!

— Jednakże — podjął Czojo — musicie poinformować nas wcześniej, które miejsca pragniecie zwiedzić. Nasze samoloty nie wszędzie mogą lądować i nie wszystkie rejony planety są całkiem bezpieczne.

— Może najpierw zapoznamy się z ogólną planetografią Jan-Jah i potem przedłożymy plan wizyt? — zaproponowała Rodis.

— Całkiem słusznie — zgodził się Czojo Czagas, powstając, i dodając z nieoczekiwaną życzliwością: — A teraz chodźmy do wyznaczonych dla was apartamentów.

I wyszedł pierwszy, stąpając bezdźwięcznie po miękkim dywanie, przez boczne wyjście do korytarza, którego ściany pobłyskiwały matowo metalem.

— Czy ta maska zawsze będzie zasłaniać pani twarz? — spytał nagle władca, niemal tykając palcem przezroczystej osłony Faj.

— Nie zawsze — odpowiedziała z uśmiechem — tylko do czasu, aż stanę się dla was nieszkodliwa, a wy…

— A my dla was — przytaknął ze zrozumieniem władca. — Dlatego nie zapraszam was do wspólnego posiłku. Tutaj — rzekł, ogarniając gestem rąk obszerną salę z dużymi oknami, których szyby były zaciemnione u dołu — możecie się czuć całkowicie bezpieczni. Do jutra!

Faj Rodis skłoniła się w podzięce.

Ziemianie obejrzeli pokoje, do których prowadziły drzwi znajdujące się w lewej ścianie naprzeciw okien. Potem znów się zebrali w salonie.

— Dziwna architektura, przypominająca nasze kliniki psychiatryczne — powiedziała Ewiza.

— Dlaczego najwyższy władca tak uporczywie zapewnia nas o bezpieczeństwie? — spytała Tiwisa.

— Widocznie nie jest bezpiecznie — orzekła poważnie Rodis. — Wybierzcie sobie pokoje, a potem zdecydujemy, kto dokąd pojedzie, abym mogła przekazać nasze życzenia Czojo Czagasowi. — Zauważywszy zdziwienie na twarzach towarzyszy, wyjaśniła: — Jestem pewna, że Czojo zaprosi mnie na sekretną rozmowę. Wedle ich pojęć jestem waszą władczynią, a władcy powinni dogadywać się na osobności.

— Doprawdy? — zdumiała się Ewiza.

— W dawnych czasach na Ziemi prowadziło to do niesłychanych problemów. Bądźmy jednak grzecznymi gośćmi i podporządkujmy się zwyczajom naszych gospodarzy. Muszę wcześniej poznać wasze pragnienia i wskazówki, inaczej jak będę odpowiadać władcy?

— Może najpierw Czedi podsumuje swoje obserwacje z oblotu Tormansa? — podsunął Wir Norin. — Łatwiej nam będzie wytyczyć trasy podróży.

— Nie sądzę, bym wiedziała więcej od was — odparła zmieszana Czedi — ale spróbuję przy pomocy Faj… Zetknęliśmy się ze specyficznym społeczeństwem, dla którego brak analogii w historii Ziemi lub niekomunistycznych cywilizacji innych planet. Dotychczas nie jest jasne, czy mamy do czynienia z wyższym etapem monopolistycznego kapitalizmu państwowego, czy z rodzajem mrówczego pseudo-socjalizmu. Jak wiecie, obie te formy łączyło ze sobą w ziemskiej historii dojście do władzy dyktatur oligarchicznych. Początkowo ziemski socjalizm naśladował kapitalizm w jego pogoni za dobrami materialnymi i produkcją masowej tandety ze szkodą dla ideologii, wykształcenia i kultury. Niektóre socjalistyczne kraje azjatyckie próbowały budować socjalizm na skróty, poświęcając po drodze wszystko, co się dało, a co najgorsze, powodując niepowetowane straty w ludzkich i naturalnych zasobach. W tym samym czasie największa potęga kapitalistyczna ERŚ, Ameryka, zmierzając ku dyktaturze wojskowej, została zmuszona skoncentrować wszystkie ważniejsze gałęzie przemysłu w rękach państwowych, żeby wyeliminować fluktuację rynkową i protesty ze strony przedsiębiorców. Dokonało się to bez odpowiedniego przygotowania aparatu państwowego. Właśnie w Ameryce, z jej antysocjalistyczną polityką, potężne gangi podporządkowały sobie cały przemysł, administrację, armię i policję, siejąc strach i korupcję. Zaczęła się walka z narastającym wpływem mafii, prowadząc do politycznego terroru i zwiększenia roli tajnych służb, co w konsekwencji i tak doprowadziło do przechwycenia władzy przez gangsterską oligarchię.