Выбрать главу

Wyszli w podziemny mrok. Tylko strzałki drogowskazów słabo połyskiwały na podłodze, jakby pływając w ciemności.

Czojo Czagas ujął ostrożnie dłoń Rodis. Zbliżywszy się do kwadratowej kolumny, otworzył w niej maleńkie okienko i nasłuchiwał chwilę.

— Trzeba się upewnić, że zadziałał wyłącznik w moim pokoju — wyjaśnił milczącej kobiecie — inaczej każdy próbujący otworzyć drzwi skarbca zginie na miejscu.

Drugim kluczem z pęku otworzył kolejne okienko, chwycił rękojeść podobną do strzały i mocno pociągnął. Wyskoczył srebrny trzpień i w tym momencie rozwarły się ciężkie wrota, prowadzące do rzęsiście oświetlonej, obszernej sali. Gdy tylko oboje weszli do środka, władca wcisnął jakiś guzik i drzwi zatrzasnęły się.

Rodis rozglądała się, podczas gdy Czojo Czagas, pochyliwszy się nad szerokim kamiennym stołem, coś na nim przesuwał, szczękając zapadkami, podobnymi do dźwigni starych maszyn elektronicznych, wielekroć widzianych przez Rodis w filmach historycznych i muzeach. Pomieszczenie także wyglądało jak muzeum. Wokół wysoko wznosiły się oszklone szafy z regałami obok solidnie zamkniętych kufrów, ozdobionych wypłowiałymi hieroglifami. Pokryte kurzem schodki zachowały ślady tych, którzy wspinali się ku górnym półkom.

Czojo Czagas wyprostował się, uroczyście pobladły. Przybyszce z Ziemi wydał się dawnym kapłanem, chroniącym zakazaną wiedzę i był nim zaiste.

— Wie pani, dokąd przyszliśmy? — spytał ochryple.

— Domyśliłam się. Tutaj ukrywa się to, co wy… wasi przodkowie przywieźli z Ziemi na gwiazdolotach.

Faj Rodis prężyła się w napięciu. Co za gratka dla historyka ERŚ znaleźć się w magazynie zawierającym pamiątki z najciemniejszego okresu wielkich przewrotów na samym początku EŚZ, Ery Światowego Zjednoczenia! Z respektem musnęła ogromny pulpit, wymontowany z pradawnego gwiazdolotu, jednego z pierwszych statków, który zanurkował rozpaczliwie w niezbadane i jak się okazało, niezwykle złożone głębiny wszechświata.

Czojo Czagas skinął zachęcająco na zaaferowaną Ziemiankę, wskazując jej rząd twardych krzesełek z metalu i masy plastycznej pośrodku sali.

— Wiem, że interesuje tu panią wszystko. Proszę jednak nie zapominać, że wciąż prowadzimy dialog. Zobaczy pani filmy przywiezione przez naszych przodków na pamiątkę planety, z której uciekli. Uciekali z niewielką nadzieją ratunku, lecz odnaleźli dziewiczą planetę i nowe życie, odrzucając stare. Kiedy szarpią mi nerwy wątpliwości co do słusznie obranej drogi, przychodzę tutaj, by nasycić się nienawiścią, z której czerpię siły.

— Nienawiścią do czego, do kogo?

— Do Ziemi i ludzkości! — odparł Czojo z przekonaniem. — Proszę obejrzeć wybraną przeze mnie serię obrazów. Nie będę musiał wyjaśniać, dlaczego chcę zakazać prezentacji waszych stereo-filmów. Ujrzawszy historię tego raju — dodał z jadowitą goryczą — któż nie zwątpi w prawdziwość waszych pokazów? Jak to się mogło stać, że ogołocona, zrujnowana planeta zamieniła się w cudowny ogród, a zagniewani, nie wierzący już w nic ludzie zostali najlepszymi przyjaciółmi? Czyja żelazna ręka utrzymuje ziemskie ludy w takiej dyscyplinie? Zresztą, czy powie mi pani prawdę? Umie pani czarować. Sam tego doświadczyłem. Pamięta pani legendę o czarownicy Kirke, zamieniającej ludzi w wieprze? Chwilami wydaje mi się, że jest nią pani…

— Kirke to wspaniały mit z niezapomnianych czasów, pochodzący jeszcze od matriarchalnych bóstw, opowiadający o magii seksualnej bogini, zależnej od stopnia wstrzemięźliwości erotycznej: jeśli był niski, prowadził do świństwa, jeśli wysoki, do bogini. Niemal od zawsze był niewłaściwie interpretowany. Pożądanie kobiecego piękna wyzwala świństwo w psychice takich osobników, którzy niezdolni są wznieść się w swoich seksualnych zapędach ponad zwierzęcy instynkt. Kobiety dawnych czasów raczej rzadko pojmowały konieczność walki z męską brutalnością, dlatego wiedzące o tym uznawano za wiedźmy. Spotkanie z Kirke było kamieniem probierczym dla każdego mężczyzny, by stwierdzić, jak bardzo ludzki jest jego Eros. Magia seksualna działa tylko na niskim poziomie postrzegania Piękna i Erosa. Chce pan spróbować? — zaproponowała Faj, w jednej chwili przeobrażając się, wbijając weń władcze spojrzenie i dumnie prężąc pierś.

Jakaś mroczna moc zawładnęła wolą Czojo Czagasa, jakby rozkręcała się w nim potężna sprężyna, zapierając dech, ściskając wnętrzności i przenikając mięśnie szalonym pragnieniem

— Nie! — krzyknął rozdrażniony.

Rodis spuściła wzrok, a władca przysiadł ciężko na brzegu stołu i nacisnął dźwigienki.

Zgasły światła i znikła podziemna ściana, rozjaśniona projekcją, której jakość przewyższała zwykłą TWF. Faj Rodis zapomniała o wszystkim, przenosząc się w odległą przeszłość rodzinnej planety.

Na początku były tylko fabularyzowane inscenizacje. Czojo Czagas ułożył je w kolejności wydarzeń historycznych. W najstarszych czasach nie było jeszcze dokumentacji filmowej. Należało stworzyć rekonstrukcje kluczowych zdarzeń. Jednakże owe fakty bezlitośnie burzyły przepiękne, ziemskie, baśniowe opowieści o dobrych cesarzach, mądrych królowych i rycerzach bez skazy, obrońcach skrzywdzonych i uciśnionych. Legendy o szlachetnych przywódcach i bojownikach za wiarę okazywały się stekiem krwawych zbrodni, bestialstwa i fanatyzmu, pociągających za sobą niszczenie pięknych krain, miast i żyznych pól.

Historia Ziemi, zapisywana i nauczana przez dalekich przodków był nastawiona przede wszystkim na przedstawienie prawdziwej ceny podbojów, zmiany władców i cywilizacji, lecz filmy rekonstrukcyjne z późnej ERŚ miały za zadanie pokazać, że wszelkie wysiłki ludzkie w tworzeniu piękna, zagospodarowaniu Ziemi, pokojowej pracy i poznaniu przyrody nieuchronnie okazywały się daremne, kończące nieszczęściami i zniszczeniami. Zwierzęcy ludożercy pożerali bardziej cywilizowane plemię przed jaskinią ozdobioną ochronnymi malowidłami. Asyryjscy najeźdźcy mordowali w płonących miastach dzieci i starców, gwałcili kobiety na oczach związanych mężczyzn, skrępowanych w nieludzki sposób. Nieskończonym kołowrotem przesuwały się spalone wsie, rozgrabione miasta, stratowane pola, tłumy zniewolonych ludzi, gonionych jak stada bydła. W zasadzie żaden pastuch nie traktował tak swoich bydląt. Stawało się oczywiste, że człowiek liczył się wtedy mniej od zwierzęcia. Co więcej ludzie zadawali sobie nawzajem straszliwe męki. Powoli rozcinano nieszczęśników piłami na chińskich placach, rozrywano końmi na wschodnich traktach, krzyżowano nad Morzem Śródziemnym, wieszano na żelaznych hakach jak połcie mięsa.

Nieustannie „wzbogacała” się technika masowych eksterminacji. Ścinanie głów, stosy, krzyże i koły nie wystarczały do wytępienia ludności w dużych miastach. Układano więc powiązane grupy pękami na polach i konne hordy tratowały je. Gnali włóczniami i ostrzami szabel w góry ogłupiałe tłumy i strącali do przepaści. Układali mury i wieże z żywych ludzi, przekładając rzędy ciał glinianą zaprawą. Z całej tej fantasmagorii masowych rzezi, w których najbardziej porażająca była absolutna bierność ludzkich mas, zafascynowanych potęgą najeźdźców, Faj Rodis zapamiętała szczególnie scenę upadku Rzymu. Dumne Rzymianki wraz z dziećmi próbowały znaleźć schronienie na Forum. Bezbronne, pozbawione ochrony poległych w walce ojców, mężów i braci, dziewczęta, matrony i staruszki z bezsilną rozpaczą patrzyły na nadciągającą watahę upojonych zwycięstwem Hunów, a może Germanów z okrwawionymi mieczami i toporami. Ten niezapomniany obraz, stworzony przez znakomitego artystę, stał się dla niej odzwierciedleniem jednego z kręgów inferna.

Jakby w odpowiedzi na współczucie Rodis, film zaczął ukazywać niezliczone zbrodnie Rzymian, dowodząc słuszności odpłaty, jaka nader rzadko, niestety, spotykała zbrodnicze imperia na przestrzeni dziejów.