Выбрать главу

Z wszystkich historycznych upadków ludzkości degeneracja Rzymian nie miała sobie równych, chyba że Niemców w czasach nazizmu. Rzymianie, tak bardzo wynoszący się ponad „barbarzyńców”, sami postępowali z innymi z nieludzką dzikością.

Schlebiając najniższym instynktom, władcy Rzymu zamienili swoich obywateli w prymitywny, sadystyczny tłum, żądający wciąż bez umiaru „chleba i igrzysk”. Okrucieństwo i zupełny brak współczucia uczyniły ludzkie cierpienia rozrywką, a brak szacunku dla innoplemieńców i innowierców wywołał atrofię sumienia i szlachetności.

W czasach przedchrześcijańskich zaczęli urządzać w nowo postawionych cyrkach lub przebudowanych greckich amfiteatrach widowiska, w których ludzie musieli walczyć z dzikimi bestiami. Ten krwawy obyczaj rozrastał się do potwornych rozmiarów, trwając ponad pięćset lat, aż do edyktu cesarza Konstantyna zakazującego igrzysk z zabijaniem ludzi.

Powszechne przytępienie ludzkich uczuć zmuszało imperatorów i konsulów do zwiększania liczby kaźni i urozmaicania jej sposobów.

Pompejusz Wielki uczcił swoje zwycięstwo, urządzając triumf, a raczej „polowanie” w cyrku. W pięć dni igrzysk zabito sześćset lwów i tysiąc czterystu ludzi.

Imperator Tytus, budowniczy największego cyrku, Koloseum, posłał na śmierć dziewięć tysięcy zwierząt i dwanaście tysięcy ludzi. Już pierwszego dnia zginęło siedem tysięcy ludzi i pięć tysięcy zwierza. Chrześcijanie, zaszyci w skóry zwierzęce lub przywiązani do słupów byli pożerani żywcem przy radosnym skandowaniu i wyciu pięćdziesięciu tysięcy widzów, tak zwanych wolnych obywateli stolicy świata.

Imperator Trajan zabił dwadzieścia cztery tysiące ludzi i jedenaście tysięcy zwierząt. Słonie, hipopotamy, lwy, lamparty, niedźwiedzie, hieny, krokodyle, tygrysy, dziki ginęły ku uciesze rozszalałych tłumów. Tysiące nagich kobiet, młodych dziewcząt i dzieci było rozszarpywanych przez drapieżniki lub tratowanych przez słonie, nosorożce i tury.

Imperator Probus postawił las na arenie Koloseum i urządził „polowanie” na sto lwów, dwieście lampartów i trzysta niedźwiedzi. „Myśliwi” zabijali drapieżniki krótkimi oszczepami. Następnego dnia zabito trzy tysiące dzików, jeleni i strusi.

Imperator Gordian rozpoczął panowanie od zabicia tysiąca niedźwiedzi, a na tysiąclecie Rzymu zginęło na arenie dwa tysiące gladiatorów. Podobne widowiska oczywiście miały miejsce nie tylko w samym Rzymie, ale także we wszystkich większych miastach.

Nie mniejszą bezwzględność i duchową degradację okazywali Rzymianie w trakcie swoich podbojów. Zamiast okazać szacunek dla męstwa i heroizmu przeciwników, rozprawiali się z bezbronną ludnością, zaganiając pokonanych z ich rodzinami, dziećmi i starcami do pracy w kopalniach i kamieniołomach, gdzie konali powoli w nieludzkich warunkach, pozbawieni wody, domów i posłań. Chrześcijanie i Żydzi byli traktowani szczególnie brutalnie. Kiedy legiony rzymskie zdławiły powstanie w Judei, cała jej ludność została zapędzona do afrykańskich kamieniołomów. Wykastrowani i oślepieni rozpalonym żelazem na jedno oko mężczyźni w łańcuchach i z wypalonym na czole piętnem, wykuwali znakomity marmur numidyjski do wspaniałych rzymskich budowli. Jeśli wyobrazić sobie kolosalne zużycie marmuru do budowania forów, pałaców, świątyń, akweduktów, a nawet dróg, ocean ludzkich cierpień mógł tylko wywołać w duszy każdego prawdziwego człowieka odrazę i nienawiść do nieodwracalnej przeszłości.

Takie było prawdziwe oblicze największej cywilizacji, która pozostawiła dumne napisy „Gloria Romanorum” i którą narody Europy przez wiele wieków uważały za niedościgły wzorzec.

Odpłata, jak zawsze, przyszła za późno i skrupiła się, jak zwykle na niewinnych. Powstałe znacznie później państwa także nurzały się w okrucieństwach. Królowie francuscy, noszący harde przydomki w rodzaju Króla Słońce, z niewiarygodnym okrucieństwem tępili heretyków, którzy byli ich rodakami. Setki ludzi skutych łańcuchami posyłano na galery na Morzu Śródziemnym, gdzie w przerażających warunkach, całkiem nadzy i przykuci do ławek, harowali przy wiosłach, umierając bez żadnej winy. Każda galera potrzebowała 300–400 wioślarzy, a były tysiące takich statków, wliczając w to arabskie, na których męczyli się niewolnicy chrześcijańscy.

Najbardziej krwiożerczy sułtan Maroka, Mulaj Ismail, zamknął w swym haremie osiemdziesiąt tysięcy niewolnic. Afrykańscy kacykowie nie odstawali od owych władców. By uczcić śmierć królowej czarnego ludu Aszanti, trzem tysiącom pięciuset niewolnikom obcięto ręce i nogi, część z nich spalono żywcem. Wobec takich okrucieństw bladły dawniejsze ludobójstwa tyranów, na przykład faraona Dżera, w grobowcu którego zabito 587 ludzi albo scytyjskich wodzów w Kubaniu i nad Morzem Czarnym, masowo wyrzynających ludzi i konie na kurhanach, by zrosić obficie krwią prochy wojowników.

Perła starożytnej kultury, Hellada, stająca się pastwiskiem kóz na początku Ciemnych Wieków; ruiny jeszcze starszej cywilizacji morskiego ludu na Krecie; starta na proch kopytami azjatyckich hord kultura Starej Rusi; kolosalne masakry aborygenów w Afryce Południowej, dokonane przez północnych najeźdźców — wszystko to, dobrze już znane, nie wyzwalało nowych asocjacji. Rodis nie widziała jednak dotychczas fragmentów kronik dokumentalnych wmontowanych w filmy fabularne ERŚ. Masowe zbrodnie nabrały jeszcze bardziej potwornego charakteru, proporcjonalne do większego zaludnienia i łatwiejsze dzięki zdobyczom techniki. Ogromne obozy koncentracyjne, fabryki śmierci, gdzie głodem, nieludzką pracą, komorami gazowymi i specjalnymi karabinami, strzelającymi seriami kul, zabijano ludzi setkami tysięcy, a nawet milionami. Góry ludzkich popiołów, hałdy trupów i kości, jakie nie śniły się dawniejszym ludobójcom. Bomby atomowe w ciągu kilku sekund spopielały wielkie miasta. Wokół całkiem wypalonego centrum, gdzie setki tysięcy ludzi, drzewa i domy znikały w okamgnieniu, rozpościerał się krąg zrujnowanych budynków, wśród których pełzały oślepione, poparzone ofiary. Spod ruin dochodził rozpaczliwy płacz dzieci, wołających rodziców i błagających o łyk wody. I znów następowały obrazy masowych represji, przemieszanych z bitwami, w których tysiące samolotów, dział lądowych lub statków z samolotami na pokładach ścierało się z chrzęstem żelaza w grzmiącej lawinie ognia. Dziesiątki tysięcy źle uzbrojonych żołnierzy z uporem atakowało stanowiska broni szybkostrzelnej, dopóki góra trupów nie zakryła umocnienia, uniemożliwiając wrogom strzelanie na równi z narastającym obłędem. Bombardowane miasta, gdzie bohaterowie tamtych czasów fotografowali zapadające się, płonące budynki. Przeznaczeni na śmierć lotnicy samobójcy przedzierali się przez zasłonę pocisków i rozbijali samoloty na pokładach ogromnych transportowców. Ogniste podmuchy porywały w górę ludzi, broń, szczątki maszyn. Łodzie podwodne wynurzały się nagle z głębiny morza, by zniszczyć wroga torpedami z głowicami termojądrowymi…

— Ocknij się, Ziemianko — usłyszała Faj Rodis głos Czojo Czagasa.

Wzdrygnęła się, on zaś wyłączył projektor.

— Nie wiedziała pani tego wszystkiego? — zapytał drwiąco.

— Nie zachowało się u nas tak wiele filmów z tamtych czasów — odparła, powoli dochodząc do siebie. — Po ucieczce waszych gwiazdolotów wciąż trwała wojna. Nasi przodkowie nie wpadli na to, by ukryć dokumentację pod ziemią lub w głębi morza. Wiele zaginęło.

Czojo Czagas spojrzał na zegar. Rodis wstała.

— Poświęcił mi pan mnóstwo czasu. Przepraszam i jestem wdzięczna.

Przewodniczący Rady Czterech przystanął, zastanawiając się nad czymś.

— Naprawdę nie mogę pani dłużej towarzyszyć, ale jeśli ma pani ochotę…