— Absolutnie!
— Jeden dzień nie wystarczy!
— Mogę długo obejść się bez jedzenia. Potrzebna mi tylko woda.
— Woda znajduje się tutaj. — Czojo Czagas otworzył trzecim kluczem niewielkie drzwiczki. — Widzi pani ten zielony kran? To mój prywatny wodociąg — wyjaśnił z uśmiechem. — Może pani pić bez obawy. Będzie tu pani zamknięta, ale zostawię otwartą szafkę sygnałową. Proszę nie próbować wychodzić samemu. Sporo tutaj pułapek. Materiały z ostatniego stulecia zobaczy pani nie wcześniej niż za dwa dni. Da pani radę?
Faj Rodis milcząco skinęła głową.
— Przyjdę po panią sam. Mikrofilmy z przekopiowanymi oryginałami znajdują się w tych skrzynkach. Udanych przeżyć, jak mówią u nas przy rozstaniu.
Rodis wyciągnęła do niego dłoń ziemskim gestem przyjaźni, ten zaś uścisnął ją mocno, wpatrując się w lśniące, „gwiaździste” oczy, tak porażająco różne od tych, jakie widział na swojej planecie i na starych filmach z Ziemi, której wyrzekli się jego przodkowie.
Wkrótce ten dziwny człowiek poddał się i niemal odtrącił rękę Rodis, znikając za drzwiami. Ogromna płyta ochronna zatrzasnęła się z głuchym hukiem, podobnym do uderzenia młota hydraulicznego.
Rodis wykonała parę ćwiczeń na oddech i koncentrację, by przygotować energetycznie ciało na czekającą je pracę. Jej zadaniem było nie tylko przejrzeć, ale także zachować w pamięci zebrane materiały. Zbyt późno pomyślała o zapisie przez SDG, wątpiła zresztą, by zmienny władca planety zgodziłby się powtórzyć swój kaprys.
Badając zawartość skrzyń, zorientowała się, że Czagas pokazał jej tylko jeden zbiór, oznaczony hieroglifami, które odczytała jako: „Człowiek człowiekowi”. Drugi i trzeci kufer zostały oznaczone: „Człowiek przyrodzie” i „Przyroda człowiekowi”.
Filmy „Człowiek przyrodzie” ukazywały, jak znikały z powierzchni Ziemi lasy, wysychały rzeki, wyjaławiały się żyzne uprawy, wypalone lub zasolone, ginęły jeziora i morza, zatrute odpadami lub wyciekami ropy naftowej. Ogromne ziemskie obszary, zryte kopalnianymi szybami, zawalone hałdami żużlu lub zabagnione z powodu zbyt częstych odwiertów w poszukiwaniu świeżej wody. Filmowe oskarżenia, kręcone w tych samych miejscach w przeciągu dziesięcioleci. Uschłe krzewy zamiast wyniosłych cedrów, sekwoi, araukarii, eukaliptusów, gigantów gęstych tropikalnych dżungli. Umierające, obdarte z kory i objedzone przez insekty drzewa wszędzie tam, gdzie wytępiono ptaki. Całe pola ciał dzikich zwierząt, wymarłych z powodu bezmyślnego nadużywania chemikaliów. I znowu nieekonomiczne zużycie miliardów ton węgla, nafty i gazu, wyczerpanie zapasów nagromadzonych pod ziemią odkąd istniała planeta. Całe góry potłuczonego szkła, butelek, zardzewiałego złomu, niezniszczalnego plastiku. Tryliony par znoszonego obuwia leżały w stosach przewyższających egipskie piramidy.
Zbiór „Przyroda człowiekowi” okazał się najtrudniejszy w odbiorze. W przerażających obrazach ostatnich wieków, gdzie niszczące siły techniki ścierały się z kolosalnymi ludzkimi masami, ludzka indywidualność, obojętna na cudze cierpienia, roztapiała się w oceanie strachu i bólu. Człowiek, będący integralną jednostką, w bitwie lub tłumie przeznaczonym do unicestwienia, znaczył tyle, co wystrzelona kula lub śmieć, który należy usunąć. Antyhumanizm i beznadziejnie nieuchronny upadek cywilizacji, jej podziały tak zdławiły indywidualną psychikę, że nie zostawiały miejsca na współczucie dla cierpień drugiego człowieka.
Filmy z trzeciej skrzyni ukazywały poszczególne twarze w bliskich planach, obrazując malujące się na nich choroby i cierpienia, spowodowane nieumiarkowanym trybem życia, rozbratem z naturą, niezrozumieniem potrzeb ludzkiego organizmu i chaotyczną, niezaplanowaną dzietnością. Potem pojawiły się wielkie miasta opuszczone z powodu braku wody, rozsypujące się bloki żelazobetonu i grudy spękanego asfaltu. Ogromne hydroelektrownie, zamulone zapory, rozwalone przez przemieszczenia skorupy ziemskiej. Morskie zatoki, gnijące z powodu naruszenia równowagi ekologicznej, zatrute nadmiarem „ciężkiej wody” ze sztucznych basenów, opróżnianych zbyt pospiesznie na brzegach rzek. Gigantyczne połacie martwych plam ciągnące się wzdłuż opustoszałych brzegów, czarnych od ropy naftowej, białych od milionów ton detergentów, wypuszczanych do mórz i jezior.
Później przesuwały się w ponurym korowodzie przepełnione szpitale, kliniki psychiatryczne, przytułki dla idiotów i kalek. Lekarze prowadzili rozpaczliwą walkę z nieustannie zwiększającą się liczbą zachorowań. Badania sanitarno-bakteriologiczne wyeliminowały przyczyny epidemii atakujących organizm z zewnątrz, ale brak rozumnego pojmowania praw biologii, wraz z likwidacją naturalnej eliminacji słabszych osobników, prowadziły do nieuchronnego osłabienia odporności organizmów, zahartowanych milionami lat ewolucji. Nowi wrogowie zaatakowali człowieka. Różnorodne alergie, których najstraszniejszym objawem był rak, skazy dziedziczne i psychiczne defekty rozpleniły się i stały powszechnym problemem. Medycyna, jak zwykle nieuznawana za naukę pierwszego rzędu, rozpatrywała oddzielnie każdy przypadek chorobowy i okazała się nieprzygotowana na nowe rodzaje chorób. Jeszcze więcej problemów sprawiła niezdrowa żywność. Chociaż ludzie wciąż mieli w pamięci nieudane eksperymenty z maniokiem, batatami i kukurydzą, mączną żywnością z dawnych tropików, w ERŚ zlekceważyli je. Nie chcieli zrozumieć, że sztucznie pomnożona żywność nieuchronnie pogarsza swą jakość. Następowała więc stopniowa degradacja wywołana niedoborem białka, co w czasach pierwotnych wiodło ludy do kanibalizmu. Złe odżywianie zwiększało liczbę wątłych, chorowitych ludzi, stanowiących duże brzemię dla społeczeństwa.
Faj Rodis ledwie starczało sił na oglądanie osób wykończonych przez raka, dzieci obciążonych dziedzicznie, anemicznych dorosłych, ale też ludzi pełnych sił i energicznych, których ciężkie warunki życia doprowadziły do zawału serca i przedwczesnej śmierci.
Najgroźniejsze ze wszystkiego okazały się nierozpoznane psychozy, niepostrzeżenie skrzywiające świadomość człowieka, wypaczające jego przyszłość i najbliższe otoczenie. Alkoholizm, sadystyczne instynkty, amoralność i niemożność przeciwstawienia się chwilowym kaprysom zamieniały, zdawałoby się, normalnego człowieka w odrażające bydlę. A najgorsze było to, że takich ludzi diagnozowano zbyt późno. Nie istniały prawa, które izolowałyby społeczność od ich poczynań, zdążyli więc okaleczyć moralnie mnóstwo ludzi wokół siebie, zwłaszcza własne dzieci, bez względu na wyjątkową odpowiedzialność kobiet, ich ukochanych żon i matek…
„A właściwie — pomyślała Rodis — na ich odpowiedzialności, cierpliwości i dobroci wykwitały tym większe kwiaty zła z nieśmiałych pąków nieopanowania i braku woli. Co więcej, cierpliwość i potulność kobiet pomagały mężczyznom znosić tyranię i niesprawiedliwość ustroju społecznego. Poniżając się i płaszcząc przed stojącymi wyżej, odbijali to sobie potem na rodzinie. Najbardziej despotyczne reżimy egzystowały najdłużej tam, gdzie kobiety były najmocniej uciskane i upokarzane, w dawnych krajach muzułmańskich, w Chinach i Afryce. Wszędzie, gdzie kobiety były traktowane jak domowy inwentarz, wychowywane przez nie dzieci stawały się ciemnymi i zacofanymi dzikusami”.
Owe przemyślenia wydały się jej interesujące, toteż podyktowała je urządzeniu notującemu, ukrytemu pod lustrzanym daszkiem na prawym ramieniu.
Ujrzane obrazy głęboko nią wstrząsnęły. Zdawała sobie sprawę, że filmy przeniesione ze starych gwiazdolotów przeszły odpowiednią selekcję. Ludzie nienawidzący swojej planety, mający szansę wyrwania się z piekła chaotycznej egzystencji, wzięli ze sobą wszystkie zniesławiające cywilizację, historię narodów i krajów, aby drugie pokolenie wyobrażało sobie porzuconą Ziemię jako miejsce bezustannego cierpienia, do którego w żadnym wypadku nie należy wracać, nawet gdyby podróż zakończyła się tragicznie. Bez wątpienia to właśnie zerwanie przeszłością skłoniło przodków dzisiejszych Tormansjan, kiedy poszczęściło im się znaleźć przyjazną dla życia planetę bez istot rozumnych, by ogłosili się przybyszami z mitycznych Białych Gwiazd, dziedzicami potężnej i mądrej cywilizacji. Nic nie szkodziło pokazywać i później filmy o ziemskich potwornościach. Na takim tle współczesne życie Tormansjan wydawałoby się prawdziwym rajem. Jednakże niebezpiecznie było naruszać zakorzenioną od lat wiarę w wyższą mądrość Białych Gwiazd i jej strażników, oligarchów. Zapewne były też po temu i inne powody.