Выбрать главу

— Ale przecież na Jan-Jah też mamy od dawna maszyny cyfrowe! Nazywamy je „smoczymi pierścieniami” — gorączkowała się „wiedząca żmija”.

— Chyba się domyślam, w czym rzecz — odparł Sol Sain. — U nas na Ziemi było kiedyś mnóstwo narodów i wiele kultur, a także różne systemy społeczne. Hamowało to wzajemnego przenikanie się, tak samo jak walka powstrzymywała rozwój gospodarki światowej aż do chwili, kiedy postęp świadomości społecznej i techniki umożliwił stworzenie sprawiedliwego społeczeństwa komunistycznego i funkcjonowanie aparatu kolektywnego. Ponadto strach przed wojną totalną zmusił państwa do traktowania się z wzajemnym szacunkiem i prowadzenia polityki pokojowego współistnienia, jak nazywała się wówczas nacjonalistyczna rywalizacja między narodami.

— U nas zaś, na planecie Jan-Jah, zasiedlonej przez jedną rasę, w warunkach monokultury, rozwój okazał się jednokierunkowy.

— I nie zdążyliście zorientować się, jak na całej planecie zapanował system oligarchiczny kapitalizmu państwowego! — wypaliła Menta Kor i spore wzburzenie wśród Tormansjan potwierdziło słuszność jej oceny.

Po tej dyskusji inżynier Tael poprosił Faj Rodis o nadzwyczajne spotkanie.

Tymczasem Ewiza Tanet uznała, że poziom antyciał w organizmach kosmonautów jest wystarczający, by zdjąć skafandry. Uradowani Ziemianie byli gotowi zdjąć natychmiast uciążliwe zbroje. Faj Rodis zwróciła się na boku do Gena Atala:

— Tiwisa i Tor przekazali na „Ciemny Płomień”, że zakończyli już zwiedzanie instytutów naukowych i rezerwatów. Chcą teraz zbadać opuszczone miasta i ocalałe lasy pierwotne w strefie Morza Lustrzanego. Władze ostrzegają przed jakimś niebezpieczeństwem, lecz koniecznie musimy zobaczyć dziewicze puszcze planety.

— Rozumiem. We troje damy sobie lepiej radę z zagrożeniem. Kiedy mam lecieć?

— Jutro, ale Tiwisa i Tor postanowili nie zdejmować skafandrów.

— Ja jednak zdejmę.

— Jeśli jednak dwoje towarzyszy zachowa metalową osłonę, a pan nie, czy nie naruszy to jedności grupy? Będzie pan słabym ogniwem…

— Słusznie, trzeba będzie jeszcze pochodzić trochę w metalu.

Gen Atal spojrzał na Ewizę. Ta odpowiedziała porozumiewawczym skinieniem głowy, lecz inżynier obrony nie dostrzegł w je topazowych, tygrysich oczach upragnionej odpowiedzi. Zwracając się znów do Rodis, oznajmił ze smutkiem, że idzie zaprogramować swego SDG.

Rodis popatrzyła karcąco na Ewizę, gdy tylko Atal zniknął za drzwiami. Ta roześmiała się, potrząsając ciemnorudą głową i Faj żałowała, że Gen nie widzi jej w tym momencie.

— Nie chcę go martwić, ale nie mogę nic na to poradzić — powiedziała Ewiza. — Chodźmy. Odzwyczaiłam się od własnej skóry, jakbym urodziła się obrośnięta łuską, niczym tormansjańska żmija.

Inżynier Honteelo Tollo Frael oczekiwał na Faj Rodis w ogrodzie, gdzie po raz pierwszy poznał tajemnicę własnej planety.

Faj przyszła doń podśpiewując, lekkim i zgrabnym krokiem, odziana w krótką ziemską sukienkę z opiętym, odsłaniającym ramiona stanikiem i szeroką, fałdzistą spódnicą, ściągniętą w talii czarną wstęgą. Ręce i odkryte nogi pokrywała równa, brązowawa opalenizna, harmonizująca z jasnozłotą barwą sukni. W tym stroju przywódczyni Ziemian straciła nieco dostojeństwa, lecz wydawała się młodsza i jeszcze piękniejsza w oczach Tormansjanina. Rodis zauważyła już, że nawet drobna zmiana stroju czy zachowania wywiera głębokie wrażenie na mieszkańcach Jan-Jah, pospieszyła więc w sukurs inżynierowi.

— Czy coś się stało? — spytała z uśmiechem i dorzuciła: — Zamieniam się w prawdziwą kobietę Jan-Jah, skoro tak często myślę o niebezpieczeństwach.

— Nie ma żadnego niebezpieczeństwa, ale musimy się naradzić — rzekł inżynier, rozglądając się niespokojnie.

Rodis wcisnęła guzik na obręczy kontaktowej. Rozległ się cichy tupot i do ogrodu wtoczył się posłusznie dziewięcionogi robot, zachowujący na kopułce kruczoczarny kolor swej właścicielki. Rodis osłoniła siebie i inżyniera polem ochronnym.

— Widziałem się z przyjaciółmi. Zobowiązali mnie, bym z panią porozmawiał. Obejrzawszy filmy o waszej… o naszej — poprawił się — historii, wszyscy myślą tylko o tym, jak sprawić, by tutejsze życie upodobniło się do ziemskiego. Zanim wrócicie na daleką Ziemię, powinniście nas uzbroić.

— Broń bez wiedzy przyniesie wam same szkody. Nie mając przemyślanego, jasno wytyczonego celu, wywołacie tylko czasową anarchię, po której następuje zawsze jeszcze gorsza tyrania.

— To co mamy robić?

— Wedle praw dialektyki podstawa żelaznej twierdzy reżimu oligarchicznego zarazem jest bardzo krucha. Trzeba poznać jej najważniejsze punkty, by systematycznie je zniszczyć, a cały system rozpadnie się, bez względu na pozorną monolityczność, ponieważ utrzymuje ją tylko strach od góry do dołu. Musicie zwerbować jak najwięcej mężnych, śmiałych i mądrych ludzi, żeby obalić oligarchię i znaleźć dość dobrych ludzi, żeby zbudować nowy ustrój.

— I dlatego kładzie pani tak wielki nacisk na szkolenie ludu? — spytał Tael.

— Dialektyczny paradoks polega na tym, że do stworzenia społeczeństwa komunistycznego konieczny jest rozwój indywidualności, lecz nie indywidualizmu każdego człowieka. Trzeba pozostawić miejsce na duchowe konflikty, niezadowolenie, pragnienie ulepszania świata. Między „ja” a społeczeństwem winna być ustanowiona granica. Skoro zaniknie, pozostanie zaadaptowana masa, hamująca postęp tym silniej, im większa jej adaptacja. Trzeba pamiętać, że teraźniejszość w istocie nie istnieje, jest tylko wieczny proces przechodzenia z przeszłości w przyszłość. Nie wolno zatrzymywać tego procesu, a tym bardziej spowalniać. Wasza oligarchia zahamowała rozwój społeczeństwa Jan-Jah na jego nieuchronnej drodze do komunizmu głównie dlatego, że pomagaliście jej umocnić władzę. Wasi uczeni nie powinni być zabójcami, bez względu na zaszczyty, przywileje, przekupstwo. Nie zapominajcie, że wasz system społeczny oparty jest na ucisku i terrorze. Każde udoskonalenie owych metod obróci się niechybnie przeciwko wam. Główny problem polega na tym, że „kży” nazywają was mordercami i mają rację, choć podsycanie wzajemnych konfliktów to wypróbowany sposób oligarchów.

— Nie wie pani, jak głębokie są nasze podziały — zaoponował z uporem Tael. — Mam na myśli demagogię, jakoby wszyscy ludzie byli jednakowi i tylko wystarczy ich odpowiednio ukształtować i wychować (także jednakowo), a osiągniemy jedność myślenia i możliwości. W istocie stało się coś odwrotnego: rzeczywista nierówność zrodziła morze zawiści, zawiść kompleks niższości, w którym zatraciła się świadomość klasowa, cel i sens każdej walki przeciwko systemowi. „Kży” są przeciwko nam, my przeciw nim, a system pozostaje całe wieki niewzruszony. Wszystko jest zatrute nienawiścią i wzajemnym niezrozumieniem.

— Co się z panem dzieje, Taelu? Zaczyna pan wątpić? A przykład Ziemi? Tylko poważne i długotrwałe wysiłki zamienią bezwyjściowe kręgi inferna w rozkręcającą się nieskończenie spiralę. Wracamy do punktu wyjścia.

— Nie o to chodzi. Zgadza się pani z tym, że „kży” nas obwiniają?

— Tak, Taelu. W kapitalistycznej oligarchii im wyżej dana klasa, grupa czy warstwa stoi w hierarchii społecznej, tym więcej w niej zabójców, pośrednich i bezpośrednich. Są nimi na różne sposoby, świadomie lub nieświadomie. Jedni postępują tak, by się przysłużyć władcom, inni z niewiedzy, gdy ważne stanowisko zajmuje człowiek ciemny i niewykształcony. „Dży”, choć jest wśród nich sporo ciemniaków, w większości mają wiedzę i są ogólnie inteligentni. Stając się zabójcami, są zatem winni podwójnie. Zabójstwa bywają różnorodne. Zabijają bezsensem pracy wykonywanej w nieodpowiednich warunkach. Zatruwają rzeki i wodne zbiorniki ściekami pełnymi chemikaliów; niewłaściwymi, źle przygotowanymi lekarstwami, środkami owadobójczymi, szkodliwą tanią żywnością. Zabijają też, niszcząc przyrodę, bez której człowiek nie może egzystować, zabijają, budując miasta i fabryki na terenach nieprzyjaznych dla życia, o niezdrowym klimacie, nieograniczonym hałasem. Wreszcie źle wyposażonymi szkołami i szpitalami, samym niesprawnym ich funkcjonowaniem, prowadzącym do licznych nieszczęść, a w konsekwencji różnego rodzaju nerwic. Za to wszystko w pierwszym rzędzie odpowiedzialni są „dży”, uczeni i technolodzy, kto bowiem, jak nie oni, powinien rozpoznać przyczyny dużej śmiertelności? A co się dzieje w przypadku, kiedy „dży” tworzą broń dla aparatu ucisku, by ten poskromił wolnomyślicieli? Gdy obmyślają nowe narzędzia fizycznych i psychicznych tortur albo broń masowej zagłady? Zgodnie z prawem Wielkiego Pierścienia takie osoby powinny mieć całkowity zakaz zajmowania się nauką, włącznie z wydaleniem na dzikie planety.