Выбрать главу

— Pan, bez wątpienia pod wpływem filmów wywiezionych z Ziemi przyswoił sobie jeden z najgorszych sposobów rządzenia ludźmi — orzekła z dezaprobatą Faj. — Nasi przodkowie wynaleźli jednak także inną metodę: zwrócenie się do ludzkiego zdrowego rozsądku, wyjaśnienie im przyczyn zachodzących wydarzeń i uświadomienie ich następstw. Dzięki głęboko zakorzenionemu w nas poczuciu sprawiedliwości i prawości zrobimy o wiele więcej i zdecydujemy się na trudne doświadczenia, jak wykazali to już ludzie w przeszłości. Nie należy obierać najłatwiejszej drogi, można bowiem popaść w bezwyjściowe inferno.

— Trudna i twórcza droga jest niewyobrażalna dla wielkiej liczby ludności.

— Im więcej ludzi, tym większy dobór rozumów, których wspólny wysiłek stworzył na Ziemi potężną i czystą noosferę. Dzisiejszy człowiek jest rezultatem zrastania się przez miliony lat rozlicznych gałęzi wiedzy. Chroni jego dziedzictwa mnóstwo psychologicznych jaźni, dlatego jest tak wielka różnica między indywidualnościami. W tym tkwi klucz doskonalenia się i przeszkoda dla przemienienia ludzkości w mrówczą społeczność. Połączenie różnego typu struktur psychologicznych, które zawsze będą iść swoją drogą w ogólnym pochodzie kultury, jest najwspanialszym cudem i dowodem niezwykłych umiejętności człowieka w ramach dobrze ukierunkowanej społecznej współpracy.

— A miliardy głupców i psychopatów, rozdrabniających prawdę na setki małostkowych odkryć i pogłębiających myślowy chaos? Pewien mędrzec pisał o wiedzy jako o tłuszczu zamulającym mózg. Tak to u nich wygląda. Po co mają żyć dalej, marnując ostatnie zasoby planety?

— Doszliście już do nieuniknionego spadku rozrodczości wśród waszej inteligencji. Ośmieliliście się pozbawić ludzi normalnych związków, by zamienić ich w oręż ucisku i władzy! No cóż, to oczywisty skutek tyranii.

— Informacje otrzymane od inżyniera Tollo Fraela! — zawołał Czagas takim tonem, jakby ją na czymś przyłapał. — A właśnie, czy wiedział o seansach filmowych?

Rodis ogarnęło obrzydliwe poczucie konieczności oszukiwania. W świecie Tormansa niezłomne trzymanie się ziemskich praw mogło mieć niebezpieczne następstwa.

— Dawno już się domyśliłam, że ma obowiązek donosić — odparła wymijająco.

Czojo Czagas zrozumiał po swojemu odrazę malującą się przelotnie na twarzy Rodis i uśmiechnął się z satysfakcją. Faj zrozumiała, że uniknęła zagrożenia Taela. Spuściła oczy, by skryć najmniejszy odcień swoich emocji przed bystrym wzrokiem władcy.

— Proszę powiedzieć wprost, czy mogłaby mnie pani zabić? — zapytał nagle.

Rodis dawno przestały dziwić niespodziewane przeskoki myślowe Czagasa.

— Po co? — zapytała spokojnie.

— Żeby mnie usunąć i osłabić strukturę władzy.

— Usunąć pana! Na pańskie miejsce zaraz przyjdzie inny, jeszcze gorszy. Pan jest chociaż mądry…

— Chociaż! — powtórzył gniewnie.

— Wasz ustrój społeczny nie pomaga dojść do władzy ludziom uczciwym i mądrym, to jej podstawowy problem. Co więcej, zgodnie z prawem odkrytym w ERŚ przez niejakiego Petera, w tym systemie występuje tendencja do pogłębiania się niekompetencji rządzącej elity.

Czojo Czagas chciał zaprotestować, lecz powstrzymał się i zapytał podstępnie:

— A jak mogłaby mnie pani zgładzić technicznie? Czym?

— W każdej chwili mogę nakazać panu umrzeć.

— Ja także mogę panią zniszczyć w mgnieniu oka!

Rodis wzruszyła ramionami z czysto kobiecym lekceważeniem.

— W takim wypadku komandor naszego gwiazdolotu obiecał zryć powierzchnię Jan-Jah na głębokość kilometra.

— Ale pani nie uznaje zabijania! I na pewno mu tego zabroni!

— Nie będzie mnie wtedy wśród żywych — odparła z uśmiechem. — A on jest komendantem!

Czojo Czagas w zamyśleniu zabębnił palcami po stole i jakby w odpowiedzi na ten gest gdzieś zadźwięczał niewidzialny dzwoneczek.

Po tym, jak zaniepokoił się przewodniczący Rady Czterech, Faj Rodis zorientowała się, że sygnał dotyczy czegoś bardzo ważnego. Wstała, lecz tamten, wpatrzony w aparat ukryty przed oczami kobiety za ścianką z rzeźbionego drewna, władczym gestem nakazał jej zostać.

— Wzywa panią wasz statek. Do Jan-Jah zbliża się jakiś gwiazdolot. Ziemski?

— O nie! — zawołała Faj tak pewnie, że władca zerknął na nią podejrzliwie. — Nie oczekiwałam go tak szybko — dodała, czytając w jego myślach.

— Może się pani połączyć z tym nowym przybyszem?

— Oczywiście, jeśli ich planeta przynależy do Wielkiego Pierścienia.

— Chcę w tym uczestniczyć!

Rodis dostatecznie poznała już tutejsze zwyczaje. Władcy nie można zapraszać do siebie ani nigdzie indziej. Do niego zaś należy się stawiać tylko na wezwanie.

Wir Norin przybiegł natychmiast z dwoma SDG. W zielonym pokoju z niezmiennie porażającą Tormansjan realnością ukazała się kabina „Ciemnego Płomienia” z kosmonautami zwołanymi przez dźwięk alarmu. Olla Dez manipulowała selektorem fal. Sygnały ze zbliżającego się statku nie należały do pasma Wielkiego Pierścienia. Olla pociągnęła ku sobie czarną dźwignię z górnej części pulpitu i jednocześnie nacisnęła stopą czerwony pedał, włączając maszyny cyfrowe i pamięciowe, by odczytały niezwykłe pasmo przekazu.

Kabinę wypełniło przeciągłe, rozedrgane dzwonienie niestrojonej fali. Na dużym ekranie w kabinie gwiazdolotu zamajaczyły, zjawiając się i znikając, fragmenty obrazu. Czojo Czagas zamknął oczy, by uniknąć zawrotu głowy. Migotanie ustabilizowało się, a części rozbitego obrazu zaczęły układać się w całość, jakby uwięzłe w sieci. W końcu ułożyły się w widok niezwykłego statku. Składał się z czterech płaszczyzn utworzonych z kilku warstw ogromnych rur, krzyżujących się na gigantycznym cylindrze, jak cztery organy muzyczne, połączone w ukośny krzyż. W rurach pulsowały blade płomienie, obiegając pierścieniowo całe urządzenie.

Obraz gwiazdolotu rozrósł się, zapełnił cały ekran, wreszcie zbliżył się bardziej. Pozostał tylko sierpowaty wykusz dolnego cylindra na tle bezdennej czerni kosmosu. Z półksiężycowej wypustki wylatywały i unosiły się przed nią świecące znaki, podobne do ósemek. Ustawiały się w pionowych i poziomych rzędach, w oddzielnych grupach lub nieprzerwanym łańcuchem. Wizja trwała około minuty i przeobraziło się w widok wnętrza statku. Trzy płaszczyzny przenikały się pod różnymi kątami. Dziwaczna architektura z trudem dawała się rozpoznać, ukazana z perspektywy nadawcy.

Uwagę przyciągało sześć nieruchomych postaci, tonących w głębokich siedziskach przed pochyłą, trójkątną ścianą, błyszczącą jak czarne zwierciadło. Srebrno-fioletowe mętne światło biegło wijącymi się strugami po krzywiznach sufitu. Pomieszczenie pogrążało się w mroku lub nagle wybuchało oślepiającym światłem, bez przechodnich półcieni. Pulsacja oświetlenia utrudniała dokładny ogląd.

Sześć postaci siedziało na ludzką modłę. Odziane były w coś na kształt ciemnych opończy ze spiczastymi kapturami, zakrywającymi twarze tajemniczych istot.

Ziemianie nie mogli się zorientować w rozmiarach statku. Nie widzieli na ekranie niczego, co choćby w przybliżeniu kojarzyłoby się ze znanymi światami Wielkiego Pierścienia.

Rzadkie rozbłyski światła, zastygłe ciemne figury, dziwnie załamujące się, ukośne umocnienia korpusu robiły przytłaczające wrażenie. Nieznana moc przybyła z głębin wszechświata. Statek wyraźnie zbliżał się coraz bardziej. Natarczywie narastał wibrujący dźwięk, podobny do pisku ciętego metalu. Chwilami cichnący, lecz wybuchający z nową siłą przy każdym rozbłysku światła, działał na człowieka odpychająco.