— Bezkarnie?
— Jak można karać za umysłowe igraszki? Proszę nie odbierać wszystkiego na serio, nie traktować jako powodu do obrazy. Sam pan przypomina matematyka, wydając dekrety i nakazy, wierząc w to, że zmieni słowami rozwój społeczeństwa i bieg historii.
— Kto więc może to zrobić?
— Tylko sami ludzie!
— Przecież wpływamy na ludzi!
— Nie tak! Każda przemoc nieuchronnie rodzi opór, który będzie rozlewał się niepowstrzymanie, a objawi się nie od razu, lecz z czasem, w zupełnie niespodziewanym momencie.
— Może pani dać przykład?
— Jest ich wiele. Weźmy awans społeczny w systemie opartym na rangach i stopniach. Taki ustrój rodzi automatycznie niekompetencję na wszystkich szczeblach hierarchii.
— Właśnie chciałbym ulepszyć system, zaczynając od samej góry. Mówiłem o uczonych, by pani zrozumiała, że chcę dać Jan-Jah władcę przewyższającego siłą umysłu naszych uczonych chłystków. Wyłudzają ode mnie wielkie środki, obiecując wysokie osiągnięcia techniczne. W praktyce okazuje się, że każdy krok na drodze nowych odkryć jest potwornie kosztowny i okazuje się bezużyteczny dla planety. Nie bez powodu zakazano u nas lotów kosmicznych. Nauka wiedzie nas w ślepą uliczkę, ja zaś nie jestem w stanie przewidzieć wszystkich pomyłek i kantów. Mogę jedynie utrzymywać swoje uczone sługi w ciągłym strachu, że w dowolnym momencie pchnę na nich masy „kży”, które rozprawią się z nimi tak bezlitośnie, że pamięć o tym pozostanie na wieki.
— Taka pamięć już pozostała na Jan-Jah i na Ziemi po upadku chińskiego pseudo-socjalizmu — wtrąciła Faj.
— Historia się powtarza.
— Pan ją powtarza, ale zdaje pan sobie sprawę, że to wielki błąd ludzkości. Po co go znowu powtarzać?
— Żeby osiągnąć to, co nie udało się przodkom!
— I marzy pan o genialnym potomku, któremu powierzy planetę? — spytała cicho.
— Dokładnie tak! Szczytny cel! Wierzycie, że przybyliście tutaj dla dobra moich ludzi. Oto prawdziwa możliwość dobrego uczynku! — Czojo Czagas oblizał wargi w szczerym uniesieniu.
— Strasznie jest pan naiwny, władco planety! — zagrzmiała w odpowiedzi Faj.
— Co?!
Rodis wyciągnęła ku niemu dłoń uspokajającym gestem.
— Przepraszam za krzywdzącą ostrość stwierdzenia. Nie może pan wydobyć się z noosfery Jan-Jah. Wszelkie uprzedzenia, stereotypy i wrodzony człowiekowi konserwatyzm myślowy władają także najwyżej postawionym człowiekiem w państwie. Myśli, refleksje, marzenia, idee, obrazy nawarstwiają się w ludzkości i towarzyszą nam niewidzialne, całymi tysiącleciami wpływając na kolejne pokolenia. Wraz z jasnymi wizerunkami nauczycieli, twórców piękna, rycerzy króla Artura czy ruskich bohaterów mroczna fantazja kreowała także krwiożercze demony, sataniczne kobiety i okrutników. Byty w rodzaju zastygłych kadrów, form myślowych w noosferze, mogły funkcjonować nie tylko na zasadzie halucynacji, ale też wywoływać konkretne rezultaty, wpływając poprzez psychikę na ludzkie zachowania. Oczyszczenie noosfery z kłamstwa, sadyzmu i maniakalnie złowieszczych idei wymagało wielu trudów ze strony ludzkości. Tu, u was, niemal fizycznie odczuwam kolczastą noosferę agresji i zawziętości. Zapewne i w tym zawinili uczeni, których tak pan nie lubi. Próbując zmienić człowieka w maszynę, popełnili niebezpieczny błąd, rozprzestrzeniając w noosferze jednostronny, linearnie logiczny ciąg myślenia, uznany za istotę rzeczy.
— Niech i tak będzie! Tym bardziej potrzebny nadczłowiek!
— Nie! Ludzki mózg zmienia się bardzo wolno pod względem fizycznym. Długotrwałość nawet naszej ziemskiej cywilizacji jest znikoma i dlatego nie wniosła do niego istotnych zmian. Wszelki postęp zależy od okoliczności.
— Od warunków otoczenia?
— Nie tylko. Zginęły miliony zdolnych ludzi, nie dając światu tego, co mogli, tylko dlatego, że zabrakło harmonii między ich zdolnościami, potrzebami społeczeństwa i poziomem ogólnej świadomości. To dlatego nie mogę sobie wyobrazić swojego syna w roli władcy na tak niskim poziomie wiedzy.
— Jak to niskim?!
— Tak, panie przewodniczący, żądza władzy, wywyższania się nad innymi, pomiatania ludźmi to jeden z najbardziej prymitywnych instynktów, najbardziej jaskrawo ujawniających się u samców pawianów. Emocjonalnie to najniższy i najbardziej mroczny poziom uczuć!
— Chce pani powiedzieć…
— Dodam jeszcze, że gdyby rzeczywiście miał pan syna, przyszłego dziedzicznego władcę o wyróżniającym się intelekcie, z pewnością przyniosłoby to nieszczęście. Zgodnie z prawem Strzały Arymana…
— Co znowu za Strzała?
— Nazywamy tak umownie tendencję źle zorganizowanego społeczeństwa z moralnie obciążoną noosferą pomnażania bólu i zła. Każde działanie, choć pozornie humanitarne, owocuje w nim cierpieniem dla poszczególnych jednostek, większych grup i całej ludzkości. Idea głosząca dobro, w trakcie urzeczywistniania ma tendencję nieść ze sobą coraz więcej zła, stając się złowrogą. Społeczeństwo niższe typu kapitalistycznego nie może się obejść bez kłamstwa. Zbawienne kłamstwo tworzy też własne demony, zatruwające wszystko: przeszłość, a właściwie jej wyobrażenia, teraźniejsze działania i przyszłe rezultaty tych przedsięwzięć. Kłamstwo jest największym nieszczęściem degradującym ludzkość, jej szczytne zamierzenia i światłe marzenia.
— Widzę, że niczego u was nie zrobiono, by stworzyć system chroniący przed kłamstwem i oszczerstwem, bez tego zaś społeczeństwo czeka nieuchronnie upadek moralny, tworzący podglebie dla uzurpacji władzy, tyranii lub fanatycznego i maniakalnego „przewodnictwa”. Już nasi dawni przodkowie odkryli prawo niekorzystnych zbieżności lub prawo Finnegana, jak nazwali pół żartem poważną tendencję wszelkich procesów społecznych okazujących się porażką, pomyłką i ruiną z punktu widzenia człowieka. Oczywiście to tylko częściowe odzwierciedlenie wielkiego procesu wypośrodkowania, zgodnie z którym niższe lub wyższe struktury odrzucają owe zjawiska. Człowiek całe wieki próbował dokonać postępu, nie tworząc dlań odpowiedniej bazy, pragnąc budować na piasku. Rozwój w przyrodzie opiera się na ślepej walce o byt. Natura w rozwoju swoich struktur rzucała już tryliony razy kostkami do gry, a człowiek pyszni się swymi pierwszymi próbami, jak mądrym eksperymentem. Trzeba całego mnóstwa doświadczeń, by dorównać jej złożoności i znaleźć odpowiedzi na wiele problemów.
— Ludzkie społeczeństwo jest tworem ludzi, a nie przyrody, dlatego nie mogło sobie pozwolić na miliony prób i prawo Finnegana dla struktur socjalnych przemienia się w Strzałę Arymana z ukierunkowaną tendencją eliminowania mniejszości, to znaczy ideałów. W przyrodzie dobór naturalny następuje na ogromnej przestrzeni czasowej, dlatego że natura dokonuje go, tworząc w organizmach wielokrotnie powielane mechanizmy obronne i odpornościowe.
— Przeobrażenie w ludzkim społeczeństwie prawa Finnegana w Strzałę stanowi tragedię, ponieważ uderza wprost w wyższe dążenia człowieka, we wszystko, co ambitne i wzniosłe, w tych, którzy dążą do postępu, przy czym mam na myśli prawdziwy postęp, polegający na wydostaniu się z inferna.
— Jak uniknęliście tej Strzały?
— Dokładnymi rozważaniami i przemyśleniami przed podjęciem każdego działania, chroniącymi przed ślepą igraszką losu. Powinniście zacząć od wychowywania odpowiednio dobranych ludzi, tworząc dla nich systemy ochronne.