Выбрать главу

— Z tego wniosek, że trzeba się wyładować i działać instynktownie, podążać za impulsami — powiedziała dziewczyna, która zapoczątkowała rozmowę.

— Dokładnie tak.

— A co z miłością? Przecież namiętność wypala się szybko?

— Stary błąd! Człowiek odnalazł prawdziwą miłość, lecz u was wciąż uważają po dawnemu, że miłość to wyłącznie namiętność, a namiętność to zespolenie płci. Czy trzeba wam tłumaczyć, o ile prawdziwe zakochanie jest bogatsze, wspanialsze i długotrwałe? To, co nazywamy miłością, jest wielką odpowiedzialnością wszelkich pragnień, gustów, marzeń i nawet u nas na Ziemi nie zdarza się prosto i łatwo. Dla nas miłość to najświętsze słowo, oznaczające uczucie wszechogarniające i wielowymiarowe. Nawet jednak w swoim najwęższym sensie czysto fizyczna, seksualna miłość nigdy nie ma jednego wymiaru. To znacznie więcej, niż rozkosz, to dbanie o ukochanego człowieka, wspólna praca dla piękna w społeczeństwie, czasem wbrew swoim osobistym upodobaniom, jeśli pragnie się mieć dzieci zdrowe genetycznie. Nauczyliśmy się sterować zdradliwą siłą hormonów, zachowując przy tym wewnętrzny spokój i harmonię…

— Czyżby na Ziemi nie nauczyli się kierować tą siłą za pomocą środków farmakologicznych? — zapytał znany Ewizie neurochirurg.

— Lepiej nie ingerować w skomplikowany system hormonalny, warunkujący psychofizyczną osnowę danego osobnika i wybrać drogę prawdziwego wychowania seksualnego.

— I prowadzicie erotyczną edukację dziewczynek i młodzików? Niesłychane! — zawołał neurochirurg.

— Na Ziemi zaczęło się to parę tysięcy lat temu. Erotyka świątynna starożytnej Grecji, Fenicji, Indii, stanowiąca rodzaj służby religijnej. Devadasi, tancerki świątynne, nauczały i praktykowały intensywny erotyzm, aby wyczerpać wszelkie człowiecze żądze i skierować jego myśli w innym kierunku. Temu także służyły tantryczne obrzędy kobiece.

— Tak więc na Ziemi zawsze praktykowany był kult namiętności i kobiety? — spytała jedna ze starszych słuchaczek. — U nas zaraz zaczęto by mówić o rozpuście i wyuzdaniu…

— Absolutnie nie! W pierwotnych wspólnotach, którym daleko było do komunistycznych, kobiety były sprowadzane do roli roboczego bydlęcia. Praktykowano rzekomo „uświęcone” rytuały, na przykład klitoridetomię, mającą na celu pozbawić kobietę seksualnej przyjemności.

— Dlaczego? — zawołali wstrząśnięci Tormansjanie.

— Żeby kobiety niczego nie pożądały i pokornie wypełniały swoje obowiązki rodzicielek.

— I jakie rodziły dzieci?

— Rodziły ciemnych i okrutnych dzikusów, jakże mogłoby być inaczej?

— I poradziliście sobie z tym?

— Widzicie nas tutaj, potomków wszystkich ziemskich ras…

— Na Wielką Żmiję! Ile przeszkód na drodze do prawdziwej miłości i dobra! — głośno myślała Tormansjanka, siedząca ze skrzyżowanymi nogami w pierwszym rzędzie.

— Wszystko jest osiągalne, jeśli podejdzie się rozumnie i poważnie do kwestii płci. Nie ma niczego bardziej przykrego i poniżającego dla mężczyzny, niż kobieta żądająca od niego niemożliwego. Kobietę obraża konieczność samoograniczenia, obowiązek, by „ratować miłość”, jak dawniej mawiano. Obie płcie powinny jednakowo poważnie odnosić się do seksualnej sfery życia…

Rozległo się lekceważące pochrząkiwanie. Wysoki lekarz z jakąś błyszczącą plakietką na piersi wstał i przeszedł się wzdłuż rzędu słuchaczy, spoglądając natarczywie na Ewizę.

— Oczekiwałem innych objawień od wysłanniczki Ziemi. Te są stare jak Białe Gwiazdy. Co właściwie praktykujecie? Podstawową, by tak rzec, znajomość każdej pary?

— Oczywiście! By stać się parą na długo zakochanych.

— A jak się nie uda na długo?

— Przeżyją rozładowanie emocji, doświadczenie Erosa na przyszłość.

— To u nas kompletnie niemożliwe! Chyba ziemska miłość nie posiada jej głównej cechy: zazdrości. Chęci powiedzenia całemu światu: To moja kobieta!

— Taka zazdrość u nas nie istnieje. To relikt pierwotnego doboru naturalnego, rywalizacji o samicę lub samca, wszystko jedno. Gdy ustanowiono patriarchat, zazdrość rozkwitała na bazie instynktu posiadania, wygasła czasowo w równorzędnej erotyce antyku i odrodziła się później w feudalizmie, wynikając ze strachu przed równouprawnieniem oraz kompleksów niższości. Zresztą, straszliwa nietolerancja waszej oligarchii jest wyrazem tego samego porządku. Byle tylko nikt się nie ośmielił postawić wyżej, uznać za lepszego! Nasi silni i spokojni ludzie obu płci nie są zazdrośni, nawet gdy zachodzą między nimi nieporozumienia. Dobrze wiedzą, że najwyższe szczęście człowieka jest w zasięgu ich możliwości!

Oponent ogarnął prelegentkę oceniającym, męskim spojrzeniem.

— Zapewne jest to możliwe tylko dlatego, że wy, Ziemianie jesteście tacy zimni, a wasza niezwykle atrakcyjna powierzchowność bardziej odpycha niż pociąga.

Część mężczyzn zaklaskała aprobująco.

Ewiza roześmiała się dźwięcznie.

— Po drodze usłyszałam część rozmowy między uczestnikami, którzy oceniali moje powaby zgoła inaczej. Teraz też czuję uwagę, jaką poświęca się moim nogom. — Pogładziła kolana, wystające spod krótkiej sukienki. — Nie przestałam ani na chwilę odczuwać waszego pożądania. To oznacza, że chłód nie wyklucza pociągu, mój oponent nie ma więc racji.

Tym razem lekarki nagrodziły mentorkę oklaskami.

— Faktycznie, jesteśmy chłodni, dopóki nie poddamy się instynktowi erotycznemu, a wtedy…

Ewiza wstała powoli i wyprężyła się, jakby w chwili niebezpieczeństwa. Tormansjanie zobaczyli kompletną metamorfozę przybyszki. Jej usta rozchyliły się, jak do pieśni lub niewypowiedzianych słów, a „tygrysie” oczy stały niemal czarne. I bez tego prowokująco sterczące piersi młodej kobiety uniosły się jeszcze wyżej, łabędzia szyja wydłużyła się, wyrastając z wąskich barków nieopisanej gładkości, a na obnażonej skórze pojawił się rumieniec wzruszenia. Zniknęła spokojna, rozsądna i życzliwa uczona. Stała przed nimi kobieta w całej potędze swej płci, wyzywającej mocy piękna, groźna i trochę wzgardliwa…

Przemiana okazała się tak wstrząsająca, że widzowie aż się cofnęli.

— Żmija, prawdziwa żmija! — dały się słyszeć szepty oszołomionych Tormansjanek.

Wykorzystując zamieszanie, Ewiza opuściła polanę i nikt nie ośmielił się jej zatrzymać.

Czedi szła powoli ulicą, nucąc pod nosem, starając się przytłumić pieśń rwącą się z głębi duszy. Miała ochotę wyjść na jakiś wielki plac, bo od dawna brakowało jej przestrzeni. Ciasne klatki pomieszczeń, w których teraz bywała najczęściej, nieznośnie ją dławiły. „Chwilami nie mogąc poradzić sobie z troską, nie czując się na siłach patrzeć i oddychać”, Czedi szła przed siebie, mijając niewielkie skwery, zamierzając udać się do parku. Coraz częściej chodziła sama. Zdarzało się, że zatrzymywali ją „liliowi” albo ludzie ze znakiem oka na piersi. Przepustka nieodmiennie wybawiała ją z opresji. Casor zwróciła jej uwagę na szereg znaków podkreślonych niebieską linią, oznaczających „zwrócić baczną uwagę”. Jak wyjaśniła dziewczyna, był to kategoryczny nakaz dla wszystkich Tormansjan, gdziekolwiek by nie pracowali, w jadłodajni, sklepie, salonie fryzjerskim czy transporcie publicznym, żeby usłużyć Czedi jak najszybciej i jak najlepiej. Dopóki dziewczyny chodziły razem, Czedi nie posługiwała się przepustką i dopiero samodzielne doświadczenie uświadomiło jej, jak trudno zwykłemu mieszkańcowi stolicy dostąpić zwykłej ludzkiej życzliwości. Zaledwie jednak pokazała kartonik, a niemili ludzie gięli się w uniżonych pokłonach, starając się równocześnie czym prędzej pozbyć uciążliwej wizytatorki. Te wywołane strachem przemiany na tyle zniesmaczały Czedi, że posługiwała się przepustką tylko do obrony przed „liliowymi”.