Выбрать главу

— Chciwość i zawiść rozkwitają i nasilają się w warunkach dyktatur, gdzie nie funkcjonują tradycje, prawa ani opinia społeczna. Kto pragnie tylko brać, zawsze będzie wrogiem tych „sił hamujących”. Można to zjawisko zwalczyć tylko w jeden sposób: likwidując wszelkie przywileje, w tym również oligarchów.

— Wspaniała rada. Jest pani wierna sobie. Oto dlaczego… — władca zastanowił się chwilę, jakby szukając odpowiedniego słowa — tak mnie do pani ciągnie.

— Pewnie dlatego, że jako jedyna mówię panu prawdę?

— Gdyby tylko dlatego!

— Jeszcze do niedawna funkcjonowały u nas gabinety sumień. Przychodzili tam ludzie, by ocenić własne postępki, wyjaśnić ich motywy albo dowiedzieć się, jak należy postąpić przy pomocy szerokich informacji, udzielanych przez sprawiedliwych ludzi o otwartych umysłach i głębokiej intuicji.

Ta propozycja Rodis nie spodobała się władcy.

Czojo Czagas zrobił gest pożegnalny i zniknął.

Kilka minut później strażnicy starannie zmywali podłogę w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżał trup Jangara, oglądając się z zabobonnym lękiem na Rodis przechadzającą się po pokojach. Musiała wyłączyć SDG, obawiała się bowiem nadmiernej ciekawości „liliowych”. W końcu wyszli. Zamiast nich pojawił się zdyszany, ledwie żywy Tael.

— Mój błąd! Moja głupota! — wołał od progu.

Rodis spokojnie wpuściła go do pokoju i zamknęła drzwi, (instynktownie przyswoiła już sobie ostrożność, niezbędną dla mieszkańców Jan-Jah), po czym opowiedziała mu, co się wydarzyło.

Tormansjanin uspokajał się powoli.

— Zejdę teraz do podziemia. Będziemy tam czekać na panią. Proszę nie zapominać, że ma pani dzisiaj bardzo ważne spotkanie! — Na jego wargach pojawił się figlarny, całkiem ziemski, uśmieszek.

— Zaintrygował mnie pan — odparła Rodis z uśmiechem.

Inżynier zmieszał się, czując, że Ziemianka czyta jego myśli, machnął ręką i uciekł.

Zamknąwszy drzwi i nastawiwszy jak zwykle SDG, Faj Rodis zeszła do podziemia.

W Świątyni Trzech Kroków czekali na nią Tael i Gahden wraz z nieznajomym człowiekiem o ostrych rysach twarzy i z uważnym, ptasim spojrzeniem błyszczących czarnych oczu.

— Domyślam się — powiedziała Rodis, zanim inżynier i architekt zdążyli jej przedstawić kolegę — że jest pan artystą?

— To nam ułatwi zadanie — stwierdził Gahden — skoro rozumie pani, że będzie pani dla nas symbolem Ziemi. Ri Bur-Tin, czyli Ritin jest rzeźbiarzem i ma spełnić życzenie wielu ludzi, wykonując pani podobiznę. Jest jednym z najlepszych rzeźbiarzy na całej planecie, a pracuje niewiarygodnie szybko.

— Jeden z gorszych! — nieoczekiwanie wysokim i wesołym głosem zaoponował rzeźbiarz. — W każdym razie w opinii tych, co zarządzają sztuką.

— Czy można „zarządzać” sztuką? — zdziwiła się Rodis, ale dodała po chwili: — Wciąż zapominam, że „rządzić” oznacza u was „chronić”, chronić oligarchię przed zamachami na jej wyłączną władzę nad duchowym życiem innych.

— Trudno ująć to lepiej! — przyznał artysta.

— Są przecież jednak ludzie po prostu kochający sztukę i wspomagający ją. Ci, którzy wiedzą, że nawet jedna róża może upiększyć cały ogród.

— Lubią nas tylko biedacy, a „żmijowaci” są niekulturalni i odnoszą się do wszystkiego utylitarnie. Uznają tylko takich artystów, którzy im schlebiają. Prawdziwa sztuka to wielka praca. Niewiele zdołasz stworzyć, skoro cały czas zajęty jesteś upiększaniem pałaców i parków rzeźbiarską tandetą! A prawdziwe dzieła sztuki, literatury, architektury są dla człowieka tarczą, chroniącą jego marzenia, niespełniające się w życiu codziennym.

— Nie nazywamy sztuki tarczą, lecz kamieniem milowym w walce z infernem — oznajmiła Rodis.

— Jakby jej nie nazywać, najważniejsze, by sztuka przynosiła pociechę, a nie tylko rozrywkę, zachęcała do czynu, a nie usypiała, nie tworzyła sztucznych rajów i nie zamieniała się w narkotyk — powiedział Ritin.

— Pamiętam jak naszą Czedi zdumiała niewielka liczba pomników w mieście, w parkach i na placach. Uważają, że są niepotrzebne?

— Nie tylko. Jeśli monument stoi bez ochrony, niezabezpieczony żelazną kratą, prędko ją zryją i zapaćkają napisami albo w ogóle rozwalą!

— Kto podnosi rękę na piękno? Czy ludzie mogą skrzywdzić dziecko, rozdeptać kwiatek, znieważyć kobietę?

— I dziecko, i kwiat, i kobietę! — odrzekli chórem trzej Tormansjanie.

Rodis rozłożyła ręce.

— Widocznie pojawienie się takich osobników jest nieuchronne w społeczeństwie waszego typu. Czy macie jednak wiedzę, jaki procent ich występuje w stosunku do normalnych ludzi? Ich liczba się zwiększa, czy zmniejsza? To podstawowe pytanie.

Tormansjanie spojrzeli po sobie milcząco.

— Wiem, wiem: statystyka jest tu zakazana. Wy sami powinniście jednak gromadzić informacje, żeby wydobyć się ze społecznej ślepoty… — Faj Rodis zamilkła i po chwili zaśmiała się. — Upodabniam się do oligarchów i zaczynam dawać nie rady, ale, jak to…

— Przykazania — podsunął z szerokim uśmiechem architekt.

— No cóż, niech pan zaczyna, Ritin! Mam stać, usiąść, czy chodzić?

Rzeźbiarz zawahał się, wzdychał, nie mając odwagi odpowiedzieć. Rodis domyślała się, o co mu chodzi, lecz nie spieszyła z pomocą, spoglądając nań wyczekująco z ukosa. Ritin wydusił z trudem:

— Widzi pani, Ziemianie różnią się od nas nie tylko twarzą czy zachowaniem, ale także ciałem… Jest naprawdę niezwykłe. Na pewno nie jest wiotkie, ale też i nie ciężkie. Choć krzepkie i masywne, wasze ciało jest gibkie i zwinne.

— Chce pan, żebym pozowała bez ubrania?

— Jeśli to możliwe! Tylko wtedy stworzę pełny portret ziemskiej kobiety!

Tormansjanie nie zdążyli się zorientować, gdy Faj objawiła się im w całej pełni swej dumnej i niedostępnej nagości.

Architekt wpatrywał się w nią, modlitewnie składając ręce. Przypomniał sobie w tej chwili figury herosów ukryte za maskami podziemia. Ubrani mogliby się wydać tężsi. Z Faj było odwrotnie: ubrana wydawała się szczuplejsza, a teraz linie jej ciała były znacznie bardziej wyraziste niż u rzeźb w galerii.

Tael zastygł, skierował wzrok na podłogę, a nawet przesłonił oczy dłonią. Odwrócił się prędko i skrył w mroku galerii.

— Ten nieszczęśnik kocha panią! — rzekł porywczo, niemal brutalnie rzeźbiarz, nie spuszczając oczu z Rodis.

— Szczęśliwy! — zaoponował Gahden.

— Strzeż się, bo i ty przepadniesz, ale milcz! — rzekł władczo Ritin. — Potrafi pani tańczyć? — zwrócił się do Rodis.

— Jak każda Ziemianka.

— Proszę więc zatańczyć coś takiego, by brało w tym udział całe ciało, każdy mięsień.

Rzeźbiarz zaczął w szalonym tempie szkicować na szarych kartonach. Jakiś czas trwała zupełna cisza. Potem Ritinowi opadły ręce.

— Nie tak! Za szybko! Porusza się pani równie bystro, jak myśli. Proszę wykonywać tylko kulminacje gestów i „zamierać” na mój znak.

Tak poszło znacznie lepiej.

Po skończonym seansie artysta związał grubą tekę rysunków.

— Jutro będziemy kontynuować!.. A zresztą, proszę pozwolić mi jeszcze tutaj posiedzieć. Gdy będzie pani rozmawiała z „Aniołami”, naszkicuję jeszcze panią siedzącą. Nie sądziłem, że ludzie wyższej cywilizacji mogą być tak mocno zbudowani!

— Nie tylko pan się tak pomylił. Nasi przodkowie także sądzili, że człowiek przyszłości będzie cherlawy, wiotki i delikatny, jak blady kwiatek na giętkiej łodyżce.

— Zgadła pani, myślałem dokładnie tak samo! — zawołał rzeźbiarz.