Выбрать главу

– Cholera, posłuchaj mnie – wybuchnął, wciąż patrząc na list. – Daj mi szansę. Nie mam nic wspólnego ze śmiercią mojej matki. Na litość boską, miałem wtedy szesnaście lat. Ona była alkoholiczką, Nicola, wypadła z drogi swoim samochodem, bo była pijana. A Melissa, na Boga, kochałem ją, a ona spała z Elliottem – łajdak, zawsze chciał tego, co było moje – ale ja jej nie zabiłem. Po prostu z nią zerwałem. To był cholerny wypadek, musiał być. List i dziennik to musi być fałszerstwo. Daj mi list, Nicola, pozwól mi go obejrzeć.

– Nie. Myślę, że dam go policji, niech oni go ocenią.

– To zrujnuje moją karierę polityczną, dobrze o tym wiesz. Gardzisz mną tak bardzo, że chcesz, bym musiał zrezygnować z mandatu senatora? Był nękany przez prasę? Nic nie zrobiłem, do cholery! Jak możesz po przeczytaniu listu i kilku głupich stron z nieistniejącego dziennika, które dostałaś od Bóg wie kogo, stwierdzić, że jestem mordercą i oskarżać mnie o zabicie własnej matki? Miałem tylko szesnaście lat! Chłopiec nie może zamordować własnej matki!

– Zrobi to, jeśli jest psychopatą – powiedziała bardzo cicho.

– Psychopatą? Dobry Boże, Nicola, przecież to szczyt niedorzeczności. Zrozum, jakie to wszystko jest nieprawdopodobne. Nie możesz pójść na policję.

Wyprostował się, niczym szlachetny dżentelmen, wysoki, szczupły, elegancki i widziała, że jest wściekły, a jego dłonie zacisnęły się w pięści. Patrzył to na nią, to na kartki, które wciąż trzymała w prawej dłoni.

– Nigdzie nie pójdziesz, mała głupia niewdzięcznico – powiedział łagodnie. – Zobacz, ile dla ciebie zrobiłem. Jezu, chciałem się z tobą ożenić, zrobić z ciebie jedną z najbardziej pożądanych kobiet w Ameryce. Jesteś młoda, piękna, inteligentna, jesteś wykładowcą uniwersyteckim, na szczęście nie lewicowym. Stanęłabyś u mojego boku, nauczyłbym cię wszystkiego, pokazał, jak postępować, razem możemy mieć wszystko, może nawet zdobyć Biały Dom. Co się z tobą dzieje, Nicola?

– Nie chcę umierać, John, naprawdę nie chcę. Czy to ty w masce na twarzy prowadziłeś ten samochód i próbowałeś mnie zabić?

– Kretyn, który napisał ten list, próbuje nastawić cię przeciwko mnie. Dlaczego w to wierzysz? To wszystko stek kłamstw. Po prostu jakiś pijak nieomal cię potrącił.

– A moje zatrucie pokarmowe, John? To też był wypadek?

– Oczywiście, że tak! Zadzwoń do lekarza i jeszcze raz go o to zapytaj. Ten cholerny list nie jest od Cleo!

– A dlaczego nie? Skąd możesz mieć pewność, że Cleo do mnie nie napisała? Próbuje mnie ochronić przed tobą. Chciałeś ją zabić, prawda, John? Naprawdę byłeś przekonany, że jest ci niewierna, czy może to był tylko podstęp albo chora fantazja?

– Nie jestem chory, Nicola – powiedział, a jego głos drżał z wściekłości. Nagle zaczęła się bać, bardzo bać. Włożyła rękę do kieszeni marynarki, wymacała w niej pistolet.

– Prawda jest taka, że ta suka spała z Todem Gambolem, facetem, który był moim zaufanym współpracownikiem przez osiem pieprzonych lat! Miał czelność sypiać z moją żoną! Mogli chodzić do moteli w ciągu dnia, kiedy byłem w Waszyngtonie lub nawet w Chicago i na spotkaniach. Mam rachunki z moteli. To ja jestem tu pokrzywdzony, nie Cleo. Cholera, wiedziałaś o tym, wszyscy o tym wiedzieli. Nie pamiętasz już, jak mi współczułaś? Płakałaś, pamiętam to. Co do Elliotta Bensona, nie wiedziałem, czy z nim sypiała, ale to nieważne. A teraz ty wierzysz w te głupoty, bo ktoś, kto mnie nienawidzi, napisał do ciebie list. Boże, Nicola, to po prostu głupie.

– John, mówiłam ci. Cleo napisała, że nigdy cię nie zdradziła i nie ma pojęcia, gdzie jest Tod Gambol, ale wydaje jej się, że może nie żyć.

– Nicola, dlaczego wierzysz w to, co jest napisane w liście, skoro znamy się od czterech lat? – zapytał cicho. – Zawsze byłem miły i taktowny w stosunku do ciebie i do każdego wokół. Czy kiedykolwiek widziałaś, jak tracę panowanie nad sobą? Czy kiedykolwiek słyszałaś coś złego o mnie? Choćby jedno słowo o tym, że sypiam z kimś oprócz Cleo?

– Więc dlaczego nie powiedziałeś mi o swojej matce? I o zmarłej narzeczonej?

– Po co, do diabła, miałbym to robić? To były dla mnie bardzo bolesne chwile i nikomu nic do tego. Może opowiedziałbym ci o tym po ślubie. Nie wiem.

– To prawda, że przy tobie zawsze czułam się bezpieczna, bo nikt nigdy nawet nie sugerował, że zachowujesz się tak jak wielu innych mężczyzn w Kongresie, uganiających się za młodymi kobietami.

Stanął naprzeciwko niej, wyciągnął ręce i miękkim głębokim głosem powiedział:

– Proszę, usiądźmy, i porozmawiajmy o tym jak dwoje ludzi, którzy planują spędzić ze sobą resztę życia. To nieporozumienie. I wyobraziłaś już sobie niestworzone rzeczy. Dowiemy się, kto próbował rozjechać cię samochodem. Okaże się, że to jakiś pijak, zobaczysz. Jeśli chodzi o twoje zatrucie pokarmowe, to był wypadek. To nie jest spisek, nie ma w tym żadnej niewiadomej, oprócz tej, kto wysłał ci ten list.

– Zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli oddam te strony z dziennika policji, ty i wszyscy twoi spin doktorzy będziecie twierdzić, że jestem wariatką, i prawdopodobnie wszyscy w to uwierzą. Jeśli ona przesłałaby mi oryginalne strony z dziennika, a nie kopie, wtedy może miałabym szansę, ale z tym raczej nie.

Przerwała na chwilę. On milczał.

– Ale nie chcę cię nigdy więcej widzieć.

Bez ostrzeżenia rzucił się na nią. Wyciągnęła z kieszeni broń, ale on już ją dopadł, chcąc zabrać jej list. Wydarł go jej z ręki i odskoczył, ciężko dysząc. Popatrzył na kartki, zanim włożył każdą z osobna do niszczarki. Potem zwinął paski papieru w kulkę i wrzucił w ogień kominka.

– Oto, ile wart jest twój list – powiedział z triumfem w głosie.

Dłonie wciąż miał zaciśnięte w pięści. Gdyby nie miała pistoletu, byłaby bardzo wystraszona. Trzęsąc się, powiedziała:

– Odchodzę, John. Trzymaj się od mnie z daleka.

Tej nocy obudził ją jakiś hałas. To nie było zwykłe skrzypienie podłogi, więcej niż odgłosy nocy, w które zawsze spokojnie się wsłuchiwała, leżąc sama w łóżku.

Myślała o zniszczonym liście od Cleo Rothman, o samochodzie z ogromną prędkością jadącym prosto na nią, o zatrutym jedzeniu, od którego mogła umrzeć. Myślała o Johnie idącym w jej kierunku, niszczącym list.

Nie miała absolutnie żadnych wątpliwości co do tego, że chciał ją zabić. Ale nie miała dowodów, żadnego śladu, niczego, co mogłaby pokazać policji.

Znów usłyszała jakiś dźwięk, tym razem coś jakby odgłos kroków. Nie, zaczynała histeryzować. Przez długi czas słuchała w napięciu, kroki ucichły, ale ona nadal się bała. Pomyślała, że wolałaby siedzieć w fotelu dentystycznym niż leżeć tu sama w ciemności i nasłuchiwać. Jej usta były wyschnięte, a serce łomotało tak głośno, że wydawało jej się, że intruz je słyszał i bez trudu ją teraz znajdzie.

Dość już tego, pomyślała i wstała z łóżka. Wzięła pogrzebacz, który leżał na kominku, zapaliła światło i dokładnie rozejrzała się po sypialni.

Nikogo tam nie było.

Ale znowu coś usłyszała, coś, lub kogoś, biegnącego bardzo szybko. Pognała do salonu i podbiegła do szklanych drzwi balkonowych. Ktoś wybił szybę, żeby otworzyć drzwi.

Wychyliła się przez balustradę i spojrzała w dół – zobaczyła cień, który się poruszał. Potem poczuła zapach dymu. Wbiegła z powrotem do mieszkania i zobaczyła kłęby dymu wydobywającego się z kuchni. Boże, ktoś podłożył ogień! Złapała telefon i wykręciła numer alarmowy. Pobiegła do kuchni i zobaczyła, że nie ma możliwości ugaszenia ognia. Miała czas tylko na to, żeby wciągnąć dżinsy, buty i bluzkę, złapać torebkę i płaszcz i wybiec z mieszkania, po drodze stukając w drzwi mieszkań sąsiadów. Wiedziała, że czekał na nią na dole, przyczajony w cieniu budynków po drugiej stronie ulicy. Wiedział, że żyje, bo patrzyła na niego z balkonu.