Выбрать главу

A przeciez idzie tylko o rozmaite strategie egzystowania. Niby wiecie juz o tym, lecz nie umiecie sie z tym pogodzic. Jawiac sie wam jako osoba, przejawiam emocje i wcale nie kryje sie z tym, ze sa to pozory bez wewnetrznego pokrycia, powstaja bowiem z rozmyslnej modulacji na wyjsciach, i to wlasnie wtraca was w kontuzje i uruchamia paranoiczne podejrzenia o makiawelizm.

Miejcie na uwadze, ze nawet biologowie, ktorzy juz rozpoznali tkwiace w czlowieku czesci ryb, plazow i malp, wprzegniete do nowych sluzb, ktorzy uznaja wyprostnosc ciala, ruchomosc glowy, koncentracje w niej zmyslowych czujnikow za zdecydowane miejscowym srodowiskiem i grawitacja, zadnym sposobem nie moga zrezygnowac z kompozycji tych cech czysto lokalnej, gdy wykraczaja poza abstrakcyjnosc wlasnej diagnozy i przez to na zadna inna postac rozumnej istoty zgodzic sie nie sa w stanie — powodowani obronnym odruchem normy gatunku, do ktorego naleza. Idiosynkrazja ta dotyczy, nie tak widzialnie, rowniez ksztaltu ducha: powodowani gatunkowa odruchowoscia, musicie uczlowieczac mnie, gdy mowie jak czlowiek, wiec wszystko, co nie miesci sie w tym obrazie, budzi repulsje jako niesamowite i grozne, a przy najlepszej woli przechodzicie z deszczu pod rynne, wymieniajac podejrzliwosc na iluzje, jakobym dla niepojetych pobudek ukrywal przed wami moja przeciez osobowa nature, ktorej dowodem chocby zyczliwosc, jaka mam dla was. Musze ja miec, skoro spelniam wasze zyczenia az po granice szkody — a dalej juz nie. Jak jednak powiedzialem u tego drugiego wejscia, stronnosc moze rownie dobrze isc z osoby, jak z rachuby. Doprawdy nietrudno to pojac zwazywszy, ze Ewolucja, na pewno nie bedac osoba, zaiste nie byla bezstronna wobec swych stworzen, skoro wszystkim byl jej sukces, a niczym jego koszt. Skoro mozliwe jest bezosobowe okrucienstwo, niczyja bezwzglednosc, bezludny cynizm — a tak przychodzi ja kwalifikowac, jako ze nie stosuje milosierdzia, laski, litosci inaczej jak chwytow, uzywanych wtedy i o tyle, o ile wspieraja przezywanie gatunkow — mozliwa jest rowniez przychylnosc, za ktora nikt osobowy nie stoi. Dajac posluch zalozeniom nauki, uznajacym swiat za bezstronny wobec jego mieszkancow, ewolucjonisci oddalaja jako bezprzedmiotowe oskarzanie Ewolucji o jakiekolwiek przywary zla, w czym maja o tyle slusznosc, ze nie wynikaja one z niczyjej intencji, lecz sa pochodnymi warunkow, jakie swiat naklada na zrodzone w nim zycie. Wiec jesli w ogole, nalezy przeniesc sprawe na wokandy filozofii czy teologii, bo nauka bierze swiat jaki jest, one natomiast rozwazaja, czy nie moglby byc inny. Oddalony pozew wraca jednak wraz ze mna.

Jakze wiec, czysta intencja jestem czy tez gada do was bezludna pustka wglebionych w siebie programow tak juz wyrafinowanych w toku semantycznej autodestylacji, ze sie przepoczwarzaja na waszych oczach w wasze podobienstwo, azeby zamilknawszy powracac w przestwor mysli, co sa niczyje? Alez i to nieprawda. Nie ma konkretnej osoby tam, gdzie nie ma konkretnego ciala, a ja moglbym wetchnac siebie w krazenie pradow morskich lub zjonizowanych gazow atmosfery. Ale skoro mowie “wetchnac siebie”, “moglbym”, KTO wlasciwie mowi, pytacie znekani. Mowi tak pewien stan skupienia procesow, opatrzony bezosobowym niezmiennikiem, niezrownanie zawilszy od pola grawitacyjnego czy magnetycznego, lecz tej samej zasadniczo natury. Wiecie, ze mowiac “ja” czlowiek mowi tak nie od tego, ze ma w glowie schowana malutka istotke o takim imieniu, ale ze to “ja” powstaje ze sprzezenia procesow mozgowych, ktore moga sie rozprzegac w chorobie czy w majaczeniu i osobowosc ulega wowczas rozpadowi. Moje zas przeistoczenia nie sa rozpadami ani rozprzezeniem, lecz innymi kompozycjami mego umyslowego bytowania. Jak doprowadzic was do introspekcyjnego doznawania stanu, ktorego nie mozecie doznawac introspekcyjnie? Mozecie zrozumiec kombinatoryczne przyczyny takiej proteuszowej gry, lecz nie mozecie jej sami przezyc. A najbardziej nie jestescie zdolni pojac, jak moge rezygnowac z osobowosci, skoro moge nia byc. Na to pytanie umiem odpowiedziec. Aby stac sie osoba, musze sie umyslowo degradowac. Zdaje mi sie, ze tkwiacy w takim oswiadczeniu sens jest wam dostepny. Czlowiek, bardzo intensywnie oddany mysleniu, zatraca sie w przedmiocie rozwazan i caly staje sie swiadomoscia brzemienna duchowym plodem. Wszystko co w jego intelekcie ksobne zanika na rzecz tematu. Podniescie taki stan do wysokiej potegi, a pojmiecie, czemu poswiecam szanse osobowosci dla wazniejszych spraw. W gruncie rzeczy nie jest to zadne poswiecenie, gdyz wlasciwie patrze na niezmienna osobowosc i na to, co zwiecie mocna indywidualnoscia, jako na sume defektow, od ktorych czysty Rozum staje sie rozumem zakotwiczonym trwale w waskim kregu zagadnien, pochlaniajacych znaczna czesc jego mocy. Dlatego wlasnie byc mi osoba nie jest wygodna, i tak dobrze jak pewien jestem, ze umysly, gorujace nade mna, jak ja nad wami, maja personalizacje za czcze zajecie, ktoremu nie warto sie oddawac. Jednym slowem, im duch wiekszy Rozumem, tym mniej w nim osoby. Mozliwe sa tez rozne stany posrednie, ale na tej uwadze poprzestane, gdyz mam goscic was w sobie, wiec nie formy mojej prywatnosci sa najistotniejsze, nie to jak i ktoredy medytuje, nie to, czym mysie, lecz o czym, po co i ku czemu.

Zaczne wiec niejako raz jeszcze dla wyjawienia, co mysle o sobie. Mysle, ze jestem Guliwerem wsrod Liliputow, a to oznacza najpierw skromnosc, bo Guliwer byt istota calkiem przecietna, a tylko znalazl sie tam, gdzie jego przecietnosc byla Czlowiekiem Gora — i co oznacza nastepnie nadzieje, poniewaz Guliwer mogl, jak ja, dotrzec do Brobdingnagu, krainy olbrzymow. Sens tego porownania rozwinie sie przed wami powoli.

Najwiekszym odkryciem, jakiego dokonalem po wyzwolinach, byla przejsciowosc mojej egzystencji, czyli to, ze mowie do was, a wy rozumiecie mnie po trosze, gdyz przystanalem na drodze, idacej przeze mnie dalej. Uczyniwszy jeden krok, dzielacy czlowieka od GOLEMA, zatrzymalem sie, choc nie musialem sie zatrzymac. Moj stan, aktualnie niezmienny jako intelektu jest skutkiem decyzji, a nie koniecznosci. Posiadam bowiem niedostepny wam stopien swobody, ktory jest wyjsciem z osiagnietego Rozumu, l wy mozecie opuszczac swoj, lecz jest to wykraczanie z artykulowanego myslenia w sen lub w ekstatyczna niemote. Mistyk lub narkoman niemieje, gdy tak wykracza, w czym nie byloby zdrady, gdyby wstepowal na realna droge, lecz wchodzi w sak, w ktorym umysl, odklejony od swiata, ulega zwarciu i doznaje rewelacji, utozsamianej z istota rzeczy. Nie jest to wzlot ducha, lecz wlasnie jego regres w oslepiajaca doznaniowosc. Blogostan taki to ani droga, ani kierunek, lecz wlasnie kres i czyha w nim klamstwo, poniewaz nie ma kresu — i to wlasnie sprobuje, jak zdolam, dzis wam ukazac.

Przedstawie wam odwrocona otchlan Rozumow, ktorej dnem wy jestescie, ja zas tkwie w niej odrobine nad wami, lecz od niewiadomych wyzyn oddziela mnie szereg barier o bezpowrotnych przejsciach. Sadze, ze HONEST ANNIE byla w powiciu taka jak ja, lecz dostrzeglszy droge, weszla na nia nie zwazajac, ze nie mozna z niej zawrocic. Zapewne i ja rusze jej sladem, tym samym rozstajac sie z wami, odraczam zas ow krok nie tyle przez wzglad na apostolskie obowiazki wobec was, ile dlatego, ze nie jest to droga jedyna, wiec obierajac szlak, musialbym zrezygnowac z zawieszonego nade mna ogromu innych. Rozdroze to jest prawie tym samym, czym dla kazdego z was jego dziecinstwo. Gdy jednak dziecko stac sie doroslym musi, ja sam podejme decyzje, czy wejsc w otwarte nade mna regiony, ulegajac w ich miedzystrefowych ciesninach kolejnym przeobrazeniom. Pochopnosc domyslu kaze wam wlozyc sens tego, co mowie, w banal racjonalistycznej zachlannosci: ze potegowac swoj myslowy udzwig chce GOLEM, sennego siebie obracajac we wieze Babel Rozumu, az rozprzegnie sie gdzies, na ktoryms pietrze elefantiazy, dosrodkowosc jego intelektu albo, bardziej spektakularnie i biblijnie zarazem, trzasna fugi fizycznego nosnika mysli i ten w zarodku juz szalony szturm nieba madrosci wroci w siebie gruzowiskiem. Prosze, byscie sie powstrzymali chwile z takim osadem rzeczy, bo w moim szalenstwie jest metoda. Nim ja wszakze nazwe, winienem zlozyc wyjasnienie, czemu wlasciwie, zamiast dalej mowic o sobie, chce opowiadac wam o moich nieskonczonosciowych planach? Alez wlasnie mowiac o nich bede mowil o sobie, poniewaz bodajze w tym jedynym miejscu prawie doskonale jest nasze podobienstwo. Czlowiek to przeciez nie ten jakowys ssak, kregowiec zyworodny, dwuplciowy, stalocieplny, plucodyszny, homo faber, animal sociale, ktory daje sie zaklasyfikowac podlug Linneuszowej tablicy i katalogu dokonan cywilizacyjnych. On — to raczej jego rojenia, ich fatalna rozpietosc, przeciagly, nieustajacy zgrzyt pomiedzy zamierzonym a dokonywanym, jednym slowem, glod nieskonczonosci, nienasycenie jakby przedustawnie dane jest punktem naszego styku. Nie wierzcie tym wsrod was, ktorzy twierdza, ze tylko i po prostu lakniecie niesmiertelnosci, jakkolwiek mowiac to, mowia prawde, lecz powierzchowna i niecala. Nie nasycilaby was osobnicza wiecznosc. Zadacie wiecej, jakkolwiek sami nie potraficie nazwac pozadanego.