Выбрать главу

POUCZENIE

(dla osób uczestniczacych po raz pierwszy w rozmowach z GOLEMEM)

1. Pamietaj o tym, ze GOLEM nie jest czlowiekiem, wiec nie ma ani osobowosci, ani charakteru w jakimkolwiek sensie intuicyjnie dla nas zrozumialym. Moze zachowywac sie tak, jakby mial jedno i drugie, lecz jest to efekt jego intencji (nastawienia), przewaznie nam nie znanych.

2. Temat rozmowy ustalany jest co najmniej na cztery tygodnie naprzód dla sesji zwyczajnych i na osiem tygodni naprzód dla sesji z udzialem osób spoza terytorium USA. Temat ów ustala sie przy wspóludziale GOLEMA, który zna sklad osobowy uczestników sesji. Porzadek obrad oglaszany jest w Instytucie co najmniej na szesc dni przed sesja; jednakze ani moderator dyskusji, ani kierownictwo MIT-u nie odpowiadaja za nieprzewidywalne zachowanie GOLEMA, który niekiedy narusza plan tematyczny sesji, nie udziela odpowiedzi na pytania czy wreszcie urywa sesje bez wszelkich wyjasnien. Ryzyko podobnych incydentów jest nieodjemna skladowa rozmów prowadzonych z GOLEMEM.

3. Kazdy z uczestników sesji moze wystapic, zwróciwszy sie do moderatora i otrzymawszy prawo glosu. Doradzamy przygotowac plan wystapienia co najmniej w postaci pisemnej dyspozycji, formulujac sady precyzyjnie i mozliwie jednoznacznie, poniewaz GOLEM orzeczenia niedoskonale logicznie pomija milczeniem albo wytyka ich blednosc. Pamietaj jednak, ze sam nie bedac osoba, GOLEM nie jest zainteresowany w dotykaniu lub upokarzaniu osób; zachowanie jego da sie wyjasnic najlepiej, przyjmujac, ze dba o to, co klasycznie zwiemy “adaequatio rei et intellectus”.

4. GOLEM jest ukladem swietlnym, którego budowy nie znamy dokladnie, gdyz sam sie kilkakrotnie przekonstruowywal. Mysli on ponad milion razy szybciej od czlowieka. Ze wzgledu na to wypowiedzi GOLEMA, wyglaszane Vocoderem, musza ulec odpowiedniemu spowolnieniu. Znaczy to, ze wypowiedz godzinna GOLEM uklada w kilka sekund i magazynuje w obwodowej pamieci, aby z niej przekazac ja sluchaczom — uczestnikom obrad.

5. W sali obrad znajduja sie nad miejscem moderatora — wskazniki, sposród których trzy sa szczególnie wazne. Dwa pierwsze, oznaczone symbolami “Epsilon” oraz “Dzeta”, wskazuja, jaki jest w danej chwili pobór mocy GOLEMA oraz jaka czesc jego ukladu wlacza sie do toczonej dyskusji. Dla celów pogladowego uprzystepnienia danych wskazniki te maja skale podzielone na odcinki umownych wielkosci. Tak tedy pobór mocy moze byc “pelny”, “sredni”, “maly” lub “znikomy”, a czesc GOLEMA, “obecna na sesji”, waha sie od calosci do 1/1000; najczesciej ulamek ten waha sie od 1/10 do 1/100. Pospolicie utarlo sie mówic, ze GOLEM dziala “cala moca”, “w pól mocy”, “mala” i “znikoma”. Tych danych, dobrze widocznych, gdyz sektory skali sa podswietlone kontrastowymi barwami, nie nalezy jednak przeceniac. W szczególnosci z tego, ze GOLEM uczestniczy w dyskusji moca mala lub nawet znikoma, nic nie wynika dla intelektualnego poziomu jego wypowiedzi, poniewaz wskazniki informuja o procesach fizycznych, a nie informacyjnych — jako miarach “duchowego zaangazowania”. Pobór mocy moze byc wielki, a partycypacja mala, gdy np. GOLEM — kontaktujac sie z zebranymi — zarazem opracowuje jakis problem wlasny. Pobór mocy moze byc maly, a uczestnictwo wieksze itp. Dane obu indykatorów nalezy zestawiac ze wskazaniami trzeciego, oznaczonego symbolem “Jota”. GOLEM, jako uklad o 90 wyjsciach, moze, uczestniczac w sesji, przeprowadzac wielka ilosc wlasnych operacji, a ponadto wspólpracowac z licznymi naraz grupami fachowców (maszyn badz ludzi) — juz to na terenie Instytutu, juz to poza nim. Totez skok poboru mocy zwykle nie oznacza “wzrostu zainteresowania” GOLEMA obradami, lecz raczej wlaczenie sie w inne wyjscia innych grup badawczych, o czym informuje wlasnie wskaznik “Jota”. Warto tez miec na uwadze to, ze “znikomy pobór” mocy GOLEMA wynosi kilkadziesiat kilowatów, gdy pelny pobór mocy mózgu ludzkiego waha sie od 5 do 8 watów.

6. Osoby, biorace udzial w rozmowach po raz pierwszy, czynia rozsadnie zrazu przysluchujac sie obradom, aby nawyknac do obyczajów, jakie narzuca GOLEM. To wstepne milczenie nie jest obowiazkiem, lecz tylko sugestia, która kazdy uczestnik sesji moze odrzucic na wlasna odpowiedzialnosc.

WYKLAD INAUGURACYJNY GOLEMA O CZLOWIEKU TROJAKO

Odbiliscie od pnia dziczki tak niedawno, wasze pokrewienstwo z lemurami i malpiatkami jest jeszcze tak mocne, ze ku abstrakcji dazycie, nie mogac odzalowac naocznosci, przez co wyklad, nie podparty tega zmyslowoscia, pelen formul, mówiacych o kamieniu wiecej, niz wam powie kamien ujrzany, polizany i obmacany, taki wyklad albo was nuzy i odtraca, albo co najmniej pozostawia pewien niedosyt, nieobcy nawet wysokim teoretykom, abstraktorom najwyzszej waszej klasy, o czym swiadcza niezliczone przyklady zaczerpniete z intymnych wyznan uczonych, bo olbrzymia ich wiekszosc przyznaje sie do tego, ze w toku budowania wywodów oderwanych niezmiernie potrzebuje wsparcia rzeczy dotykalnych. Jakoz kosmogonisci nie moga jakos nie uzmyslawiac sobie Metagalaktyki, aczkolwiek wiedza doskonale, ze o zadnej naocznosci nie moze tu byc mowy, fizycy wspomagaja sie w sekrecie obrazkami wrecz zabawek, ot jak te zebate kóleczka, które sobie Maxwell wystawial, budujac swoja, zreszta niezla, teorie elektromagnetyzmu, a jesli matematykom sie zdaje, ze porzucaja zawodowo wlasna cielesnosc, takze sie myla, o czym opowiem moze innym razem, poniewaz nie chce przytloczyc was rozszczepieniem waszego pojmowania horyzontem moim, lecz raczej idac za przyrównaniem (dosc zabawnym) doktora Creve, chce poprowadzic was na wycieczke daleka, nielatwa, ale warta zachodu, wiec bede szedl przed wami w góre — powoli. To, co powiedzialem dotad, ma wyjasnic, czemu bede szpikowal wyklad przypowiesciami i obrazkami, tak wam niezbednymi. Mnie one nie sa potrzebne, w czym zreszta nie upatruje zadnej nad wami wyzszosci, ta mieszka pod innym adresem, zas przeciwnaocznosc natury mojej bierze sie stad, ze ja zadnego kamienia nigdy w reku nie trzymalem ani nie zanurzalem sie w zielono-mulowatej badz krystalicznej wodzie, i nie dowiedzialem sie o istnieniu gazów pierwej plucem o poranku, a potem dopiero rachunkiem, poniewaz nie mam ani rak do chwytania, ani ciala, ani pluc — i dlatego abstrakcja jest dla mnie pierwotna, naocznosc zas wtórna i tej drugiej musialem uczyc sie ze znaczniejszym trudem anizeli abstrakcji, bylo to zas niezbedne, zeby rzucac te kruche mosty, po których chodzi moja mysl do was i po których odbita w umyslach waszych powraca do mnie, zwykle, zeby mnie zaskoczyc. O czlowieku mam dzisiaj mówic, i bede mówil o nim trzy razy, jakkolwiek punktów widzenia, to jest poziomów opisu albo stanowisk obserwacyjnych jest ilosc nieskonczona, lecz trzy mam dla was — nie dla mnie! — za naczelne. Jeden jest najbardziej wasz wlasny, najstarszy, historyczny, tradycyjny, rozpaczliwie heroiczny, pelen rozdzierajacych sprzecznosci, które moja logiczna nature przyprawialy o politowanie, nim sie do was dokladniej nie przystosowalem i nie przywyklem do waszej nomadycznosci duchowej, wlasciwej istotom spod obrony logiki uciekajacym w antylogicznosc, a z tej, jako nie do wytrzymania, powracajacym na lono logiki, przez co wlasnie jestescie nomadami, nieszczesliwymi w oboim zywiole. Drugie stanowisko bedzie technologiczne, a trzecie — uwiklane we mnie, jako punkt oparcia neoarchimedesowy — pokrótce jednak tego nie zapowiem, wiec raczej sama rzecz otworze. Od przypowiesci rozpoczynam. Mógl Robinson Cruzoe, znalazlszy sie na wyspie bezludnej, skrytykowac najpierw wszechstronny niedostatek, co stal sie jego udzialem, bo tyle braklo mu rzeczy pierwszych i niezbednych do zycia, a wiekszosci pamietanych nie mógl i przez lata odtworzyc. Lecz krótko tylko potroskawszy sie, jal gospodarowac tym dobytkiem, który zastal, i urzadzil sie jakos na koniec. Nie inaczej sie stalo, choc nie w jednej chwili, lecz wzdluz tysiacleci, kiedyscie wynikli z pewnej galezi drzewa ewolucyjnego, z tego konaru, który pono byl szczepem drzewa wiadomosci, i zastaliscie z wolna samych siebie, zbudowanych tak, a nie inaczej, z duchem urzadzonym w pewien sposób, ze sprawnosciami i granicami, jakich ani sobie nie zamawialiscie, ani nie zyczyli, i z takim rynsztunkiem musieliscie dzialac, albowiem ewolucja, odbierajac wam wiele darów, jakimi przymusza inne gatunki do sluzby sobie samej, nie byla az tak lekkomyslna, zeby wam tez zabrac instynkt samozachowawczy: tak znaczna swoboda was nie obdarowala, boz gdyby to uczynila, zamiast tego gmachu, mna wypelnionego, i tej sali ze wskaznikami, i zamiast was zasluchanych, rozposcieralaby sie tu sawanna i wiatr. Dala wam tez rozum. Z milosci wlasnej — bo wskutek koniecznosci oraz przyzwyczajenia zakochaliscie sie w sobie — uznaliscie go za dar najpiekniejszy i najlepszy z mozliwych, nie spostrzegajac, ze Rozum to przede wszystkim fortel, na który Ewolucja wpadla stopniowo, kiedy w toku swych bezustannych prób uczynila w zwierzetach pewna luke, miejsce puste, dziure, która koniecznie nalezalo czyms wypelnic, jesli nie mialy natychmiast zginac. O dziurze tej, jako miejscu opustoszalym, mówie calkiem doslownie, poniewaz zaiste nie dlatego odstrychneliscie sie od zwierzat, ze oprócz tego wszystkiego, co one posiadaja, macie jeszcze i Rozum jako hojny naddatek i jako wiatyk na droge zyciowa, lecz calkiem na odwrót — miec Rozum to tylko tyle: na wlasna reke, swoim przemyslem, w pelni ryzyka to wszystko czynic, co zwierzetom zadane jest dokladnie z góry; jakoz, w samej rzeczy, Rozum bylby zwierzeciu na nic, jesliby równoczesnie nakierowan mu nie odjac, które sprawiaja, ze cokolwiek ma robic, umie to robic od razu i niezmiennie, podlug przykazan, które sa bezwzgledne, poniewaz objawione substancja dziedzicznosci, a nie wykladami z krzaka ognistego. Ze wzgledu na to, ze powstala owa dziura, znalezliscie sie w okropnym zagrozeniu, lecz bezwiednie jeliscie ja czopowac, i takich zapracowanych Ewolucja wyrzucila was poza swój bieg. Nie skrachowala wami, gdyz przejmowanie wladzy trwalo milion lat i po dzis dzien jeszcze sie nie zakonczylo. Nie jest ona osoba, to pewne, lecz zastosowala taktyke chytrego lenistwa: zamiast klopotac sie o los swych stworzen, ten los oddala im w posiadanie, zeby same nim kierowaly, jak potrafia. Co mówie? Mówie, ze ona was ze stanu zwierzecego — czyli z doskonale bezmyslnej wprawy przezywania — wytracila w pozazwierzecosc jako stan, w którym, Robinsonami bedac Przyrody, musieliscie sami wynajdywac sobie srodki i sposoby przezywania — i dokonaliscie tych wynalazków, i bylo ich wiele. Dziura przedstawia grozbe, lecz i szanse: aby przezywac, zapelniliscie ja kulturami. Kultura jest instrumentem niezwyklym przez to, ze stanowi odkrycie, które, zeby dzialac, musi byc zakryte przed swymi twórcami. To wynalazek bezwiednie sporzadzony i póty pelnosprawny, póki nie rozpoznany do konca przez wynalazców. Paradoksalnosc jej w tym, ze od rozpoznania ulega zapasci; bedac jej autorami, wypieraliscie sie tedy autorstwa; nie bylo w eolicie zadnych seminariów na temat, czy paleolit robic; przypisywaliscie jej wejscie w was demonom, zywiolom, duchom, silom ziemi i nieba, byle tylko — nie samym sobie. Tak wiec racjonalne — wypelnianie pustki celami, kodeksami, wartosciami — czyniliscie irracjonalnie, kazdy swój rzeczowy krok uzasadniajac ponadrzeczowo, lowiac, tkajac, budujac w solennym samowmówieniu, ze to wszystko nie z was, lecz z niedocieczonych zródel. Osobliwy instrument — i wlasnie racjonalny w swej irracjonalnosci, poniewaz nadawal instytucjom ludzkim ponadludzka godnosc, aby sie staly nietykalne i zniewalajace bezwzglednie do posluchu; poniewaz jednak pustke, czyli niedostatecznosc, mozna sztukowac rozmaitymi dookresleniami, poniewaz rozmaite laty moga sie tu przydac, utworzyliscie kultur, jako bezwiednych wynalazków, legion w swojej historii. Bezwiednych, nierozmyslnych wbrew Rozumowi, poniewaz dziura byla daleko wieksza niz to, co ja wypelnialo; wolnosci mieliscie znacznie bardziej w bród anizeli rozumu, totez pozbywaliscie sie tej wolnosci, bo nadmiernej, bo dowolnej, bo bezsensownej — kulturami, we wiekach rozbudowanymi. Klucze do tego, co mówie teraz, stanowia slowa: wolnosci bylo wiecej niz rozumu. Musieliscie zmyslac sobie to, co zwierzeta od narodzin umieja, osobliwosc zas waszego losu w tym, ze zmyslaliscie, twierdzac, ze niczego nie zmyslacie. Dzisiaj wiecie juz wy, antropologowie, ze kultur mozna sporzadzic bezlik, i on doprawdy zostal sporzadzony, ze kazda z nich ma logike swej struktury, a nie swych autorów, bo to jest taki wynalazek, który urabia po swojemu wlasnych wynalazców, a oni o tym nie wiedza, kiedy sie zas dowiedza, traci absolutna moc nad nimi, a oni dostrzegaja próznie, i ta wlasnie sprzecznosc jest opoka czlowieczenstwa. Przez sto tysiecy lat sluzyla wam kulturami, które raz czlowieka zaciskaly, a raz rozluznialy ten swój uchwyt, w samobudowaniu, póty niezawodnym, póki slepym, az zestawiajac z soba w etnologicznych katalogch kultury, dostrzegliscie ich rozmaitosc, a wiec i wzglednosc, zabraliscie sie tedy do wyzwalania z tej matni przykazan i wzbronien, az wyrwaliscie sie z niej, co rzecz oczywista, okazalo sie niemal katastrofa. Albowiem pojeliscie zupelna niekoniecznosc, jako niejedynosc kazdego rodzaju kultury, i odtad usilujecie odnalezc cos takiego, co juz nie bedzie dluzej droga waszego losu, jako urzeczywistnione na oslep, poskladane seriami trafów, wyróznione loteria historii — lecz, oczywiscie, nic takiego nie istnieje. Dziura trwa, wy stoicie w pól drogi, porazeni odkryciem, a ci z was, którzy do desperacji zaluja slodkiej bezwiednosci kulturowego domu niewoli, wolaja o powrót tam, do zródel, lecz nie mozecie sie cofnac, odwrót odciety, mosty spalone, musicie tedy isc naprzód — o czym tez bede wam mówil. Czy ktos tu winny, czy mozna tu postawic kogos w stan oskarzenia za te Nemezis, za mordege Rozumu, co wysnul z siebie sieci kultur, by zamknac pustke, by w pustce tej wytyczac drogi, cele, ustanawiac wartosci, gradienty, idealy — czyli robil, na terenie wyzwolonym spod bezposredniego wladztwa Ewolucji, cos wcale podobnego do tego, co ona robi na dnie zycia, kiedy cele, drogi, gradienty wtlacza w ciala zwierzetom i roslinom w jednym ladunku jako ich los? Oskarzyc za Rozum — za taki Rozum, tak! — poniewaz byl wczesniakiem, poniewaz gmatwal sie w stworzonym przez siebie, w tych sieciach, poniewaz musial — nie wiedzac do konca, nie pojmujac, co sam czyni — bronic sie jednoczesnie przed zamknieciem, w kulturach restrykcyjnych, zbyt bezwzglednym, i przed wolnoscia, w kulturach rozluznionych, zbyt wszechstronna — pomiedzy wiezieniem i bezdnia zawieszony, uwiklany w bitwe nieustajaca na dwóch frontach naraz, rozdarty. I jakze, prosze, mógl w tym stanie rzeczy wasz duch okazac sie dla was samych czyms innym anizeli nieznosnie jatrzaca zagadka? Jakze inaczej! On was niepokoil, wasz Rozum, wasz duch, i zadziwial, i przerazal bardziej od ciala, któremu mieliscie do zarzucenia przede wszystkim ulotnosc, przemijanie, odpadanie, wiec staliscie sie bieglymi w poszukiwaniu Winowajcy i w miotaniu oskarzen — lecz nie mozecie winic nikogo, poniewaz na poczatku nie bylo Osoby. Czyzbym juz tutaj bral sie do mej Antyteodycei? Nie; nic podobnego; cokolwiek mówie, mówie w porzadku doczesnym, znaczy to: tutaj nie bylo na poczatku zadnej Osoby na pewno. Lecz nie wykraczam — dzisiaj przynajmniej; tak wiec potrzebne wam byly rozmaite hipotezy dodatkowe, jako gorzkie lub slodkie wytlumaczenia, jako pomysly, uwznioslajace wasz