Выбрать главу

— Czy będą jakieś gwiazdy? — spytał Kant Zupa. — Żeby oprzeć na czymś rękę.

— Nie przyzwyczajajcie się do podpórek. Jeśli trzęsą się wam ręce, pozamrażajcie łokcie. Ruszać się.

Dowódcy plutonów szybko rozdzielili funkcje. Ender przesuwał się wśród nich, by udzielać rad i pomagać żołnierzom, mającym jakieś trudności. Chłopcy wiedzieli już, że Ender bywa brutalny, kiedy zwraca się do grupy, ale kiedy pracuje z pojedynczym żołnierzem, jest zawsze cierpliwy, podpowiada rozwiązania i jeśli trzeba tłumaczy po kilka razy. Nigdy jednak się nie śmieje, gdy próbują z nim żartować. Był dowódcą w każdej sekundzie wspólnie spędzanego czasu. Nie musiał im o tym przypominać. Po prostu był.

Pracowali wytrwale, wciąż czując w ustach smak zwycięstwa i cieszyli się głośno, kiedy o pół godziny wcześniej mogli wyjść na obiad. Ender zatrzymał dowódców plutonów aż do normalnej pory przerwy, żeby omówić z nimi taktykę, jaką zastosowali i ocenić poszczególnych żołnierzy. Potem wrócił do swojego pokoju i starannie przebrał się w mundur. Dotrze do mesy komendantów spóźniony o dziesięć minut — dokładnie tak, jak sobie zaplanował. Nigdy jeszcze tam nie był, ponieważ dopiero dziś zwyciężył po raz pierwszy. Chciał przyjść ostatni, gdy wywieszą wyniki porannych bitew. Armia Smoka nie będzie już wtedy zupełnie nieznana.

Z początku nikt nie zwrócił na niego uwagi. Ale kiedy pierwsi chłopcy zauważyli jego niewielki wzrost i smoki na rękawach munduru, zaczęli przyglądać mu się zupełnie otwarcie. Zanim odebrał swoją porcję i usiadł przy stole, w pokoju zaległa cisza. Ender jadł wolno i z uwagą, niby nie dostrzegając, że stał się ośrodkiem zainteresowania. Stopniowo chłopcy znowu zaczęli rozmawiać, a on mógł się odprężyć i rozejrzeć dookoła.

Całą ścianę zajmowała wielka tabela wyników. Żołnierze wiedzieli tylko, jakie rezultaty osiągała ich armia przez ostatnie dwa lata; tutaj rejestrowano wyniki każdego z dowódców. Nowy komendant nie mógł odziedziczyć pozycji po swym poprzedniku-liczyło się tylko to, co sam dokonał.

Ender prowadził wyraźnie. Oczywiście, miał najlepszy z możliwych stosunek wygranych do porażek, ale i w pozostałych kategoriach wyprzedzał resztę. Średnie straty własne, średnie straty przeciwnika, średni czas osiągnięcia zwycięstwa — wszędzie był na czele.

Kończył jeść, gdy ktoś podszedł do niego z tyłu i klepnął w ramię.

— Mogę się przysiąść?

Ender nie musiał się oglądać, by wiedzieć, że to Dink Meeker.

— Cześć, Dink. Siadaj.

— Ty pozłacany pierdzielu — uśmiechnął się Dink. — Wszyscy tu próbujemy zgadnąć, czy twoje wyniki to cud, czy pomyłka.

— Przyzwyczajenie.

— Jedno zwycięstwo nie wystarczy, żeby się przyzwyczaić. Nie bądź taki hardy. Wszystkich nowych puszczają najpierw przeciwko słabym dowódcom.

— Nie zauważyłem, żeby Carn Carby był na końcu tabeli.

To była prawda. Carn Carby zajmował pozycję w okolicach środka.

— Jest w porządku — przyznał Dink. — Zwłaszcza że zaczął dopiero niedawno. Obiecujący. Ale ty nie jesteś obiecujący. Jesteś groźny.

— Groźny dla kogo? Nie dadzą ci jeść, jeżeli będziesz rzadziej wygrywał? To chyba ty powiedziałeś, że to wszystko jest tylko głupią zabawą, która nie ma żadnego znaczenia.

Dinkowi nie podobało się, że Ender wypomina mu jego własne słowa, zwłaszcza w obecnej sytuacji.

— A ty mnie namówiłeś, żebym grał z nimi dalej. Ale z tobą nie będę się bawił, Ender. Mnie nie pokonasz.

— Chyba nie — zgodził się Ender.

— To ja cię nauczyłem — dodał Dink.

— Wszystkiego, co umiem — przyznał Ender. — Teraz korzystam z tego, na wyczucie.

— Gratuluję.

— Dobrze wiedzieć, że ma się tu przyjaciela.

Lecz Ender nie był przekonany, że Dink wciąż jest jego przyjacielem. Dink także nie. Zamienili jeszcze kilka nic nie znaczących zdań i chłopiec wrócił do swojego stołu.

. Ender skończył jeść i rozejrzał się. Dowódcy rozmawiali w małych grupkach. Zauważył Bonza, teraz jednego z najstarszych komendantów. Ross Nos skończył szkołę. Petra z kilkoma innymi siedziała w kącie pokoju i nie spojrzała na niego ani razu. Ponieważ wszyscy inni od czasu do czasu rzucali w jego stronę ukradkowe spojrzenia — także ci, z którymi rozmawiała — Ender był pewien, że świadomie unika jego wzroku. Tak to jest, jeśli się zwycięża od pierwszej walki, pomyślał. Traci się przyjaciół.

Trzeba im zostawić parę tygodni, żeby zdążyli się przyzwyczaić. Zanim wyznaczą następną bitwę, wszystko się uspokoi.

Carn Carby demonstracyjnie podszedł do Endera tuż przed końcem przerwy obiadowej. W przeciwieństwie do Dinka nie wydawał się zmieszany.

— Obecnie jestem w niełasce — wyznał otwarcie. — Nie wierzą, kiedy im mówię, że robiłeś rzeczy, jakich nikt tu jeszcze nie oglądał. Mam nadzieję, że rozbijesz na miazgę następną armię, z którą będziesz walczył. Zrób mi tę przysługę.

— Zrobię — odparł Ender. — I dzięki, że ze mną rozmawiasz.

— Uważam, że zachowują się wobec ciebie okropnie. Zwykle wszyscy gratulują nowym dowódcom, kiedy pierwszy raz przychodzą do mesy. Tyle że nowy dowódca zanim wreszcie tu trafi, ma za sobą parę przegranych. Mnie się udało dopiero miesiąc temu. Jeśli ktokolwiek zasłużył na gratulacje, to na pewno ty. Ale takie jest życie. Niech gryzą ziemię.

— Postaram się.

Carn Carby odszedł, a Ender wciągnął go na swą osobistą listę tych, których zakwalifikował jako istoty ludzkie.

Tej nocy Ender spał bardzo dobrze, co nie udało mu się już od dawna.

Tak dobrze, że zbudził się dopiero po zapaleniu świateł. Wstał w znakomitym nastroju, pobiegł pod prysznic i nie zauważył paska papieru na podłodze, dopóki nie wrócił i nie zaczął sie.ubierać. Zobaczył go tylko dlatego, że papier podfrunął, gdy Ender szarpnął za leżący na krześle mundur. Podniósł go i przeczytał.

PETRA ARKANIAN, ARMIA FENIKSA, 7.00

To była jego dawna armia, którą opuścił niecałe cztery tygodnie temu. Na wylot znał formacje, których tam używano. Częściowo dzięki wpływowi Endera, Armia Feniksa działała najbardziej elastycznie, stosunkowo szybko reagując na nowe sytuacje. Z pewnością jest najlepiej przygotowana, by stawić czoła płynnym, nie pasującym do żadnych wzorów atakom Endera. Najwyraźniej nauczyciele postanowili uatrakcyjnić mu życie.

Rozkaz stwierdzał: 7.00, a była już 6.30. Część chłopców mogła wyjść na śniadanie. Ender odrzucił mundur, chwycił skafander i po chwili stał przy drzwiach do koszar.

— Panowie, mam nadzieję, że czegoś się wczoraj nauczyliście, ponieważ dzisiaj robimy to jeszcze raz. Nie od razu zrozumieli, że chodzi mu o bitwę, nie o ćwiczenia. To na pewno pomyłka, mówili. Nikt nie walczy dwa dni pod rząd.

Ender podał pasek papieru Fly Molo, dowódcy plutonu A.

— Skafandry! — krzyknął natychmiast chłopiec i zaczął się przebierać.

— Czemu nie powiedziałeś nam wcześniej? — zapytał z wyrzutem Kant Zupa. Kant lubił stawiać Enderowi pytania, których nikt inny nie ośmielał się zadać.

— Pomyślałem, że przyda się wam prysznic. Wczoraj Armia Królika twierdziła, że wygraliśmy, bo smród zemdlił ich zupełnie. Ci, którzy go usłyszeli, wybuchnęli śmiechem.

— Znalazłeś rozkaz dopiero kiedy wyszedłeś spod prysznica, zgadza. się?

Ender spojrzał w stronę, z której dochodził głos. To był Groszek, z zuchwałą miną. Czyżby przyszła pora odpłacić za dawne upokorzenia?