Выбрать главу

jakby się zwracała do nierozgarniętego dziecka.

Pani domu nareszcie wzięła się w garść.

– Przyszedł z Domaine de la Cade – rzekła wolno. – Od waszej ciotki. Izoldy. Wdowie po moim przyrodnim bracie.

– Niemożliwe! – wyrwało się Leonie. – Przecież Jules umarł w styczniu. I dopiero teraz list?

– Odszedł, drogie dziecko, odszedł. Disparu. Umarł to wyrażenie pospolite. Ale rzeczywiście, fakty są faktami.

Leonie nie przejęła się burą.

– Dlaczego ciotka pisze tyle czasu po pogrzebie?

– Ach nie, nie, pisała wcześniej, tuż po jego odejściu… Zamilkła na chwilę. – Tak mi przykro, że stan zdrowia nie pozwolił mi zimą ruszyć w podróż…

Córka i matka rozumiały się bez słów. Marguerite nie pojechałaby do domu, w którym dorastała, do posiadłości pod Rennes-les-Bains, za żadne skarby świata. Niezależnie od stanu zdrowia czy innych okoliczności. Darzyli się z bratem żywą antypatią.

Leonie znała historię rodziny jedynie pobieżnie. Od Anatola dowiedziała się, że ojciec Marguerite, Guy Lascombe. ożenił się młodo i w pośpiechu. Pół roku później, po śmierci żony, która zmarła, wydając na świat Jules'a, oddał syna pod opiekę nianiek, a sam wrócił do Paryża. Płacił guwernantkom, dbał o wykształcenie potomka i utrzymywał rodzinną posiadłość, a gdy Jules osiągnął pełnoletność, wynaczył mu roczną pensję. Poza tym w ogóle go nie zauważał. Pod koniec życia dziadek Lascombe ożenit się po raz drugi, choć nadal był birbantem. Wysłał żonę z maleńką córeczką do Domaine de la Cade, pod opiekę,lules'a. gdzie odwiedzał je nieszczególnie często. Z wyrazu twarzy Marguerite, gdy od wielkiego dzwonu zdarzało jej się wspominać lata dzieciństwa, można się było domyślać, że delikatnie mówiąc, nie była w domu rodzinnym szczęśliwa.

Dziadek umarł… odszedł pewnej nocy na skutek wypadku powozu. O dziwo, była z nim wtedy żona, więc Marguerite została sierotą. Po odczytaniu ostatniej woli wyszło na jaw, że Guy Lascombe cały majątek przekazał Jules'owi. Nie zostawiając córce nawet złamanego sou. Marguerite natychmiast uciekła do Paryża, gdzie w lutym tysiąc osiemset sześćdziesiątego piątego poznała i poślubiła Leo Verniera. nieuleczalnego idealistę. Ponieważ Jules był gorącym zwolennikiem ancien regime, od tej chwili urwały się wszelkie kontakty między rodzeństwem.

– I co napisała? – spytała dziewczyna.

Marguerite opuściła wzrok na list, jakby nadal trudno jej było uwierzyć słowom, które w nim znalazła.

– Zaprosiła cię na wieś. Na miesiąc.

– Co takiego?! – Leonie wyrwała matce list z ręki. – Jak to?!

– Cherie, bardzo cię proszę…

Ale dziewczyna zapomniała o manierach.

– Czy ciotka wyjaśnia, skąd taki pomysł? 1 dlaczego akurat teraz? Anatol zapalił papierosa.

– Może chce nam wynagrodzić oschłość zmarłego męża?

– Możliwe – rzekła Marguerite choć w liście nie ma słowa o intencjach.

– Do takiej intencji mało kto by się przyznał na papierze – zauważył Anatol ze śmiechem.

Leonie buńczucznie założyła ręce na piersiach.

– Nie sposób sobie wyobrazić, żebym przyjęła zaproszenie od ciotki,

której nigdy nie byłam przedstawiona. Zwłaszcza na tak długą wizytę.

Szczerze mówiąc – zrobiła wojowniczą minę trudno mi sobie wyobrazić

coś gorszego niż zagrzebanie się na wsi z jakąś starszą damą. wspominają

cą stare dobre czasy.

– Ach, nic bardziej mylnego, dziecko rzekła Marguerite. – Izolda była dużo młodsza od męża… wydaje mi się. ze ma teraz około trzydziestu lat.

Na chwilę zapadła przy stole kompletna cisza.

– Tak czy inaczej, odrzucę zaproszenie oznajmiła w końcu Leonie. Marguerite przeniosła wzrok na syna. Anatolu, co radzisz?

– Nie zamierzam jechać podkreśliła Leonie.

Anatol uśmiechnął się szeroko.

– Daj spokój, petite, o co tu się dąsać? Nie chciałabyś pojechać w góry?

To prawdziwa gratka! Nie dalej jak tydzień temu opowiadałaś mi, że się nudzisz w mieście i bardzo ci potrzebny odpoczynek.

– Tak, ale… Leonie ze zdumienia nie mogła znaleźć słów. Zmiana otoczenia podniesiecie na duchu. A już poza wszystkim innym w Paryżu rzeczywiście trudno wytrzymać. Jednego dnia pada, jest mglisto i chłodno, a następnego przychodzą temperatury, których by się nie powstydziła algierska pustynia.

– To prawda, jednak…

– Mówiłaś, że tęsknisz za przygodą, a kiedy już trafia się okazja, nie masz odwagi z niej skorzystać.

Nie znam ciotki Izoldy! Może być okropna! I co ja mam robić na wsi? Będę się tam nudziła jak mops! – Rzuciła matce wyzywające spojrzenie. – Zawsze mówisz o Domaine de la Cade z niechęcią.

Mam przykre wspomnienia, ale sprzed wielu lat – odrzekła Margue-rite cicho. Dużo mogło się zmienić.

Leonie spróbowała z innej strony.

– Podróż trwa kilka dni. Nie mogę w taką długą drogę wyruszyć sama,

bez przyzwoitki.

Pani domu przyjrzała się córce uważniej.

– Rzeczywiście., nie możesz. Tak się jednak złożyło, że wczoraj wieczo

rem generał du Pont zaproponował, byśmy odwiedzili dolinę Marny… i zostali tam kilka tygodni. Jeżeli przyjmę to zaproszenie… – przeniosła wzrok na syna -…Anatolu, czy mogę liczyć, że odwieziesz Leonie do ciotki?

– Na pewno uda mi się wykroić parę dni – obiecał.

– Mamo! – zaprotestowała dziewczyna.

Ale brat ciągnął:

– Co więcej, akurat mówiłem, że chętnie bym wyjechał z miasta, więc

dla mnie to także okazja nie do zmarnowania. I proszę, w ten sposób

wszyscy będą zadowoleni. Mało tego – dodał, posyłając siostrze porozu

miewawczy uśmiech – skoro tak cię martwi, że znajdziesz się sama daleko

od domu, petite, chętnie z tobą zostanę u ciotki. Na pewno nie będzie mia

ła nic przeciwko temu.

Wreszcie Leonie pojęła całą przewrotność planu. -Aha…

– Doprawdy – ucieszyła się Marguerite. – Znalazłbyś ze dwa tygodnie wolnego?

– Pour ma petite soeur. – Anatol skłonił się dwornie. – Dla mojej ukochanej siostry gotów jestem na wszystko. Jeśli tylko przyjmie zaproszenie ciotki, pozostaję do usług.

Aha! To zupełnie co innego! To się nazywa wolność. Spacery na świeżym powietrzu, czytanie, co się zechce, bez obaw o burę czy krytykę, swoboda ubioru… Cudownie!

I w dodatku Anatol. Na wyłączność.

Jeszcze przez chwilę udawała namysł, nie chcąc zdradzić, że mają wspólny cel. Matka nie lubiła Domaine de la Cade, ale to nie oznaczało, że córce także musi tam być źle. Kątem oka zerknęła na posiniaczonego brata. Stanowczo trzeba wyjechać.

– A więc dobrze powiedziała. Jeżeli Anatol mnie odwiezie i ze mną zostanie, póki się tam nie zadomowię, pojadę. Krew szumiała jej w uszach. – Mamo, napisz do ciotki, proszę, że bardzo dziękuję za zaproszenie i z przyjemnością z niego skorzystam.

– Wyślę telegram, potwierdzę terminy, które zaproponowała. Anatol uśmiechnął się szeroko.

– A l'avenir. – Wzniósł toast kawą.

– Za przyszłość – powtórzyła Leonie. – I za Domaine de la Cade.

CZĘŚĆ II. Paryż Październik 2007

ROZDZIAŁ 9

Paryż

Piątek, 26 października 2007

Pociąg linii Eurostar gnał w stronę Paryża. Meredith Martin przyglądała się swojemu odbiciu w oknie. Czarne włosy, biała twarz; pozbawiona koloru nie wyglądała najlepiej.

Spojrzała na zegarek.

Za kwadrans dziewiąta. Czyli już niedługo. Dzięki Bogu.

Coraz częściej pojawiały się miasteczka z domami poszarzałymi od mroku.

Wagon był prawie pusty. Dwie Francuzki, wyraźnie kobiety biznesu, w nieskazitelnych białych bluzkach i szarych kompletach, spodnie plus żakiet. Dwójka studentów przysypiająca na plecakach oraz kwartet prawników w prążkowanych koszulach i spodniach z kantami ostrymi jak brzytwy. Wracali do domu na weekend. Z ich strony dochodziło miękkie stukanie klawiszy komputera, rozmowy przez telefon i szelest gazet – same najświeższe wydania – francuskie, angielskie, amerykańskie. Rozprawiali o jakimś przypadku defraudacji, popijali piwo, wino, bourbona. Na blacie stały plastikowe butelki i kubeczki.

Przeniosła spojrzenie na błyszczącą ulotkę reklamową. Miała ją ciągle pod ręką, teraz też położyła kartkę na plastikowym blacie, choć czytała krótki tekst tyle razy, że znała go na pamięć.

L'Hotel Domaine de la Cade Rennes-les -Bains

Domaine de la Cade leży w uroczej okolicy, niedaleko malowniczego miasteczka Rennes-les-Bains, w pięknej Langwedocji. Jest wzorem dziewiętnastowiecznej elegancji, wzbogaconym o wszelkie udogodnienia, jakich może się spodziewać gość w dwudziestym pierwszym wieku. Hotel urządzono w budynku głównym, który w roku tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym siódmym został częściowo zniszczony przez ogień. Domaine de la Cade przyjmuje gości od lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Po zmianie właściciela i gruntownym remoncie hotel otwarto ponownie w roku dwa tysiące czwartym. Od tej pory zalicza sic do najlepszych w poludniowo-zachodniej Francji.