– Co jest? – spytałam.
Wzruszyła ramionami.
– Nic. Możesz przerwać na chwilę i opowiedzieć mi o wczorajszej nocy?
Skinęłam głową. Tym razem nie bolało już tak bardzo. Aspiryna, dar natury dla współczesnego człowieka. Opowiedziałam jej o tym, co się stało, począwszy od telefonu Moniki, do spotkania z Valentine’em. Nie wspomniałam, że spotkanie odbyło się w Cyrku Potępieńców. Obecnie ta informacja mogła okazać się wyjątkowo niebezpieczna. Pominęłam też niebieskie płomyki na schodach i głos Jean-Claude’a rozbrzmiewający w mojej głowie. Coś mi mówiło, że to także były niebezpieczne informacje. Nauczyłam się ufać memu instynktowi, toteż nie wspomniałam o tym ani słowem.
Ronnie jest dobra, przeszyła mnie wzrokiem i spytała:
– To już wszystko?
– Tak. – Cóż za proste kłamstwo, tylko jedno słowo. Wątpię, aby Ronnie dała się nabrać.
– W porządku. – Upiła łyk kawy. – Co miałabym zrobić?
– Popytaj tu i tam. Masz dostęp do tak zwanych grup nienawiści w rodzaju Ludzie Przeciwko Wampirom, Liga Głosujących Ludzi itp. Sprawdź, czy ktoś od nich mógł być zamieszany w te morderstwa. Ja nie mogę się do nich zbliżyć. – Uśmiechnęłam się. – Bądź co bądź oni nienawidzą również animatorów.
– Ale przecież zabijasz wampiry.
– To prawda, lecz również ożywiam trupy. Zombi. To nazbyt osobliwe dla bigota z krwi i kości.
– W porządku. Popytam wśród LPW i innych ugrupowań. Coś jeszcze?
Zamyśliłam się przez chwilę i pokręciłam głową. Udało się prawie bezboleśnie.
– Nic mi nie przychodzi do głowy. Ale bądź bardzo ostrożna. Nie chcę narazić cię na niebezpieczeństwo, po tym co się stało z Catherine.
– To nie była twoja wina.
– Racja.
– Nic, co zaszło, nie stało się z twojej winy.
– Powiedz to Catherine i jej narzeczonemu, gdyby sprawy przybrały kiepski obrót.
– Anito, do cholery, te istoty cię wykorzystują. Chcą cię zniechęcić i wystraszyć, aby móc przejąć nad tobą kontrolę. Jeżeli pozwolisz, aby poczucie winy wzięło nad tobą górę i namąciło ci w głowie, przypłacisz to życiem.
– Oj, Ronnie, wiesz, właśnie to chciałam usłyszeć. Jeżeli tak według ciebie ma wyglądać mowa motywacyjna, to proszę, odpuść sobie.
– Nie wymagasz silniejszego motywowania. Jedyne, czego ci potrzeba, to solidne potrząśnięcie i silny kopniak na rozpęd.
– Dzięki, jak na jedną noc jestem dostatecznie mocno poobijana.
– Anito, posłuchaj. – Wpatrywała się we mnie z przejęciem, jej oczy lustrowały moje oblicze, usiłując oszacować, czy słuchałam jej z należytą uwagą.
– Zrobiłaś dla Catherine wszystko, co mogłaś. Chcę, abyś teraz skoncentrowała się na własnym przetrwaniu. Siedzisz po uszy w kłopotach. Zewsząd otaczają cię wrogowie. Nie możesz sobie pozwolić na choćby jeden fałszywy krok.
Miała rację. Zrób to, co możesz, i ruszaj dalej. Catherine póki co była bezpieczna. Zeszła ze sceny i o to właśnie chodziło.
– Zewsząd otaczają mnie wrogowie, ale tu i ówdzie napotykam również przyjaciół.
Uśmiechnęła się.
– Może jest ich tylu, że wystarczy.
Ujęłam filiżankę obandażowanymi dłońmi. Poczułam ciepło przenikające przez delikatną porcelanę.
– Boję się.
– Co oznacza, że nie jesteś taka głupia, na jaką wyglądasz.
– Ojej, wielkie dzięki, naprawdę.
– Proszę bardzo. – Uniosła w moją stronę filiżankę w przyjaznym geście. – Za Anitę Blake, animatorkę, zabójczynię wampirów i dobrą przyjaciółkę. Uważaj na siebie.
Stuknęłyśmy się filiżankami.
– Ty też bądź ostrożna. To, że jesteś moją przyjaciółką, może w najbliższych dniach okazać się wyjątkowo niebezpieczne dla zdrowia.
– Czy kiedykolwiek było inaczej?
Niestety, miała rację.
17
Po wyjściu Ronnie miałam do wyboru – ponownie położyć się do łóżka, co wydawało mi się rozsądnym posunięciem, lub zacząć rozwiązywać sprawę, do pracy nad którą wszyscy tak gorliwie mnie zachęcali. Na jakiś czas cztery godziny snu powinny mi wystarczyć. Zresztą nie uszczknęłabym nawet tyle, gdyby Aubrey rozszarpał mi gardło. Chyba jednak wezmę się do roboty.
Latem w St. Louis ciężko jest nosić broń. Czy w przypadku kabury podramiennej, czy olstra przy pasku, problem był ten sam. Jeżeli założysz kurtkę, aby ukryć broń, roztapiasz się z gorąca. Jeśli włożysz broń do torebki, przypłacisz to życiem, bo żadna kobieta nie jest w stanie odnaleźć w niej niczego w czasie krótszym niż dwanaście minut. To reguła.
Jak dotąd nikt do mnie nie strzelał, ale nie brałam tego za dobrą monetę. Bądź co bądź zostałam już uprowadzona i omal mnie nie zabito. Nie zamierzałam dopuścić, by coś takiego się powtórzyło. Nie poddam się bez walki. Wyciskałam pięćdziesiąt kilo, to całkiem niezły wynik, naprawdę. Kiedy ważysz tylko pięćdziesiąt trzy, w większości starć przewagę nad tobą mają przeciwnicy. Jestem gotowa stawić czoło praktycznie każdemu bandziorowi moich rozmiarów.
Sęk w tym, że na tym świecie nie ma zbyt wielu łotrów o moich gabarytach. A wampiry, no cóż, dopóki nie będę w stanie wyciskać ciężaru równego średniej wielkości samochodu, nie mogę się z nimi mierzyć.
Dlatego nie rozstaję się z bronią.
Ostatecznie zdecydowałam się na nieco mniej profesjonalny wygląd. Przyduży podkoszulek sięgał mi do połowy ud. Był wyjątkowo luźny. Zostawiłam go tylko z uwagi na rysunek na przedzie, przedstawiający pingwiny grające w piłkę plażową i małe pingwinki budujące nieopodal zamki z piasku. Lubię pingwiny. Kupiłam tę koszulkę do spania i nie zamierzałam nosić jej poza domem. Dopóki nie przyłapie mnie lotna brygada do spraw mody i ubioru, powinnam być bezpieczna.
Przeplotłam pasek przez szlufki moich czarnych szortów, aby móc przypiąć do niego kaburę wewnętrzną. Był to model Uncle Mike’s Sidekick, który bardzo lubiłam, ale nie nadawał się do browninga. Miałam drugi pistolet, łatwy do ukrycia i bardzo wygodny, małego firestara kaliber 9 mm, z magazynkiem na siedem naboi.
Stroju dopełniły białe bawełniane skarpety z gustownymi niebieskimi paskami pasującymi do wstawek moich białych nike’ów. W ten sposób wyglądałam i czułam się jak szesnastolatka, może trochę głupio, ale gdy przejrzałam się w lustrze, nie zauważyłam przy pasku wybrzuszenia zdradzającego, że mam przy sobie broń. Luźna koszulka maskowała ją idealnie.
Od pasa w górę moje ciało jest szczupłe, można by rzec drobne, umięśnione i całkiem niebrzydkie. Niestety nogi mam o jakieś dziesięć centymetrowi za krótkie w porównaniu ze standardowym amerykańskim ideałem. Nigdy nie miałam szczupłych ud i moje łydki są raczej mocno umięśnione. Strój podkreślał moje nogi i maskował całą resztę, ale przynajmniej dzięki temu mogłam mieć przy sobie pistolet i w dodatku nie roztopię się z gorąca. Kompromis to niedoskonała sztuka.
Krzyżyk schowałam pod koszulkę, a na lewy nadgarstek założyłam bransoletkę z amuletami. Na srebrnym łańcuszku zawieszone były trzy małe krzyżyki. Widać też było moje blizny, ale latem staram się udawać, że ich nie ma. Wolę nie myśleć, że miałabym nosić bluzy z długimi rękawami w ponad czterdziestostopniowym upale przy stuprocentowej wilgotności Odpadłyby mi ręce. Poza tym gdy mam gołe ręce, blizny nie są pierwszą rzeczą, na jaką zwrócilibyście uwagę. Naprawdę.
Animatorzy sp. z o.o. miała nowe biura. Pracujemy tu zaledwie od trzech miesięcy. Naprzeciwko jest gabinet psychologa, równe sto dolców za godzinę, w głębi korytarza ulokował się chirurg plastyczny, jeszcze dalej kancelaria adwokacka, poradnia małżeńska i biuro handlu nieruchomościami. Cztery lata temu Animatorzy spółka z o.o. działała w przybudówce nad garażem. Interesy szły całkiem nieźle.