Zaśmiałam się.
– Bujać to my, ale nie nas.
– Anito! – Wydawał się wstrząśnięty, jego małe oczka rozszerzyły się, dotknął jedną ręką piersi. Uosobienie szczerości.
– Nie kupuję tego, możesz wciskać kit klientom, ale nie mnie. Daruj sobie. Za dobrze cię znam.
Wtedy się uśmiechnął. To był jego jedyny naprawdę szczery uśmiech. Miałam przed sobą prawdziwego Berta Vaughna. Jego oczy błyszczały, ale nie było w nich ciepła, a raczej wewnętrzne zadowolenie. W uśmiechu Berta jest coś przemyślanego i obrzydliwie wyrachowanego. Jakby znał twój najmroczniejszy, najbardziej wstydliwy sekret i był gotów zatrzymać go dla siebie, oczywiście za odpowiednią cenę. Było coś przerażającego w człowieku, który miał świadomość, że jest szują, i nic sobie z tego nie robił.
To przeczy wszystkiemu, co jest drogie sercu każdego przeciętnego Amerykanina. Przede wszystkim uczy się nas, jak być miłymi, lubianymi i popularnymi. Człowiek, który odrzuca to wszystko z własnej woli, jest buntownikiem i potencjalnym zagrożeniem dla swoich bliźnich.
– W jaki sposób Animatorzy spółka z o.o. mogliby pomóc w tej sprawie?
– Skaptowałam już Ronnie; pomaga mi rozwiązać tę zagadkę. Myślę, że im mniej jest osób zaangażowanych, tym mniejszy jest krąg potencjalnych zagrożonych.
– Zawsze masz na względzie dobro innych.
– W przeciwieństwie do paru osób, które mogłabym tu wymienić.
– Nie mam pojęcia, o co im chodzi.
– Nie, ale wiesz, co myślę na temat wampirów.
Uśmiech, jaki mi posłał, zdawał się mówić: „Znam twoją tajemnicę. Znam twoje najmroczniejsze sny”. Oto cały Bert. Stary, dobry szantażysta, który nie cofnie się przed niczym.
Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
– Jeśli jeszcze raz przyślesz mi wampira bez wcześniejszego porozumienia ze mną, rzucę tę robotę.
– I dokąd pójdziesz?
– Zabiorę z sobą moich klientów, Bert. Kto z ramienia firmy udziela się w wywiadach radiowych? O kim traktują artykuły prasowe? Osobiście dopilnowałeś, abym znalazła się w świetle jupiterów, Bert. Uznałeś, że z nas wszystkich to ja jestem najbardziej medialna. Najmniej groźna z wyglądu i zarazem najbardziej atrakcyjna. Jak szczeniaczek nad brzegiem stawu. Kiedy klienci dzwonią do firmy, o kogo zwykle pytają?
Uśmiech znikł z jego ust, oczy stały się zimne jak lód.
– Beze mnie nie dałabyś sobie rady.
– Pytanie brzmi, czy ty dałbyś sobie radę beze mnie.
– Ja na pewno.
– Ja również.
Patrzyliśmy na siebie nawzajem przez dobrych parę chwil. Żadne z nas nie chciało pierwsze odwrócić wzroku ani nawet zamrugać. Bert zaczął się uśmiechać, wciąż wpatrując się w moje oczy. Poczułam, że kąciki moich ust także zaczynają się unosić. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem i na tym cała sprawa się zakończyła.
– W porządku, Anito, żadnych wampirów więcej.
Wstałam.
– Dziękuję.
– Naprawdę odeszłabyś z firmy? – Jego twarz była uosobieniem rozbawionej szczerości, maską niekłamanego zadowolenia.
– Nie rzucam słów na wiatr, Bert. Przecież wiesz.
– Tak, wiem – przyznał. – Naprawdę nie wiedziałem, że ta robota okaże się dla ciebie tak niebezpieczna.
– Czy gdybyś wiedział, cokolwiek by to zmieniło?
Zamyślił się nad tym przez chwilę, po czym roześmiał się.
– Nie, ale zażądałbym znacznie wyższej sumy za twoje usługi.
– Rób dalej pieniądze, Bert. W tym akurat jesteś dobry.
– Amen.
Zostawiłam go, aby mógł w samotności nacieszyć się czekiem. Niech sobie nawet nad nim chichocze, jeśli zechce. To były krwawe pieniądze, dosłownie i w przenośni. Wątpiłam, aby Bert choć trochę się tym przejął. W przeciwieństwie do mnie, nic jednak nie mogłam na to poradzić.
18
Drzwi do drugiego gabinetu otworzyły się. Pojawiła się w nich wysoka blondynka. Miała czterdzieści parę lat. Doskonale skrojone złote spodnie podkreślały jej szczupłą talię. Bluzka bez rękawów w kolorze skorupki jajka zwracała uwagę na jej opalone ramiona, złotego rolexa i pierścionek zaręczynowy z brylancikami. Kamień pośrodku pierścionka musiał ważyć z pół kilo. Założę się, że nawet nie mrugnęła, kiedy Jamison powiedział jej cenę.
Chłopak, który szedł za nią, także był wysoki i szczupły. Wyglądał na piętnaście lat, ale wiedziałam, że musiał mieć co najmniej osiemnaście. Zgodnie z prawem dopiero po uzyskaniu pełnoletności możesz przystąpić do Kościoła Życia Wiecznego. Nie wolno mu było jeszcze pić alkoholu, ale mógł już zdecydować, że chce umrzeć i żyć wiecznie. Zabawne, ale to wszystko wydawało mi się zgoła bezsensowne.
Jamison szedł z tyłu, uśmiechnięty, kompetentny. Przez cały czas, idąc w stronę drzwi, mówił coś do chłopca.
Wyjęłam z torebki wizytówkę. Podsunęłam ją kobiecie. Spojrzała na nią, potem na mnie. Otaksowała mnie wzrokiem z góry na dół. Nie zrobiłam na niej wrażenia, może to ta koszulka.
– Tak? – rzekła.
To się ma we krwi. Trzeba to mieć we krwi, aby jednym słowem zmieszać kogoś z błotem. Oczywiście w ogóle się tym nie przejęłam. Nic z tego, nie pozwolę, aby wielka złotowłosa bogini sprawiła, że poczuję się mała i niepotrzebna. No jasne.
– Na wizytówce znajdzie pani numer do specjalisty w dziedzinie wampirzych kultów. Jest naprawdę dobry.
– Nie chcę, aby memu synowi zrobiono pranie mózgu.
Wysiliłam się na uśmiech. Raymond Fields był moim ekspertem od wampirzych kultów i nie posuwał się nigdy do prania mózgu. Po prostu mówił prawdę, choćby była najbardziej nieprzyjemna.
– Pan Fields opowie pani o minusach wampiryzmu – dodałam.
– Ufam, że pan Clarke udzielił nam już wszystkich niezbędnych informacji.
Uniosłam rękę na wysokość jej twarzy.
– Nie nabawiłam się tych blizn, grając w dwa ognie. Proszę wziąć tę wizytówkę. Zadzwoni pani do niego albo nie. Wybór należy do pani.
Zbladła lekko pod starannie zrobionym makijażem. Jej oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyła moje ramię.
– To robota wampirów? – Jej głos, cichy i niepewny, prawie przypominał ludzki.
– Tak – odparłam.
Jamison ujął ją pod ramię.
– Pani Franks, widzę, że poznała już pani naszą pogromczynię wampirów.
Spojrzała na niego, a potem na mnie. Jej twarda maska zaczęła pękać. Oblizała wargi, po czym odwróciła się do mnie.
– Doprawdy. – Błyskawicznie dochodziła do siebie; znów sprawiała wrażenie w pełni opanowanej.
Wzruszyłam ramionami. Cóż mogłam powiedzieć? Wcisnęłam wizytówkę w jej wymanikiurowaną dłoń, a Jamison sprawnie ją z niej wyłuskał i wsunął do kieszeni. Pozwoliła mu na to. Cóż mogłam zrobić? Nic. Ale przynajmniej próbowałam. Koniec. Kropka. Spojrzałam na jej syna. Wyglądał tak młodo.
Pamiętałam, jak sama byłam osiemnastolatką. Czułam się taka dorosła. Wydawało mi się, że wiem już wszystko. Mając dwadzieścia jeden lat, uświadomiłam sobie, że wiem, że nic nie wiem. Wciąż nic nie wiedziałam, ale usilnie nad sobą pracowałam. Czasami nie możesz zrobić nic więcej. Może nikt z nas nie jest w stanie uczynić więcej. O rany, od samego rana wychodził ze mnie urodzony cynik.
Jamison prowadził ich w stronę drzwi. Usłyszałam kilka zdań.
– Ona próbowała je pozabijać. Tylko się broniły.
No jasne, oto ja, zabójczym nieumarłych. Plaga cmentarzy.
Zostawiłam Jamisona, aby dalej wciskał im swoje półprawdy i weszłam do gabinetu. W dalszym ciągu potrzebowałam tych akt. Przynajmniej dla mnie życie toczyło się dalej. Przed oczyma wciąż miałam twarz tego chłopca, jego rozszerzone oczy. Oblicze miał gładkie jak pupcia niemowlaka i ładnie opalone. Czy zanim zdecydujesz się zabić, nie powinieneś najpierw zacząć się golić?