Выбрать главу

Usiedliśmy na zbroczonej krwią trawie. Zanurzyłam prawą dłoń w ranie na szyi kozy. Musiałam uklęknąć, aby dosięgnąć twarzy Zachary’ego. Rozsmarowałam krew na jego czole i obu policzkach. Gładka skóra, słaby, świeży zarost. Pozostawiłam też ciemny odcisk dłoni nad jego sercem.

Pleciona opaska na jego ramieniu wyglądała jak pasek ciemności. Pomazałam krwią paciorki, koniuszki moich palców napotkały delikatne małe piórka wplecione pomiędzy sznurki. Gris-gris potrzebowało krwi, czułam to, ale nie krwi zwierzęcej. Zwalczyłam to odczucie. O osobiste amulety i magię ochronną Zachary’ego będziemy martwić się później.

Zachary posmarował mi twarz krwią. Rozprowadził ją tylko koniuszkami palców, jakby bał się mnie dotknąć. Czułam, jak drżała mu ręka, gdy przesuwał nią po moim policzku. Poczułam nad piersią chłodną wilgoć krwi. Prosto z serca.

Zachary odkręcił słoik z własnoręcznie przyrządzoną maścią. Miała białawy kolor, z drobnymi plamkami fosforyzującej zieleni. Te świecące drobiny to była cmentarna pleśń.

Nałożyłam maść na ślady krwi. Skóra szybko ją wchłonęła.

Zachary pomazał mi twarz maścią. Krem był gęsty, tłusty. Czułam zapach sosnowych igieł dla pamięci, cynamonu i goździków dla ochrony, szałwi dla mądrości i jeszcze jakiegoś ostrego zioła, być może tymianku, który miał to wszystko połączyć. Trochę za dużo cynamonu. Noc zaczęła nagle pachnieć szarlotką.

Zaczęliśmy smarować maścią i krwią kamień nagrobny. Nazwisko zmarłego na kamieniu prawie całkiem się zatarło, zostały tylko płytkie wyżłobienia w marmurze. Dotknęłam ich opuszkami palców. Estelle Hewitt. Urodzona osiemnastego, miesiąc i rok nieczytelny, zmarła w 1866 roku. Poniżej było wyryte coś jeszcze, ale nie zdołałam już tego rozszyfrować. Kim była? Nigdy jeszcze nie ożywiałam trupa, o którym nic nie wiedziałam. To było raczej niewskazane, ale nic z tego, co tu teraz robiliśmy, nie uznałabym za wskazane.

Zachary stanął przy grobie, przy jego końcu. Ja zajęłam miejsce obok nagrobka. Miałam wrażenie, jakby pomiędzy Zacharym a mną pojawiła się niewidzialna nić. Wspólnie zaintonowaliśmy śpiew, nie było żadnych pytań czy wątpliwości.

– Usłysz nas, Estelle Hewitt. Przywołujemy cię z grobu. Na krew, magię i stal, przyzywamy cię. Powstań, Estelle, przybądź do nas, przybądź do nas.

Odnalazł moje spojrzenie, a ja poczułam szarpnięcie wiążącej nas niewidzialnej liny. Był potężny. Czemu nie potrafił sam tego dokonać?

– Estelle, przybądź do nas, Estelle. Obudź się, Estelle, powstań i przybądź do nas. – Powtarzaliśmy jej imię coraz głośniej.

Ziemia zadrżała. Koza przewróciła się na bok, gdy ziemia rozstąpiła się i ze szczeliny wyłoniła się dłoń; rozcapierzone palce kurczowo chwytały powietrze. Po chwili pojawiła się druga ręka i ziemia zaczęła wypluwać z siebie martwą kobietę.

Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, co było nie tak, dlaczego Zachary nie był w stanie ożywić jej samemu. Zorientowałam się, gdzie go wcześniej widziałam. Byłam na jego pogrzebie. Animatorów nie ma za dużo, więc gdy któryś z nas umiera, cała reszta obowiązkowo idzie na pogrzeb. Ot tak, z zawodowej powinności. Właśnie wtedy miałam okazję widzieć jego surowe oblicze, uróżowione i umalowane. Robiąc mu makijaż, ktoś zbytnio się nie przyłożył. Takie przynajmniej odniosłam wtedy wrażenie.

Zombi niemal całkiem wygramolił się już z grobu. Usiadł, dysząc ciężko, z nogami w dalszym ciągu uwięzionymi w ziemi.

Zachary i ja patrzyliśmy na siebie nawzajem ponad grobem. Jedyne, co mogłam zrobić, to gapić się na niego jak idiotka. Był martwy, ale nie był zombi. Nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Dałabym głowę, że to człowiek, i cóż, mogłam się nieźle przejechać.

Pleciona opaska na jego ramieniu. Magia, której nie satysfakcjonowała zwierzęca krew. Co takiego musiał robić, aby „pozostać żywym”? Słyszałam plotki o gris-gris, które są w stanie oszukać śmierć. Plotki, mity, bajki. A może te opowieści wcale nie były tak dalekie do prawdy?

Estelle Hewitt mogła być kiedyś piękna, ale sto lat leżenia w grobie w znacznym stopniu ujmuje człowiekowi urody. Jej skóra miała szarobiały odcień, była woskowa, odrażająca i wyglądała na sztuczną. Dłonie przyobleczone były w białe rękawiczki ubrudzone teraz cmentarną ziemią. Sukienka była biała, z koronkami. Zapewne suknia ślubna. Boże drogi.

Czarne włosy miała upięte w kok, kilka niesfornych kosmyków opadało na jej zeschłe oblicze obciągnięte szorstką jak pergamin skórą. Widać było przez nią wszystkie kości, jakby skóra była gliną nałożoną na metalowy szkielet. Oczy, ciemne i dzikie, zdawały się wychodzić z orbit. Przynajmniej nie wyschły i nie wyglądały jak pomarszczone winogrona. Nie znosiłam tego.

Estelle usiadła przy swoim grobie, usiłując pozbierać myśli. To mogło trochę potrwać. Nawet świeży nieboszczyk potrzebuje paru minut, aby zorientować się w sytuacji, a co dopiero mówić o takim trupie. Sto lat to kawał czasu.

Obeszłam grób, ostrożnie, by nie przerwać kręgu. Zachary obserwował mnie bez słowa. Nie był w stanie ożywić tego trupa, bo sam był martwy. Potrafił radzić sobie ze świeżymi nieboszczykami, ale nie z kimś, kto zmarł ponad sto lat temu. Umarły przywołujący zmarłego z grobu, była w tym jakaś nieprawidłowość.

Spojrzałam na niego, patrzyłam, jak zacisnął palce na trzonku noża. Poznałam jego sekret. Czy Nikolaos także znała jego tajemnicę? Czy znał ją ktoś jeszcze? Tak, ten kto wykonał dla niego amulet. Gris-gris. A może ktoś jeszcze?

Ścisnęłam skórę wokół rany na przedramieniu. Przysunęłam krwawiące palce w stronę gris-gris.

Zachary złapał mnie za nadgarstek, miał rozszerzone oczy. Przyspieszony oddech.

– Nie twoją.

– A czyją?

– Tych, których nikomu nie będzie brakować.

Zombi poruszył się, zaszeleściła ozdobiona koronkami suknia ślubna. Nieboszczka zaczęła pełznąć w naszą stronę.

– Powinnam pozwolić im, aby cię zabiły – wycedziłam.

Uśmiechnął się.

– Potrafisz zabić umarłego?

Uwolniłam rękę z jego uścisku.

– Stale to robię.

Zombi czołgał się w stronę moich nóg. Wpił się w nie palcami. Miałam wrażenie, że ktoś wbija mi w łydki suche, twarde patyki.

– Sam ją nakarm, sukinsynu – warknęłam.

Podsunął nieboszczce swoją rękę. Zombi schwycił ją niezdarnie i łapczywie. Martwa kobieta obwąchała jego rękę, ale nawet jej nie tknęła.

– Wydaje mi się, że ja nie mogę jej nakarmić, Anito.

Jasne, że nie. Do zamknięcia rytuału potrzebna była świeża, żywa krew. Zachary był martwy. Nie nadawał się. W przeciwieństwie do mnie.

– Niech cię diabli, Zachary, niech cię wszyscy diabli.

Zachary patrzył na mnie beznamiętnym wzrokiem.

Zombi zaczął wydawać ciche, zduszone odgłosy przypominające szloch. Boże drogi. Podsunęłam nieboszczce krwawiące lewe przedramię. Jej kościste dłonie wpiły się w moją skórę. Przytknęła usta do rany i zaczęła ssać. Z trudem zwalczyłam w sobie pragnienie, aby ją od siebie odepchnąć. Dobiłam targu z wampirami, sama wybrałam rytuał. Nie miałam wyboru.

Patrzyłam na Zachary’ego, podczas gdy trup chłeptał moją krew. Nasz zombi, spółka z o.o. Niech to szlag.

– Ilu ludzi musiałeś zabić, aby pozostać „przy życiu”? – spytałam.

– Nie chcesz tego wiedzieć.

– Ilu?

– Dość – odparł.

Stężałam, unosząc rękę, i omal nie podźwignęłam przy tym trupa przyssanego do mego przedramienia. Nieboszczka zakwiliła cichutko jak kocię. Krew ściekała po jej kościstym podbródku. Zęby miała umazane posoką. Nie mogłam na to patrzeć.