Przyłożyła białą, upstrzoną kropkami krwi dłoń do nagiego torsu Phillipa. Przesunęła paznokciem po jego sutku i zaśmiała się.
Phillip był przykuty do ściany za nadgarstki i kostki. Jego długie brązowe włosy opadły mu na twarz, przesłaniając jedno oko. Muskularne ciało było pokryte licznymi śladami ukąszeń. Krew spływała po jego opalonej skórze cienkimi karmazynowymi strużkami. Spojrzał na mnie jednym brązowym okiem, bo drugie miał zakryte włosami. Rozpacz. Wiedział, że sprowadzono go tu, aby zginął właśnie w taki sposób, a on nie był w stanie nic na to poradzić. Ale ja na pewno mogłam coś zrobić. Musiałam. Boże, proszę, spraw, abym mogła coś dla niego uczynić!
Mężczyzna dotknął mego ramienia, a ja drgnęłam jak oparzona. Wampiry zaśmiały się. Mężczyzna nie. Zeszłam po schodach, by stanąć o kilka stóp przed Phillipem. Nie spojrzał na mnie.
Nikolaos dotknęła jego nagiego uda i powiodła po nim palcami. Jego ciało zesztywniało, dłonie zacisnęły się w pięści.
– Wiesz, świetnie się tu bawiliśmy z twoim kochasiem – rzekła Nikolaos. Jej głos brzmiał słodko, jak zawsze. Mała księżniczka. Ucieleśnienie dziecięcej panny młodej. Suka.
– On nie jest moim kochasiem.
Wydęła dolną wargę.
– No, no. Nie kłam, Anito. To nieładnie.
Podeszła do mnie, kołysząc zalotnie wąskimi biodrami. Wyciągnęła do mnie rękę, a ja cofnęłam się, wpadając na Wintera.
– Animatorko, animatorko – powiedziała. – Kiedy wreszcie nauczysz się, że nie możesz ze mną walczyć?
Chyba nie oczekiwała odpowiedzi, więc przezornie postanowiłam nie wdawać się z nią w dyskusję.
Znów wyciągnęła w moim kierunku szczupłą okrwawioną dłoń.
– Jeśli chcesz, Winter może cię przytrzymać.
Nie ruszaj się, albo cię obezwładnimy. To ci dopiero wybór. Znieruchomiałam. Patrzyłam, jak jej blade palce suną w kierunku mojej twarzy. Zacisnęłam pięści tak mocno, że paznokcie wbiły mi się w skórę. Musnęła palcami moje czoło i poczułam chłodną wilgoć krwi. Przesunęła opuszkami palców w dół mojej skroni, do policzka, a stamtąd do dolnej wargi. Chyba wstrzymałam oddech.
– Obliż wargi – rozkazała.
– Nie – odparłam.
– Uparta jesteś. Czy to Jean-Claude dodał ci tej odwagi?
– O czym ty mówisz, u licha?
Jej oczy pociemniały, twarz spochmurniała.
– Nie zgrywaj nieśmiałej, Anito. To do ciebie nie pasuje. – Nagle jej głos spoważniał, stał się srogi, karzący. – Znam twoją małą tajemnicę.
– Nie wiem, o czym mówisz – odparłam zgodnie z prawdą. Nie pojmowałam przyczyny jej nagłego zagniewania.
– Jeżeli chcesz, możemy jeszcze przez chwilę pograć w tę grę. – Nagle znów znalazła się obok Phillipa; nawet nie zauważyłam, kiedy to zrobiła.
– Czy to cię zdziwiło, Anito? Wciąż jestem mistrzynią tego miasta. Posiadam moce, o których tobie i twojemu mistrzowi nawet się nie śniło.
Mojemu mistrzowi? O czym ona mówiła, u diabła? Przecież nie miałam mistrza.
Przesunęła dłońmi po jego piersiach, nieco powyżej żeber. Starła krew, aby odsłonić gładką, nienaruszoną skórę. Stała przed nim, nie dosięgając nawet do jego obojczyka. Phillip zamknął oczy. Nikolaos odchyliła głowę do tyłu i rozchyliła wargi, ukazując spiczaste kły.
– Nie. – Stanęłam pomiędzy mistrzynią a jej więźniem. Nagle poczułam na ramionach dłonie Wintera. Powoli, zdecydowanie pokręcił głową. Nie wolno mi było się wtrącać.
Wbiła kły w jego bok. Całe ciało Phillipa zesztywniało, na szyi pojawiły się żyły, szarpnął się konwulsyjnie, naprężając krępujące go łańcuchy.
– Zostaw go! – Wbiłam łokieć w brzuch Wintera. Olbrzym stęknął i wpił palce w moje ramiona tak mocno, że omal nie krzyknęłam. Opasał mnie ramionami i przycisnął mocno do piersi, tak że nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu.
Nikolaos oderwała usta od ciała Phillipa. Krew spłynęła jej po brodzie. Oblizała usta małym różowym języczkiem.
– Cóż za ironia – rzuciła głosem osoby noszącej na swoich barkach ciężar setek lat, nie pasującym do jej dziecinnego wyglądu. – Wysłałam Phillipa, aby cię uwiódł. A stało się na odwrót.
– Nie jesteśmy kochankami. – Czułam się jak idiotka w miażdżącym uścisku ramiona Wintera.
– Zaprzeczając, nie pomożesz ani jemu, ani sobie – stwierdziła Mistrzyni.
– A w jaki sposób mogłabym tego dokonać?
Skinęła lekko ręką, a Winter natychmiast mnie puścił. Odstąpiłam od niego, aby znaleźć się poza zasięgiem jego ramion. W ten sposób zbliżyłam się do Nikolaos, więc to chyba nie było najlepsze posunięcie z mojej strony.
– Porozmawiajmy o twojej przyszłości, Anito. – Zaczęła wchodzić po schodach. – I o przyszłości twego kochanka.
Chyba miała na myśli Phillipa i nie próbowałam jej poprawiać.
Bezimienny mężczyzna dał mi znak, abym ruszyła za nią po schodach. Aubrey zbliżył się do Phillipa. Zostaną sam na sam. To było nie do przyjęcia.
– Nikolaos, proszę.
Może wypowiedziałam magiczne słowo. Odwróciła się.
– Słucham.
– Czy mogę poprosić o dwie rzeczy?
Uśmiechnęła się, chyba ją rozbawiłam. Była jak matka, która cieszy się, że jej dziecko nauczyło się nowego słowa. Nie obchodziło mnie, jak mnie postrzegała, grunt żeby zrobiła to, o co ją poproszę.
– Powiedz, o co ci chodzi.
– Chciałabym, żeby, jak już stąd wyjdziemy, wszystkie wampiry także opuściły to pomieszczenie. – Wciąż na mnie patrzyła i nadal się uśmiechała, jak dotąd nieźle. – I chciałabym porozmawiać z Phillipem na osobności.
Zaśmiała się wysoko i dziko, ten dźwięk zabrzmiał jak brzęk wietrznych dzwonków podczas wichury.
– Harda jesteś, śmiertelniczko. Chyba zaczynam dostrzegać, co widzi w tobie Jean-Claude.
Puściłam jej słowa mimo uszu, bo chyba nie do końca rozumiałam ich znaczenie.
– Czy spełnisz moje prośby? Bardzo proszę.
– Nazwij mnie mistrzynią, a twoje prośby zostaną wysłuchane.
Przełknęłam ślinę, ten dźwięk w ciszy panującej dokoła wydał mi się bardzo głośny.
– Proszę… mistrzyni. – Widzicie, nawet się nie zająknęłam. Jakoś poszło.
– Dobrze, animatorko, bardzo dobrze. – Valentine i Aubrey bez słowa zachęty z jej strony weszli po schodach i opuścili pomieszczenie. Żaden z nich nie zaoponował. Już to samo w sobie wydało mi się przerażające.
– Burchard pozostanie u szczytu schodów. To człowiek i ma zwyczajny, ludzki słuch. Jeśli będziesz mówić szeptem, nie usłyszy twoich słów.
– Burchard?
– Tak, animatorko, Burchard, mój ludzki sługa. – Spojrzała na mnie, jakby w tym, co powiedziała, zawierało się głębsze znaczenie. Mój wyraz twarzy chyba nie przypadł jej do gustu. Zmarszczyła brwi. I nagle obróciła się na pięcie jak małe białe tornado. Winter podreptał za nią niczym posłuszny psiak napakowany sterydami. Burchard, do niedawna bezimienny mężczyzna, stanął przy zamkniętych drzwiach. Nie patrzył na nas, lecz prosto przed siebie. Miałam taką odrobinę prywatności, na jaką mogłam sobie pozwolić w obecnej sytuacji. Będzie musiało nam to wystarczyć.
Podeszłam do Phillipa, ale on w dalszym ciągu nie chciał na mnie spojrzeć. Długie strąki jego brązowych włosów oddzielały nasze twarze niczym parawan.
– Co się stało, Phillipie?
Jego głos brzmiał jak zbolały szept, ale tak to już bywa, gdy przez dłuższy czas wyjesz na całe gardło. Musiałam stanąć na palcach i nieomal przylgnąć do niego całym ciałem, aby go usłyszeć.
– Zgarnęli mnie z Grzesznych Rozkoszy.
– Robert nie próbował ich powstrzymać? – Z jakiegoś powodu wydało mi się to ważne. Spotkałam Roberta tylko raz, ale jakaś cząstka mnie była wściekła, że nie ochronił Phillipa. Przecież opiekował się całym klubem pod nieobecność Jean-Claude’a. Do jego obowiązków należało również ochranianie Phillipa.