Stanęłam w delikatnym białym świetle poranka. Ulica była pusta, powietrze czyste i rześkie. Za wcześnie, aby zrobiło się nieprzyjemnie gorąco. Można powiedzieć, że było niemal chłodno.
Gdzie się podział mój samochód? Usłyszałam krok, a w chwile potem głos, który powiedział:
– Nie ruszaj się. Celuję ci w plecy.
Z własnej inicjatywy splotłam dłonie na potylicy.
– Dzień dobry, Edwardzie – powiedziałam.
– Dzień dobry, Anito – odparł. – Nie ruszaj się, bardzo proszę.
Stanął tuż za mną, lufa jego broni wwierciła się w mój kręgosłup. Przeszukał mnie dokładnie od stóp do głów. Edward nie podejmował zbędnego ryzyka, między innymi dlatego nadal żył. Cofnął się i powiedział:
– Teraz możesz się odwrócić.
Zatknął za pas mego firestara, browninga trzymał luźno w lewym ręku. Nie wiem, co zrobił z nożami.
Uśmiechnął się chłopięcym, czarującym uśmiechem, przez cały czas mierząc z pistoletu w moją pierś.
– Dość ukrywania się. Gdzie Nikolaos? – zapytał.
Wzięłam głęboki wdech, po czym wolno wypuściłam powietrze. Myślałam o tym, aby oskarżyć go, że jest zabójcą wampirów, ale to raczej nie był odpowiedni moment. Może później, gdy nie będzie we mnie celował.
– Czy mogę opuścić ręce? – spytałam.
Skinął nieznacznie głową.
Powoli opuściłam ręce.
– Chcę, aby jedno było jasne, Edwardzie. Podzielę się z tobą tą informacją, ale nie dlatego, że się ciebie boję. Chcę, żeby ona zginęła. I chcę przyłożyć do tego rękę.
Jego uśmiech poszerzył się, w oczach zabłysły wesołe iskierki.
– Co się wydarzyło ubiegłej nocy?
Spuściłam wzrok, po czym uniosłam go powoli. Spojrzałam w jego niebieskie oczy i powiedziałam:
– Kazała zabić Phillipa.
Z uwagą wpatrywał się w moją twarz.
– Mów dalej.
– Ugryzła mnie. Chyba chce uczynić mnie swoją osobistą niewolnicą.
Wsunął pistolet do kabury i podszedł, aby stanąć tuż przy mnie. Odchylił moją głowę w bok, aby móc lepiej przyjrzeć się śladom po ukąszeniu.
– Trzeba będzie to oczyścić. Będzie bolało jak jasna cholera.
– Wiem. Pomożesz mi?
– Jasne. – Jego uśmiech złagodniał. – Zamierzałem sprawić ci ból, aby zdobyć żądaną informację. Byłem gotów użyć wobec ciebie siły. A teraz to ty prosisz mnie, abym polał twoją ranę kwasem.
– Wodą święconą – poprawiłam.
– Wrażenie będzie takie samo – zapewnił.
Niestety, miał rację.
41
Siedziałam oparta plecami o chłodną porcelanę wanny. Przód i bok bluzki, przemoczone, przylepiały mi się do ciała. Edward ukląkł przy mnie z na wpół opróżnioną buteleczką wody święconej w dłoni. To już była trzecia butelka. Zwymiotowałam tylko raz. Twarda ze mnie sztuka.
Gdy zaczęliśmy, siedziałam na umywalce. Nie zabawiłam tam długo. Zeskoczyłam jak oparzona, wyjąc i skamląc w głos. Wyzwałam też Edwarda od sukinsynów. Nie wziął sobie tego do serca.
– Jak się czujesz? – zapytał. Jego oblicze było całkiem beznamiętne. Nie potrafiłam stwierdzić, czy to, co robi, sprawia mu przyjemność, czy może mierzi.
Łypnęłam na niego spode łba.
– Jakby ktoś przypalał mi szyję rozpalonym do białości nożem.
– Chcesz, żebym przestał? Masz ochotę trochę odpocząć?
Wzięłam głęboki oddech.
– Nie, Edwardzie. Chcę całkowicie oczyścić ranę. Aż do końca.
Pokręcił głową, prawie się uśmiechnął.
– Wiesz, że zwykle to trwa kilka dni.
– Tak – przyznałam. – Wiem.
– Ale ty chcesz to zrobić za jednym posiedzeniem? – Patrzył na mnie z powagą, jakby to pytanie było istotniejsze, niż można by sądzić.
Odwróciłam wzrok. Jego spojrzenie było nazbyt przenikliwe. Nie chciałam, aby teraz na mnie patrzył.
– Nie mam kilku dni. Muszę oczyścić ranę jeszcze dziś przed zmierzchem.
– Bo spodziewasz się kolejnej wizyty Nikolaos – dorzucił.
– Tak – odparłam.
– A jeżeli pierwsza rana nie zostanie właściwie oczyszczona, mistrzyni będzie miała nad tobą władzę.
Wzięłam głęboki oddech i drżąco odparłam:
– Tak.
– Nawet jeśli oczyścimy ranę, być może i tak zdoła cię zawezwać. Jeżeli jest tak potężna, jak twierdzisz.
– Jest tak potężna, a nawet jeszcze bardziej. – Wytarłam dłonie o dżinsy. – Myślisz, że Nikolaos może obrócić mnie przeciw tobie, nawet jeśli oczyścimy ranę? – Spojrzałam na niego w nadziei, że odgadnę jego myśli.
Utkwił we mnie wzrok.
– My, pogromcy wampirów, musimy niekiedy podejmować ryzyko.
– To nie było zaprzeczenie – stwierdziłam.
Uśmiechnął się do mnie.
– Potwierdzenie także nie – powiedział.
A więc Edward również nie wiedział, co może się wydarzyć.
– Polej jeszcze trochę, zanim się rozkleję.
Rozpromienił się, jego oczy rozbłysły.
– Ty się nigdy nie rozklejasz. Możesz wyciągnąć nogi, ale nerwy masz jak ze stali.
To był komplement i tak też go potraktowałam.
– Dziękuję.
Położył mi dłoń na ramieniu, a ja odwróciłam głowę. Serce dudniło mi w gardle i jedyne, co słyszałam, to szum krwi tętniący w moich skroniach. Miałam ochotę uciec, tłuc pięściami na prawo i lewo, ale musiałam siedzieć i pokornie znosić ból, jaki mi sprawiał. Nie cierpię tego. Kiedy byłam dzieckiem, gdy miano mi zrobić zastrzyk, musiały w tym uczestniczyć co najmniej dwie osoby. Jedna wkłuwała mi igłę, a druga przytrzymywała mnie z całej siły.
Musiałam wytrzymać. Gdyby Nikolaos ugryzła mnie po raz drugi, przypuszczam, że zrobiłabym wszystko, czego by ode mnie zażądała. Nawet gdybym musiała dla niej zabić. Widziałam już kiedyś coś takiego, a tamten wampir to był pikuś w porównaniu z mistrzynią.
Woda spłynęła po skórze i rozlała się po ranie niczym płynne złoto, przeszywając całe moje ciało palącym bólem. Przeżerała się przez skórę aż do kości. Niszczyła mnie. Zabijała.
Wrzasnęłam. Nie mogłam się powstrzymać. Ból był zbyt silny. Nie mogłam uciec. Musiałam krzyknąć.
Leżałam na podłodze, opierając policzek o chłodne płytki i oddychając krótkimi, łapczywymi haustami.
– Spowolnij oddech, Anito. Hiperwentylujesz. Oddychaj powoli i spokojnie albo zemdlejesz.
Otworzyłam usta i wzięłam głęboki oddech. Towarzyszyło temu nieprzyjemne rzężenie i świst. Dusiłam się powietrzem. Zakasłałam i zaczęłam walczyć o oddech. Zanim moje wysiłki zakończyły się sukcesem, zaczęło kręcić mi się w głowie i zbierać na mdłości, ale nie zemdlałam. Miliard punktów dla mnie.
Edward nachylił się nade mną.
– Słyszysz mnie?
– Tak – wykrztusiłam.
– Świetnie. Chcę teraz spróbować przyłożyć do rany krzyżyk. Zgadzasz się czy może jeszcze trochę na to za wcześnie?
Jeżeli nie oczyściliśmy należycie rany wodą święconą, dotknięcie krzyżyka oparzy mnie i będę miała następną bliznę. Byłam odważna jak mało kto. Miałam już dość tego wszystkiego. Otworzyłam usta, żeby powiedzieć „nie” – ale usłyszałam całkiem coś innego.
– Zrób to. – Cholera. Ależ byłam dzielna.
Odgarnął mi włosy z szyi. Leżałam na podłodze z dłońmi zaciśniętymi w pięści, próbując się przygotować. Tylko że nie sposób przygotować się na ból, jakby ktoś przykładał ci do szyi rozpalone do białości żelazo.
Łańcuszek zaszeleścił i znalazł się w dłoni Edwarda.