Выбрать главу

Ciemność i dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Zadziałałam bez namysłu. Instynkt wziął nade mną górę. Wyłuskałam pistolet zza wezgłowia łóżka i zaczęłam kierować go w stronę niewidocznego jeszcze celu.

Czyjaś dłoń unieruchomiła rękę, którą wetknęłam pod poduszkę, pistolet został skierowany w stronę ściany, silne ciało naparło na mnie całym ciężarem.

– Anito, Anito, to ja, Edward. Spójrz na mnie!

Zamrugałam i spojrzałam na Edwarda, który unieruchomił moje ręce. Miał nieznacznie przyspieszony oddech.

Zerknęłam na pistolet w mojej dłoni i ponownie skierowałam wzrok na Edwarda. W dalszym ciągu nie puszczał moich rąk. W sumie wcale mu się nie dziwiłam.

– Wszystko w porządku? – spytał.

Skinęłam głową.

– Powiedz coś, Anito.

– Miałam koszmarny sen – odparłam.

Pokręcił głową.

– Nie wątpię. – Powoli mnie puścił.

Wsunęłam broń z powrotem do kabury.

– Kim jest Jean-Claude? – zapytał.

– Czemu pytasz?

– Wołałaś go.

Odgarnęłam włosy z czoła, byłam cała spocona. Rzeczy, w których spałam, i pościel były mokre od potu. Te koszmary zaczynały działać mi na nerwy.

– Która godzina? – spytałam. W pokoju było ciemno, zbyt ciemno, jak tuż po zachodzie słońca. Poczułam ucisk w żołądku. Gdyby było już po zmierzchu, los Catherine byłby przesądzony.

– Nie wpadaj w panikę. Jest po prostu pochmurno. Do zmierzchu zostały jeszcze cztery godziny.

Wzięłam głęboki oddech i poczłapałam do łazienki. Ochlapałam sobie twarz i kark zimną wodą. Moje odbicie w lustrze wydawało się przeraźliwie blade. Czy ten sen był sprawką Jean-Claude’a, czy Nikolaos? Gdyby to była Nikolaos, czy oznaczałoby to, że ma nade mną kontrolę? Nie wiedziałam. W ogóle wiedziałam niewiele.

Gdy wyszłam z łazienki, Edward siedział na białym fotelu. Przyglądał mi się, jakbym była okazem nieznanego, nader interesującego gatunku owadów, którego nigdy dotąd nie widział.

Zignorowałam go i zadzwoniłam do biura Catherine.

– Cześć, Betty, tu Anita Blake. Zastałam Catherine?

– Dzień dobry, pani Blake. Myślałam, że pamięta pani, iż pani Maison wyjechała z miasta w sprawie służbowej. Wraca dwudziestego.

Catherine wspominała mi o tym, ale zapomniałam. Nie ma tego złego… Najwyższy czas.

– Zapomniałam, Betty. Wielkie dzięki.

Nie wiesz nawet, jak bardzo jestem ci wdzięczna.

– Cieszę się, że mogłam pomóc. Pani i pani Maison macie wyznaczoną na dwudziestego trzeciego pierwszą przymiarkę sukien. – Powiedziała to tak, jakby miało to poprawić mi humor. Nie poprawiło.

– Nie zapomnę. Na razie.

– Miłego dnia.

Rozłączyłam się i zadzwoniłam do Irvinga Griswolda. Był reporterem w „Saint Louis Post-Dispatch”. Był także wilkołakiem. Irving wilkołak. Nie brzmiało najlepiej, ale co do tego pasowało? Wilkołak Charles? Nie. Justin, Oliver, Wilbur, Brent? Jeszcze gorzej.

Irving odebrał po trzecim sygnale.

– Tu Anita Blake.

– Cześć, co słychać? – W jego głosie wyczuwało podejrzliwość, jakbym dzwoniła do niego, tylko gdy czegoś chciałam.

– Znasz jakichś szczurołaków?

Milczał trochę za długo. Wreszcie odparł:

– Czemu pytasz?

– Nie mogę powiedzieć.

– Innymi słowy mam pomóc ci, ale nie będzie z tego dla mnie materiału na artykuł?

Westchnęłam.

– No właśnie.

– Wobec tego po co miałbym się w ogóle trudzić?

– Nie utrudniaj, Irving. Dostałeś ode mnie mnóstwo tematów na pierwszą stronę. Najlepsze artykuły zawdzięczasz moim informacjom. Dzięki mnie stałeś się sławny, więc nie marudź i słuchaj uważnie.

– Coś jesteś dziś nie w sosie, prawda?

– Znasz jakiegoś szczurołaka czy nie?

– Znam.

– Muszę przekazać wiadomość Królowi Szczurów.

Zagwizdał pod nosem, ten dźwięk w słuchawce wydał się szczególnie przenikliwy.

– Jak spadać to z wysokiego konia, co? Ty to masz klasę. Mógłbym umówić cię na spotkanie z moim kumplem szczurołakiem, ale nie z ich królem.

– Przekaż tylko królowi wiadomość. Masz coś do pisania?

– Jak zawsze.

– Wampiry mnie nie dopadły, a ja nie zrobiłam tego, czego ode mnie chciały.

Irving przeczytał treść wiadomości, którą mu podyktowałam. Gdy skończył, po chwili zastanowienia dodał:

– Wmieszałaś się w jakąś aferę z wampirami i szczurołakami, a ja nie mogę dostać tego tematu na wyłączność.

– Nikt tego nie dostanie, Irving. To prawdziwe bagno. Lepiej tego nie roztrząsać.

Milczał przez chwilę.

– W porządku. Zajmę się ustawieniem spotkania. Jeszcze tej nocy powinienem coś wiedzieć.

– Dzięki, Irving.

– Bądź ostrożna, Blake. Nie chciałbym stracić mego najlepszego źródła informacji na pierwszą stronę.

– Ja również.

Ledwie odłożyłam słuchawkę, gdy telefon znowu zadzwonił. Odebrałam bez zastanowienia. Gdy dzwoni telefon, odruchowo podnosisz słuchawkę, to efekt lat warunkowania. Nie mam aparatu z automatyczną sekretarką dostatecznie długo, by wyzbyć się zupełnie tego nawyku.

– Anito, mówi Bert.

– Cześć, Bert. – Westchnęłam cichutko.

– Wiem, że pracujesz nad sprawą wampirów, ale mam coś, co mogłoby cię zainteresować.

– Bert, ja już i tak ledwo wiążę koniec z końcem. Jeśli coś mi dorzucisz, padnę na pysk i już się nie podniosę.

Moglibyście pomyśleć, że Bert zapyta, czy wszystko u mnie w porządku. Jak mi leci. Ale nie, przecież to mój szef.

– Dzwonił dziś Thomas Jensen.

Wyprężyłam się jak struna.

– Jensen?

– Dokładnie.

– Pozwoli nam to zrobić?

– Nie nam, tylko tobie. Poprosił konkretnie o ciebie. Próbowałem namówić go, żeby wynajął kogoś innego, ale nie zgodził się. I to musi zostać zrobione jeszcze tej nocy. Boi się, że spanikuje i zmieni zdanie.

– Cholera – mruknęłam.

– Mam do niego oddzwonić i odwołać wszystko czy może dasz mu szansę i przynajmniej się z nim spotkasz?

Dlaczego wszystko naraz musi zwalać mi się na głowę? Oto jedno z retorycznych pytań życia.

– Spotkam się z nim dzisiaj po zmierzchu.

– Jesteś wielka. Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz.

– Nie jestem wielka, Bert. Ile ci płaci?

– Trzydzieści tysięcy. Pięć tysięcy zaliczki zostało już doręczone przez posłańca.

– Jesteś wcieleniem zła, Bert.

– Tak – przyznał. – I to się opłaca. Dzięki. – Odłożył słuchawkę bez pożegnania. Czarujący facet.

Edward patrzył na mnie.

– Czy właśnie przyjęłaś na dzisiejszy wieczór kolejne zlecenie? Będziesz wskrzeszać zmarłych?

– Ściślej mówiąc, chodzi o złożenie kogoś do grobu, ale tak.

– Czy ożywianie zmarłych bardzo cię wyczerpuje?

– To znaczy?

Wzruszył ramionami.

– No wiesz, utrata energii, sił witalnych, siły fizycznej…

– Czasami.

– A w przypadku tego zlecenia? Czy jest wyczerpujące?

Uśmiechnęłam się.

– Tak.

Pokręcił głową.

– Nie możesz sobie pozwolić na zbyt dużą stratę energii, Anito. Nie możesz być dziś wyczerpana.

– Nie będę – odparłam. Wzięłam głęboki oddech i przez chwilę zastanawiałam się, jak wytłumaczyć to wszystko Edwardowi.

– Dwadzieścia lat temu Thomas Jensen stracił córkę. Siedem lat temu ożywił ją jako zombi.

– No i co?

– Popełniła samobójstwo. Wtedy nikt jeszcze nie wiedział dlaczego. Dopiero później okazało się, że pan Jensen molestował córkę seksualnie i właśnie dlatego się zabiła.