Выбрать главу

– Prawdę mówiąc, nie jestem pewien. Wciąż próbuję znaleźć odpowiedź na pytanie, czemu właściwie zdecydowałem się studiować prawo.

– A co jeszcze wchodziło w grę?

– Medycyna. Ale wybuchła wojna i wszystko wzięło w łeb. Wojna wielu ludziom pokrzyżowała plany… niektórym znacznie bardziej niż mnie. – Zamyślił się na moment, wspominając swego brata. – Ja i tak wyszedłem z tego obronną ręką.

– Dobrze, iż został pan prawnikiem.

– Naprawdę? – Znów go zaskoczyła. Bez trudu się zorientował, że w Elizabeth Barclay nie było ani cienia słabości czy niezdecydowania. – Czemu pani tak sądzi?

– Po Vassar też chciałabym iść na wydział prawa.

Zrobiło to na nim wrażenie, choć niezupełnie zaskoczyła go swym oświadczeniem.

– Chcieć to móc. Nie wolałaby jednak pani wyjść za mąż i mieć dzieci? – Uważał to za bardziej naturalne w przypadku kobiety, a z drugiej strony było mało prawdopodobne, by jakikolwiek mężczyzna zgodził się, żeby jego żona łączyła karierę zawodową z macierzyństwem i prowadzeniem domu. W 1947 roku kobieta musiała wybierać jedno albo drugie. Wydawało mu się, że rezygnacja z domu i męża to zbyt wysoka cena za możliwość zrobienia kariery zawodowej. Na miejscu Elizabeth bez wahania zdecydowałby się na to pierwsze, ale jego rozmówczyni sprawiała wrażenie nie przekonanej.

– Bo ja wiem. – Przez moment zawahała się, ale po chwili wzruszyła ramionami. Przy deserze znów go zaskoczyła, pytając: – Panie Hill, jaka jest pańska żona?

– Słucham? Przepraszam, ale… ale dlaczego pomyślała pani, że jestem żonaty? – W pierwszej chwili przeraził się, ale później roześmiał. Czyżby wydał jej się tak stary, że wykluczała, by mógł być kawalerem? Jeśli tak, to na jakiego starca musiał wyglądać dziś rano w oczach Crystal? Wciąż o niej. myślał, nawet kiedy zmuszał się do rozmowy z Elizabeth, choć szczerze mówiąc z całą pewnością panna Barclay nie należała do osób z którymi ciężko rozmawiać. Ale myślami był wciąż daleko stąd i czuł, że w Dolinie Alexander zostawił też część swego serca.

Po raz pierwszy Elizabeth sprawiała wrażenie zakłopotanej. Zauważył, że się zarumieniła.

– Wydawało mi się, że… na początku naszej rozmowy wspomniał pan o… po prostu założyłam, że… – Roześmiał się, słysząc jak Elizabeth się jąka, tłumacząc się nieporadnie. Potrząsnął głową, jego błękitne oczy błyszczały w blasku świec.

– Nie jestem żonaty. Moja wcześniejsza uwaga odnosiła się do wdowy po moim bracie.

– Poległ na wojnie?

– Tak.

– Bardzo mi przykro.

Podano kawę. Na dyskretny znak Priscilli Barclay kobiety odeszły od stołu. Po wyjściu z pokoju pani Barclay cicho podziękowała swej córce.

– Dziękuję ci, Elizabeth. Gdyby nie ty, znaleźlibyśmy się w bardzo niezręcznej sytuacji.

Uśmiechnęła się swobodnie do matki i na chwilę objęła ją ramieniem. Priscilla Barclay była wciąż piękną kobietą, choć miała ponad sześćdziesiąt lat.

– Zupełnie dobrze się bawiłam. Spodobał mi się ten Spencer Hill. Szczególnie kiedy się dowiedziałam, że nie jest żonaty.

– Elizabeth! – Matka udała zgorszoną, ale w gruncie rzeczy ucieszyła się i Elizabeth o tym wiedziała. – Jest dla ciebie za stary. Musi mieć ze trzydzieści lat.

– Uważam, że to w sam raz. Chciałabym się z nim spotkać w Nowym Jorku. Podejmuje pracę w firmie Anderson, Vincent & Sawbrook. – Matka skinęła tylko głową i oddaliła się, by zamienić kilka słów z pozostałymi paniami. Wkrótce dołączyli do nich panowie. Niebawem goście zaczęli się rozchodzić. Spencer podziękował Barclayom za zaproszenie i specjalnie odszukał ich córkę, by się z nią pożegnać.

– Życzę powodzenia w nauce.

– Dziękuję. – Spojrzała na niego ciepło i po raz pierwszy pomyślał, że jednak mu się podoba. Była ładniejsza od żony Roberta i znacznie od niej bystrzejsza. – I powodzenia w nowej pracy. Jestem pewna, że zostanie pan znanym adwokatem.

– Postaram się o tym pamiętać, kiedy za miesiąc czy dwa będę wzdychał za beztroskim życiem w Stanford. Może się kiedyś spotkamy w Nowym Jorku. – Uśmiechnęła się do niego zachęcająco. W tym momencie podeszła do nich pani Barclay i podziękowała Spencerowi, że przyszedł.

– Będzie pan musiał w naszym imieniu czuwać nad Elizabeth podczas jej pobytu w Newym Jorku.

Uśmiechnął się, myśląc, że to mało prawdopodobne, by się jeszcze kiedyś spotkali, ale był jak zawsze szarmancki. Uważał, że studentki pierwszego roku są dla niego za młode… no i poza tym jeszcze ciągle myślał o Crystal…

– Proszę mi dać znać, jeśli będzie pani w mieście.

– Dobrze. – Uśmiechnęła się do niego ciepło i od razu odmłodniała.

Spencer wrócił do hotelu, myśląc o Elizabeth i jej niezwykłej umiejętności prowadzenia interesującej rozmowy. Może ma rację,powiedział do siebie. Może rzeczywiście powinna iść na wydział prawa. Szkoda jej na czyjąś żonę. Marnowałaby tylko czas grając w brydża i plotkując z przyjaciółkami. Ale kiedy w końcu nad ranem udało mu się zasnąć, nie przyśniła mu się Elizabeth… tylko dziewczyna o platynowoblond włosach i oczach barwy letniego nieba… dziewczyna, która śpiewała tak, jakby za chwilę miało jej pęknąć serce… w tym śnie siedziała na huśtawce, przyglądając mu się, a on nie mógł jej dosięgnąć. Tej nocy spał krótko i źle. O świcie był już na nogach. Obserwował słońce wschodzące wolno nad zatoką, zaś setki kilometrów od San Francisco Crystal szła boso przez pole w stronę rzeki, myśląc o Spencerze i nucąc cicho.

Rozdział piąty

Cały następny dzień Spencer biegał po mieście, załatwiając ostatnie sprawy. Wpadł też do kilku przyjaciół, by się z nimi pożegnać i życzyć im wszystkiego dobrego. W pewnej chwili zrobiło mu się strasznie przykro, że ich opuszcza. Żałował swej decyzji powrotu do Nowego Jorku i obiecał sobie, że kiedyś tu ponownie przyjedzie. Ogarnęła go melancholia. Wcześnie się położył spać, a następnego ranka odleciał samolotem do Nowego Jorku. Był to dzień szesnastych urodzin Crystal.

Rodzice czekali na niego na lotnisku. Poczuł się głupio, że go witają niczym jakiegoś bohatera. Przyszła nawet Barbara, wdowa po Robercie, oraz ich dwie córeczki. Po kolacji, którą zjedli wszyscy wspólnie u rodziców, Barbara musiała ich opuścić, żeby zabrać dziewczynki do domu, zanim usną przy stole.

– No i co powiesz, synu? – zagadnął wyczekująco ojciec, kiedy matka udała się do sypialni i zostali sami. – Jakie to uczucie znaleźć się znów w domu? – Pragnął usłyszeć, że Spencer cieszy się z powrotu do Nowego Jorku. Nie było go całe sześć lat – cztery lata spędził na froncie, potem jeszcze dwa w Stanford. Ojciec nie ukrywał swego zadowolenia z tego, że Spencer w końcu znów jest w Nowym Jorku. Uważał, że już najwyższy czas, by jego młodszy syn się ustatkował i stał się kimś, tak jak Robert, gdyby żył.

– Trudno mi jeszcze powiedzieć, co czuję – szczerze oświadczył Spencer. – Wszystko wygląda mniej więcej tak samo jak przed moim wyjazdem. Nowy Jork się nie zmienił. – Nie dodał, co myślał naprawdę… ale będzie to musiał kiedyś powiedzieć.

– Mam nadzieję, że zaznasz tu szczęścia. – W głębi duszy William Hill nie miał co do tego żadnych wątpliwości.

– Jestem o tym przekonany, ojcze. – Ale jeszcze nigdy w życiu nie czuł się mniej pewien niż w tamtej chwili. Jakaś część jego osoby pragnęła wrócić do Kalifornii. – A propos, przed wyjazdem widziałem się z sędzią Barclayem. Przesyła ci pozdrowienia.

William Hill skinął głową zadowolony.

– Mówię ci, że pewnego dnia zostanie członkiem Sądu Najwyższego. Wcale by mnie to nie zdziwiło. Jego synowie też są ludźmi wielkiego formatu. Niedawno spotkałem w sądzie starszego z nich. To bardzo zdolny adwokat.