– Nie będziesz musiała ze mną staczać walki, mamo – odparła cicho. – Nie chcę tam wracać. Już nigdy nie chcę widzieć tego ranczo. Jest twoje. Wyjeżdżam.
– A może byś tak potwierdziła nam to na piśmie? – odezwał się Tom.
Na jego widok o mało nie dostała torsji. Z trudem się opanowała.
– Nie widzę takiej potrzeby. Zostawiam wam wszystko. – Ostatecznie nie zostawiała tu niczego prócz, ukochanego niegdyś, kawałka ziemi. Ludzie, na których jej zależało, odeszli z tego świata, a ci, co pozostali wśród żywych, byli jej właściwie całkowicie obcy.
– I nie próbuj tu nigdy wracać – burknął Tom.
Boyd podszedł do Crystal i ujął ją pod ramię.
– Chodź. – Mocno trzymając za rękę, zaprowadził ją do samochodu.
Podczas jazdy Crystal wyglądała przez okno, a po policzkach płynęły jej łzy. Hiroko delikatnie głaskała przyjaciółkę po dłoni. Milczeli, bo cóż mogli powiedzieć? Przez całą drogę do domu Websterów Crystal nie powiedziała ani słowa, a kiedy dotarli na miejsce, wybrała się na długą, samotną przechadzkę. Minęła wysokie zielsko, rosnące za domem, i ruszyła wzdłuż strumyka, nucąc sobie cicho piosenki, które kiedyś tak podobały się jej ojcu i bratu. Kiedy zaśpiewała "mazing Grace", wspomnienia o nich zdawały się całkowicie nią zawładnąć. Nie było już nikogo, kto chciałby słuchać śpiewu Crystal, nikogo, kto by się nią zaopiekował, a co gorsza, nikogo, kto by ją kochał. Kiedy wracała do domku Boyda i Hiroko, poczuła dojmującą samotność, że przez chwilę pomyślała, iż nie potrafi z nią żyć. Wiedziała jednak, że musi się przemóc. Musi zrobić to, co już dawno temu obiecała ojcu i sobie samej. Musi wyjechać, by poznać inne światy, inne miejsca. Wyjedzie sama, ale wszędzie będą jej towarzyszyć wspomnienia o nich obu i poczucie winy, które pozostanie na zawsze. Gdyby nie pobiegła do Toma z karabinem ojca, Jared nadal by żył. Przyczyniła się do jego śmierci, zabiła go niemal własnymi rękami. Wiedziała, że czeka ją życie z tą świadomością. Nic już tego nie zmieni, nic nie zmniejszy bólu, jaki odczuwała. Czuła się winna śmierci brata, w głębi duszy uważała, że to ona go zabiła, zupełnie jakby sama pociągnęła za spust.
Kiedy wracała wolno przez wysoką trawę, nuciła piosenki, które śpiewali razem jako dzieci. Po policzkach płynęły jej łzy. Spojrzała w niebo.
– Żegnaj, Jar… – powiedziała, a potem wyszeptała słowa, których już dawno mu nie mówiła: -…Kocham cię…
Rozdział czternasty
Crystal została u Boyda i Hiroko przez kilka dni. Zamierzała wyjechać nazajutrz po pogrzebie, ale zawładnęło nią takie przemożne poczucie winy i przygnębienie, że nie potrafiła nic robić. Musiało minąć kilka dni, by doszła do siebie. Bawiła się z Jane, chodziła na długie, samotne spacery. Hiroko pozostawiła Crystal całkowitą swobodę. Dokładnie wiedziała, co teraz było potrzebne jej przyjaciółce. Przed pogrzebem Crystal wstąpiła do domu po swoje rzeczy. Zabrała też pieniądze, które przechowywała w materacu. Boyd i Hiroko próbowali namówić dziewczynę, by została z nimi do końca roku szkolnego, ale wiedziała, że nie da rady. Nie mogłaby stanąć twarzą w twarz ze swymi szkolnymi kolegami, przez jedną noc wydoroślała, podczas gdy oni nadal byli jeszcze dziećmi. Koniec roku szkolnego wypadał za sześć tygodni, ale wydawało się to teraz bez znaczenia. Wiedziała, że musi stąd wyjechać natychmiast.
– Dokąd ty pojedziesz? – spytała Hiroko z głęboką troską w głosie trzeciego dnia pobytu Crystal w ich domu.
– Do San Francisco. – Podjęła już decyzję. Miała pięćset dolarów. Za te pieniądze wynajmie sobie jakiś pokój, postanowiła też zatrudnić się gdzieś jako kelnerka. Będzie pracowała tak długo, aż zaoszczędzi dosyć pieniędzy, by wyjechać do Hollywood. Nie miała teraz nic do stracenia. Wiedziała, że musi spróbować.
– Jesteś za młoda, żeby samotnie zamieszkać w mieście. – Boyd spojrzał na nią zaniepokojony, w oczach Hiroko zabłysły łzy. Ale Crystal była pewna, że sobie poradzi, dziecko, które w niej żyło, umarło równie nieodwołalnie, jak Jared, trafiony kulą ze sztucera Toma.
– Ile miałeś lat, kiedy zostałeś powołany do wojska?
– Osiemnaście.
Uśmiechnęła się do niego smutno.
– To musiało być o wiele trudniejsze niż przeprowadzka do San Francisco.
– To zupełnie co innego. Ja nie miałem wyboru.
– Ja też nie mam – odparła cicho.
Crystal zaczesała do tyłu włosy i splotła w warkocz. Siniaki i zadrapania na twarzy zaczęły się goić, choć oczy nadal miała podbite. Pomimo siniaków wydawała się piękna. Promieniowała z niej jakaś dziwna siła, którą odczuwało się od razu. Nadeszła pora, by stąd wyjechać, i wiedziała o tym lepiej niż ktokolwiek. Jej dni w dolinie należały do przeszłości.
Boyd odwiózł Crystal na dworzec i razem zaczekali na autobus. Obiecała, że napisze im, gdzie mieszka. Boyd objął dziewczynę i przez dłuższą chwilę oboje z całych sił powstrzymywali łzy. Z Hiroko pożegnała się w domu, ale przyszło jej to z jeszcze większym trudem.
– Uważaj na siebie, mała – powiedział Boyd. Stała mu się bliska niczym siostra. Crystal poza nim i Hiroko nie miała nikogo. Traktowała ich jak własną rodzinę i rozstanie z nimi okazało się niewypowiedzianie trudne. Ale czekał na nią cały świat, świat pełen nowych nadziei i obietnic. Była jeszcze taka młoda, że mogła rozpocząć wszystko od początku, rozpocząć nowe życie bez takich ludzi jak Tom Parker.
Kiedy wsiadła do autobusu, pomachała Boydowi na pożegnanie i przesłała mu całusa, a pozostali pasażerowie przyglądali im się z zazdrością. Obserwowała w milczeniu, jak dolina niknie w oddali. Pomimo bolesnych wspomnień, które z niej unosiła, poczuła dreszcz podniecenia.
Świat pełen był porywających miejsc, które pragnęła poznać, San Francisco stanowiło tylko pierwszy przystanek. Kto wie, dokąd później rzuci ją los.
Rozdział piętnasty
Autobus zatrzymał się na rogu Trzeciej Ulicy i Townsend. Wysiadła i rozejrzała się wkoło. Odniosła wrażenie, że wszędzie panuje brud, ludzie spieszyli dokądś, wyczuwało się nastrój podniecenia. Do tej pory była w San Francisco tylko dwukrotnie, raz z ojcem, jeszcze jako dziecko, a drugi raz z Hiroko i Boydem, kiedy przyjechali ochrzcić małą Jane. Ale teraz znalazła się w innej części miasta, brzydkiej i zaniedbanej. Na chodnikach leżeli pijacy, obok nich przejeżdżały samochody, w powietrzu unosił się zapach piwa, wina i niedomytych ciał. Mimo to poczuła smak przygody. Na dworcu autobusowym kupiła plan miasta i gazetę, po czym usiadła i zaczęła je studiować, nie zwracając uwagi na spojrzenia przechodniów. Była skromnie ubrana, w ręku trzymała starą walizkę, lecz mimo to wyróżniała się w tłumie swą urodą. Wiedziała, że przed zapadnięciem zmroku musi znaleźć jakiś pokój. Pytanie tylko gdzie. Nie miała najmniejszego pojęcia, od czego zacząć. W dziale ogłoszeń znalazła kilka adresów pokojów do wynajęcia oraz pensjonatów w dzielnicy chińskiej, ale nie wiedziała co robić dalej. Musi zaryzykować i spróbować na chybił trafił. Wybrała dwa adresy i wyszła na ulicę, by złapać taksówkę. Spytała kierowcę, który z dwóch wybranych przez nią domów znajduje się w bezpieczniejszej dzielnicy. Przyjrzał jej się uważnie i natychmiast domyślił się, że nie jest miejscowa. Miała na sobie niebieską sukienkę, włosy zebrała w koński ogon. Wyglądała bardzo młodo, ale jeszcze nigdy nie widział kogoś równie urodziwego. Ciekaw był, co robi sama w San Francisco. Miał wnuczkę w jej wieku i nie chciałby widzieć, jak kręci się bez opieki na rogu Trzeciej Ulicy i Townsend.