Выбрать главу

Kiedy tydzień dobiegł końca, Spencer był wyraźnie niezadowolony. Początkowo planował, że wyjedzie dzień wcześniej, ale teraz nie miał ochoty nigdzie się stąd ruszać. Nie chciało mu się nawet wracać do Nowego Jorku i kancelarii.

– Czemu nie poprosisz ich o jeszcze jeden tydzień urlopu? – spytała Elizabeth. Leżeli na pokładzie łodzi, pławiąc się w ciepłych promieniach słońca. Ale Spencer tylko się roześmiał. Mimo całej swej inteligencji zdawała się myśleć, że wszyscy zajmująco najmniej taką pozycję, jak jej ojciec.

– Nie sądzę, by im się to spodobało.

– Nie chcę, żebyś wyjeżdżał – powiedziała cicho i spojrzała na niego smutno. – Bez ciebie będę bardzo samotna.

– Otoczona rodziną i chmarą znajomych? Nie pleć głupstw, Liz. – Ale musiał przyznać, że jemu też będzie jej brakowało. Zrezygnował nawet z zamiaru odwiedzenia Websterów w Dolinie Alexander. Po prostu miał za mało czasu. Poza tym tak dobrze się czuł w towarzystwie Barclayów, że zaczął się zastanawiać, czy się jednak nie zakochał w Elizabeth. Nocami zakradali się do swoich pokoi i nagle myśl, że czeka go miesiąc bez niej, wprawiła go w przygnębienie. – Kiedy wracasz do Nowego Jorku?

– Po Święcie Pracy (Święto Pracy obchodzone jest w USA w pierwszy poniedziałek września – przyp. tłum.). Ale zaraz będę musiała jechać na tę cholerną uczelnię. – Przewróciła się na brzuch i spojrzała na niego żałośnie.

– Zabrzmiało to tak, jakbyś szła do więzienia. – Roześmiał się cicho, a ona musnęła palcami jego wargi.

– Naprawdę? Bez ciebie czasem czuję się tam jak w więzieniu. – Nagle zapragnął, by zamieszkała w Nowym Jorku. Uświadomił sobie, że chce z nią być. Spojrzał na Elizabeth dziwnie, zastanawiając się, czyżby w końcu niebo przeszyła błyskawica. Siedział nasłuchując, czy za chwilę rozlegnie się również grzmot. – O czym myślisz? – Zmrużyła oczy, wpatrując się w Spencera niespokojnie. Działo się z nim coś nieuchwytnego.

– Myślałem, jak bardzo będzie mi ciebie brakowało – oświadczył porażony pięknem tego miejsca. Nigdy nie widział wspanialszej krainy: porośnięta wysokimi sosnami, pełna rozległych jezior, otaczały ją góry widoczne na horyzoncie. Wszystko tu było takie łatwe, takie zdrowe, naturalne i beztroskie. Kochał takie miejsca. Chciał, by ten tydzień trwał wiecznie. Spojrzała na niego czule. Spodobał jej się wyraz jego oczu i to, co powiedział.

– Ja też będę za tobą tęskniła, Spence. – Uśmiechnął się, słysząc to głupie zdrobnienie, choć nie głupsze od "Liz", które absolutnie do niej nie pasowało.

Nagle bez słowa wziął ją w ramiona, pocałował i powiedział to, na co czekała od ich pierwszego spotkania.

– Zdaje się, że się w tobie zakochałem.

Uśmiechnęła się uszczęśliwiona.

– Uświadomienie sobie tego zajęło ci strasznie dużo czasu.

Wybuchnął śmiechem.

– Dobre sobie. Kiedy w końcu zdałem sobie sprawę z tego, że cię kocham, ty oświadczasz z niezadowoleniem, że powinienem był wcześniej dojść do takiego wniosku.

– Zaczęłam się już bać, że zostanę starą panną.

– Gdybym miał dwadzieścia jeden lat, niezbyt przejmowałbym się taką perspektywą. – Nagle w pełni dotarło do niego znaczenie tych słów. Wiedział, że nie wolno mu zwodzić Elizabeth w nieskończoność. Znali się wystarczająco długo, poczuł się związany z nią mocniej niż kiedykolwiek. Była wspaniałą dziewczyną i chyba miała rację mówiąc, że wspólnie mogą wiele osiągnąć. – Elizabeth, czy zostaniesz moją żoną?

– Czy to oficjalne oświadczyny? – Sprawiała wrażenie wzruszonej. Przyklęknął na jedno kolano i uśmiechnął się do niej.

– Teraz tak. No więc jak?

– No pewnie! – Wydała okrzyk radości i rzuciła mu się na szyję, o mały włos nie przewracając łodzi.

– Zaczekaj! Na litość boską, jeszcze nas utopisz! To nie jest pomyślane jako historia o tragicznym finale.

– I nie będzie, mój najdroższy. Obiecuję. Szykuje się bardzo szczęśliwe zakończenie. – Spencer również nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości.

Znów ją pocałował. W końcu uruchomili silnik, by wrócić i powiedzieć o wszystkim jej rodzicom. Ale kiedy przybili do brzegu, poczuł się trochę głupio. Niełatwo dzielić swoje najbardziej intymne uczucia z obcymi w gruncie rzeczy ludźmi.

Ojca zastali w salonie. Telefonował do Waszyngtonu. Po chwili odłożył słuchawkę i odwrócił się do nich. Spencer zorientował się po wyrazie jego twarzy, że czegoś się domyśla. Elizabeth była radosna jak skowronek.

– O co chodzi, Elizabeth? – Uśmiechnął się do nich.

Nie dała dojść swemu narzeczonemu do słowa. Sama chciała o wszystkim powiedzieć ojcu.

– Spencer właśnie poprosił mnie o rękę. – Odwróciła się rozpromieniona w stronę swego przyszłego męża, jakby czekając, aby potwierdził jej słowa.

– Powinienem był zrobić to znacznie wcześniej. Czy udzieli nam pan swego błogosławieństwa?

Harrison Barclay wstał i uścisnął dłoń Spencerowi. Spoglądał życzliwie na nich oboje, a szczególnie na swą córkę.

– Macie je już od dawna. Życzę wam dużo szczęścia. – Uściskał Elizabeth, a potem przybrał poważną minę. – Kiedy zamierzacie się pobrać?

– Jeszcze się nie zastanawialiśmy. Musimy wszystko omówić.

– Gdyby to zależało ode mnie, wolałbym, żeby Elizabeth najpierw ukończyła studia. Ale domyślam się, że nie mogę wymagać od was aż tyle. Co byście powiedzieli, gdyby ślub odbył się za rok? Moglibyście się pobrać na przykład w czerwcu. Elizabeth przeniosłaby się na ostatni rok na Columbię, jeśli oczywiście zamierzacie zostać w Nowym Jorku.

– Tak, zamieszkamy chyba w Nowym Jorku. Wydaje mi się, że czerwiec to idealny termin. – Spencer był zadowolony, Elizabeth – trochę rozczarowana.

– Dlaczego muszę wracać do szkoły? – jęknęła niemal jak dziecko, ale ojciec odpowiedział stanowczym tonem:

– Bo jesteś zbyt mądra, by rzucać studia, a Vassar to wspaniała uczelnia. Zresztą spędzisz tam tylko dziesięć miesięcy. Jesienią wydamy przyjęcie i oficjalnie ogłosimy wasze zaręczyny. Potem będziesz miała masę roboty, planując razem z matką wesele. – W tym momencie, jakby na tajny sygnał, do pokoju weszła pani Barclay. – Priscillo, mamy dla ciebie wspaniałą nowinę. – Spojrzał na córkę, a potem na Spencera. – Nasze dzieci właśnie się zaręczyły.

– Och, córeczko… – Priscilla Barclay objęła Elizabeth, a następnie pocałowała swego przyszłego zięcia. Czuł się, jakby porwała go fala i uniosła na pełne morze. W ciągu kilku minut zaręczył się, a w czerwcu miał się ożenić. Ale przecież sam tego chciał.

Pogrążyli się w ożywionej rozmowie, a podczas lunchu ogłosili nowinę pozostałym członkom rodziny. Ian był zachwycony, a Sarah nie posiadała się wprost z radości. Spencer zadzwonił do swych rodziców. Ustalono, że przyjęcie zaręczynowe odbędzie się w San Francisco, tuż po Święcie Dziękczynienia. Spencer zapewnił Barclayów, że poprosi swych rodziców, by przylecieli na tę uroczystość. Elizabeth zażądała, by wzięli ślub w Grace Cathedral. Była wciąż trochę nadąsana. Po co czekać jeszcze rok. Rozchmurzyła się nieco dopiero, gdy Spencer przypomniał jej, że co tydzień może przecież przyjeżdżać do Nowego Jorku. Był to dla niego niezwykle wyczerpujący dzień. Kiedy tego wieczoru położył się do łóżka i czekał na przyjście Elizabeth, poczuł się przytłoczony emocjami. Ledwo zebrał w sobie dosyć sił, by się z nią pokochać. Niemal usnął w jej ramionach, z trudem powstrzymywał się, by nie zapaść w kamienny sen, a musiał przypomnieć Elizabeth, żeby wróciła do siebie. Kiedy się ocknął, było rano.