– Słyszałaś o nim kiedyś? – spytała Pearl, dokładnie przeżuwając jedzenie. Ostatnio przytyła, ale nadal była niezrównaną tancerką.
– Nie. – Crystal potrząsnęła głową i odstawiła talerz. Niewiele zjadła, nagle straciła apetyt. Tej nocy wkładała w swój śpiew całą duszę, starając się zapomnieć o Spencerze, ale na próżno. Myślała tylko o nim i kiedy dwa dni później zadzwonił, nie chciała podejść do telefonu. Pani Castagna przejęta krzyczała "To międzymiastowa!" W końcu Crystal wzięła od niej słuchawkę trzęsącymi dłońmi.
– Słucham.
– Crystal? – rozległ się głos Spencera. Zamknęła oczy. Nie odzywała się przez dłuższą chwilę. Powtórzył jej imię, zaniepokojony.
– Tak.
– Tu Spencer.
– Moje gratulacje.
Serce mu zamarło, kiedy usłyszał te słowa. Było do przewidzenia, że Barclayowie umieszczą w lokalnej prasie zawiadomienie o zaręczynach córki. Chciał sam jej o wszystkim powiedzieć, ale teraz jest już za późno. Wiedziała.
– Wróciłem do Nowego Jorku, by zerwać zaręczyny. Przysięgam. Nawet jej o tym powiedziałem, kiedy przylecieliśmy na miejsce.
– Domyślam się, że oboje doszliście do wniosku, że nie mówiłeś poważnie.
– To nie tak… nie wiem, jak ci to wytłumaczyć.
– Nie musisz mi nic tłumaczyć. – Była na niego zła i chciała mu okazać swój gniew, ale teraz, słysząc jego głos, czuła jedynie przejmujący smutek. Straciła już tylu ludzi, na których jej zależało… On też zniknął z jej życia. Na zawsze. Jak tamci. A tym razem mogło być zupełnie inaczej.
– Spencerze, nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań.
– Nie o to chodzi… Crystal, kocham cię… – Było to okrutne z jego strony, biorąc pod uwagę fakt, że prasa właśnie obwieściła o jego zaręczynach z Elizabeth. – Nie chcę jeszcze bardziej komplikować spraw. Pragnę tylko, żebyś o tym wiedziała. Może żyliśmy w zbyt odległych światach. Nigdy nie mieliśmy okazji bliżej się poznać… – Była to marna wymówka. Instynkt podpowiadał mu, że idealnie do siebie pasowali. Ale wybrał twardą rzeczywistość zamiast złudzeń. – Kiedy wróciłem, wszystko się skomplikowało. – Wydawała mu się wtedy taka nierealna, ale teraz, gdy rozmawiał z nią przez telefon, zapragnął znów wziąć ją w ramiona i poczuć blisko siebie. Crystal, słuchając go, zaczęła bezgłośnie płakać. Chciała go nienawidzić, ale nie potrafiła.
– Musi być wyjątkową kobietą.
Zawahał się przez moment, czy nie powiedzieć jej prawdy, że ona znaczy dla niego więcej niż Elizabeth. Ale ich miłość była wyimaginowana i taką już musiała pozostać.
– Z Elizabeth łączy mnie coś zupełnie innego niż to, co istnieje między nami. Nie ma w tym nic romantycznego.
– Czemu w takim razie chcesz z nią zostać? – Niczego nie rozumiała.
– Jeśli mam być szczery, nie wiem. Może dlatego, że zerwanie zaręczyn wywołałoby zbyt duże zamieszanie.
– To niezbyt przekonujący argument.
Zdawał sobie z tego sprawę i nie wiedział, co jej odpowiedzieć.
– Wiem o tym. I może to szaleństwo z mojej strony, ale napiszę do ciebie… żeby wiedzieć, co u ciebie… albo pozwól mi dzwonić. – Nie dopuszczał myśli, że mógłby znowu stracić ją z oczu. Musiał wiedzieć, że u niej wszystko w porządku, a gdyby go potrzebowała – pojechać do niej.
Crystal nie odpowiadało takie rozwiązanie. Potrząsnęła głową. Po policzkach wolno płynęły jej łzy.
– Nie… przecież bierzesz ślub. Zresztą między nami nic nie było. To tylko sen. Nie chcę twoich listów. Przypominałyby mi tylko o tym, co nigdy nie istniało. – Miała rację, Spencer wiedział, i ogarnęło go jeszcze większe przygnębienie.
– Zadzwonisz do mnie, kiedy będziesz czegoś potrzebowała?
– Na przykład czego? – Uśmiechnęła się przez łzy. – Pomocy przy zawieraniu kontraktu z wytwórnią filmową w Hollywood? Znasz się na tym?
– Oczywiście… – Uśmiechnął się, połykając łzy. – Dla ciebie zrobię wszystko. – Wszystko z wyjątkiem tego, czego oboje pragnęli nad życie. Sam to zniszczył, decydując się na pozostanie z Elizabeth. Kiedy rozmawiał z Crystal, znów ogarnęły go wątpliwości. Może miała rację, nie pozwalając mu do siebie dzwonić. Zapragnął polecieć najbliższym samolotem do Kalifornii, by znaleźć się przy niej, ale nie mógł tego zrobić żadnej z nich. Musi najpierw spróbować rozmówić się z Elizabeth. Należało jej się to.
– Przypuszczam, że pewnego dnia ujrzę twoje nazwisko na afiszach… albo będę kupował twoje płyty. – Mówił serio.
– Może kiedyś. – Teraz nie było to dla niej istotne. Myślała tylko o tym, jak bardzo będzie jej go brakowało. – Cieszę się, że znów się spotkaliśmy… mimo wszystko… warto było. – Nawet dla tych kilku dni złudzeń. Przynajmniej zobaczyła go. Obejmował ją. Czuła go blisko siebie. Powiedział, że ją kocha.
– Nie wiem, jak możesz teraz mówić coś takiego. Czuję się okropnie… szczególnie, że dowiedziałaś się o moich zaręczynach z gazety.
Wzruszyła ramionami. Nie miało to teraz żadnego znaczenia. Może nic nie miało znaczenia. Od początku do końca istniał tylko w marzeniach… ale były to przyjemne marzenia. Znów, choć próbowała się opanować, zaczęła płakać. Jak trudno powiedzieć mu "do widzenia", ze świadomością, że już nigdy go nie zobaczy.
– Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy.
– Ja też. – Ale w jego tonie nie usłyszała nawet cienia pewności. – Obiecaj, że zadzwonisz, kiedy będę ci potrzebny. Mówię poważnie, Crystal. – Wiedział, że nie miała teraz nikogo poza Websterami, a oni nie mogli jej wiele pomóc.
– Nic mi się nie stanie. – Uśmiechnęła się, powstrzymując łzy. – Wiesz, że jestem dzielna.
– Tak… wiem… Wolałbym, żebyś nie musiała się na to zdobyć. Zasługujesz, by zaopiekował się tobą ktoś naprawdę wyjątkowy. – Chciał dodać "i pragnąłbym być tą osobą", ale zabrzmiałoby to zbyt okrutnie i banalnie. Wiedział, że powiedzieli sobie już wszystko. – Do widzenia, Crystal. Kocham cię. – W oczach miał łzy. Ledwo dosłyszał, jak szepnęła:
– Ja ciebie też, Spencerze… – Połączenie zostało przerwane. Wiedział, że stracił Crystal. Na zawsze.
Napisał do niej raz, ale otrzymał list z powrotem nie odpieczętowany. Pomyślał, że może się wyprowadziła, choć w głębi serca czuł, że nie zmieniła adresu. Zachowała jedynie dość rozsądku, by nie rozpoczynać czegoś, co od samego początku skazane było na niepowodzenie. Wiedziała, że musi wymazać go z pamięci. Nie przyszło jej to łatwo. Okazało się równie trudne, jak opuszczenie ranczo i doliny, ale zmusiła się, by spróbować o nim zapomnieć. Nie chciała nawet śpiewać piosenek, które wykonywała tamtego wieczoru, kiedy on słuchał. Każdy poranek, każdy dzień, każda noc, każda piosenka, każdy zachód słońca przypominał jej Spencera. Wciąż o nim myślała. W przeszłości miała tylko marzenia, przez chwilę łudziła się, że to coś więcej, i teraz cierpiała nieskończenie mocniej. Znała dokładnie kolor jego oczu, zapach włosów, miękkość ust, dotyk rąk, barwę głosu. I teraz o wszystkim musiała zapomnieć. Miała przed sobą całe życie i nikogo, kogo mogłaby kochać. Ale posiadała dar niebios, o którym często mówiła jej pani Castagna, a Pearl przypominała, że nadal czeka na nią Hollywood. Lecz teraz, kiedy zabrakło Spencera, życie straciło sens.