Выбрать главу

– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – szepnęła do siebie i ruszyła wolnym krokiem z powrotem do domu.

Lody rozpuściły się i kapały jej na buty, Crystal starała się uratować jak najwięcej z tego, co jeszcze zostało. Pochyliła się, żeby się nie pobrudzić, i uśmiechnęła się do małej dziewczynki, przyglądającej jej się ciekawie. Nie zauważyła wysokiego, ciemnowłosego żołnierza, obserwującego ją z pewnej odległości. Źle się czuł sam w pustym domu i tego wieczoru przeszedł wiele kilometrów, myśląc o Crystal i o swej żonie. Po raz pierwszy od dawna kusiło go, by się zobaczyć z Crystal. Ale przespacerował się tylko obok domu, w którym kiedyś mieszkała. Odprowadził ją tu po tym pamiętnym spotkaniu, zaraz po Święcie Dziękczynienia. Przypuszczał, że teraz jest w pracy i śpiewa w klubie. Kiedy ją ujrzał, serce zabiło mu mocniej. Czuł się tak, jakby zobaczył senną marę. Obserwował dziewczynę w niebieskich dżinsach i kowbojskich butach, która stała na skraju chodnika i zajadała loda. Przez chwilę nie był pewien, czy powinien do niej podejść. Wyglądała zupełnie jak mała dziewczynka. Jakby czując na sobie czyjś wzrok, odwróciła się i zamarła. Lody wypadły jej z ręki. Wyprostowała się, spojrzała na niego, po czym ruszyła spiesznym krokiem w stronę domu pani Castagna. Ale Spencer pierwszy znalazł się obok schodów prowadzących do drzwi wejściowych.

– Crystal, zaczekaj… – Nie wiedział, co jej powie, ale było mu wszystko jedno. Wiedział, że musi z nią porozmawiać.

– Spencerze, nie… – Odwróciła się i spojrzała na niego tęsknie. Uświadomił sobie, jaki popełnił błąd zostawiając ją. Bez słowa ujął dłoń dziewczyny. Crystal chciała mu wyrwać rękę, ale nie potrafiła.

– Crystal… proszę… – odezwał się błagalnie. Wiedział, że musi z nią porozmawiać, choćby przez chwilę, popatrzeć na nią, potrzymać za rękę, pobyć blisko niej. Spojrzała na Spencera i obydwoje uzmysłowili sobie, że nic się nie zmieniło, że nadal czują do siebie to co dawniej, a może nawet więcej. Nie powiedział ani słowa, tylko porwał ją w ramiona i przytulił. Tym razem nie opierała się już. Uświadomił sobie, jaki był głupi, słuchając Elizabeth, George'a, i samego siebie. Nie powinien był żenić się z Elizabeth, skoro marzył jedynie o Crystal. Chciał dobrze, a wyszło źle. Pragnął tylko tej dziewczyny o platynowych włosach i fiołkowych oczach. Dziewczyny, którą kochał już od czterech lat.

– No i co my teraz zrobimy, Spencerze? – szepnęła, gdy ją tak tulił.

– Nie wiem. Myślę, że powinniśmy jak najdłużej cieszyć się tym, co zostało nam dane. – Ich miłość trwała niezmienna od tylu już lat. Patrząc na Crystal zapominał o Elizabeth.

– Czemu tutaj wróciłeś? – Miała na myśli nie tylko San Francisco, ale dom, w którym mieszkała.

– Bo musiałem. Chciałem znów cię zobaczyć, albo przynajmniej miejsce, gdzie widziałem cię po raz ostatni.

– No i co dalej? – Spojrzała na niego smutno, czując, jak opuszcza ją siła woli, a zostaje tylko miłość, którą zapałała do niego od pierwszego wejrzenia. – Jesteś żonaty. – Czytała o jego ślubie w gazetach. – Gdzie jest teraz… twoja żona? – Zmusiła się do wypowiedzenia tego słowa. Łatwo było sobie wyobrazić, jak inaczej wszystko by wyglądało, gdyby zerwał zaręczyny. Obydwoje pomyśleli o tym jednocześnie. Bardzo pragnął pocałować Crystal.

– W Nowym Jorku. – Nie chciał nawet wymawiać jej imienia, nie teraz, nie w obecności Crystal. – Za kilka dni płynę do Korei i dali mi trochę wolnego czasu… Czuję się… Jezu, Crystal, nie wiem, co ci powiedzieć… Czuję się jak ostatni łajdak… Popełniłem błąd. Teraz to wiem. To straszne dojść do takiego wniosku zaraz po ślubie. Wydawało mi się, że czynię słusznie. Wmówiłem to sobie. Chciałem w to uwierzyć, ale na twój widok doznaję zawrotu głowy… wali się cały mój świat. Powinienem był uciec gdzieś z tobą wtedy i do diabła z tym, co "wypada" i "należy". Dopiero co się zaręczyłem… myślałem… o, Jezu… już nic nie wiem. – Spojrzał udręczony.

Przez chwilę patrzyła na niego roziskrzonym wzrokiem, w ciemnofiołkowych oczach błysnął gniew. Spytała ostrym tonem:

– A jaką rolę mam grać w tym wszystkim ja, Spencerze? Zabawiać się z tobą, gdy jesteś na urlopie?;… kiedy masz wolny weekend?… kiedy uda ci się wyrwać z domu? Co ze mną? Co z moim życiem? – Obiecała sobie, że więcej się z nim nie spotka, nawet gdyby nadarzyła się okazja, w co wątpiła. Nie miało to żadnego sensu. Dokonał wyboru i postanowiła, że uszanuje jego decyzję, nawet jeśli on postanowi zmienić zdanie. Dlatego odesłała mu list, nie czytając go. – O co ci dokładnie chodzi? – Nie ukrywała swej złości, co sprawiło, że wydała się Spencerowi jeszcze bardziej pociągająca. – Chcesz się nieco zabawić przed wyjazdem? Zapomnij o tym. Idź do diabła… albo wracaj do niej… zresztą i tak do niej wrócisz jak poprzednim razem.

Spojrzał na nią smutno. Nawet gdyby chciał, nie mógł zaprzeczyć. Miała rację. Pragnął jej obiecać, że nie wróci do Elizabeth, ale przecież byli małżeństwem. Nie wiedział, co robić. Nie mógł jej powiedzieć, że jego małżeństwo było jedną wielką pomyłką. Choć tak właśnie myślał. Chciał już na zawsze zostać z Crystal.

– Nie mogę ci niczego obiecać. Nie mogę ci teraz niczego dać z wyjątkiem siebie, takiego jakim jestem. Może to niewiele… ale to wszystko, co mam. Poza moją miłością do ciebie.