Z każdym rokiem stawała się piękniejsza. Tamtego lata Harry uważał, że jeszcze nigdy nie wyglądała wspanialej. Biła od niej jakaś siła, która sprawiała, że kiedy Crystal śpiewała, w sali zalegała cisza. A wdzięk i łagodność dziewczyny zdawały się potęgować jeszcze jej urodę. Harry też był ciekaw, czemu w jej życiu nie pojawił się dotąd żaden mężczyzna. Czasami zastanawiał się, czy przypadkiem Crystal nie spotyka się z kimś potajemnie. Ale ona nigdy nie rozmawiała o swoim życiu osobistym, a Harry o nic jej nie pytał.
Elizabeth przeniosła się do Waszyngtonu i podjęła pracę. Pomagała Komisji do Badania Działalności Antyamerykańskiej. Była głęboko zaangażowana w to, co robiła. Członkowie Komisji swymi werdyktami zniszczyli karierę niejednemu przedstawicielowi świata kultury. Kiedy Elizabeth przeczytała oświadczenie znanej dramatopisarki, Lilian Hellman, wprost nie posiadała się z oburzenia. Hellman odmówiła wystąpienia w charakterze świadka, tłumacząc, że choć sama nie jest komunistką, jej zeznania mogą zaszkodzić osobom, z którymi pracuje i które darzy sympatią. Elizabeth toczyła z ojcem długo w noc dyskusje na ten temat. Wyjaśniała też Spencerowi w listach, czym się zajmuje i co myśli o McCarthym. Odpowiadając jej, unikał komentarzy na ten temat. Pytał o zdrowie rodziców, ale nigdy nie wspominał o jej pracy. Nienawidził wszystkiego, czym się zajmowała, i Elizabeth wiedziała o tym. Lubiła swoją pracę i za nic by z niej nie zrezygnowała, chyba że Spencer wróciłby do kancelarii na Wall Street. Zresztą zamierzała namówić go na przeprowadzkę do Waszyngtonu. Jesienią 1952 roku doszła do wniosku, że nie ma sensu dłużej wynajmować mieszkania Spencera. Kupiła za swoje pieniądze dom przy N Street w Georgetown, a rzeczy Spencera spakowała w kartony i przewiozła do ich nowego lokum. Był to ładny dom z cegły – idealnie odpowiadał wymaganiom Elizabeth. Znajdował się w pobliżu lepszych sklepów na Wisconsin Avenue. Kiedy miała czas, razem z matką kupowała antyki. Tej zimy zdjęcia domu opublikowano w magazynie "Look". Wycięła je i wysłała Spencerowi. Kiedy przyglądał się im, uderzyło go to, że na żadnym nie ma niczego, co było jego własnością. Zastanawiał się, co zrobiła z jego rzeczami. W pewnej chwili pomyślał, że nie ma już domu, do którego mógłby wrócić po wojnie. Nawet nie wiedział, gdzie się przeprowadzili. Nowy dom na zdjęciach w czasopiśmie wyglądał sterylnie i obco. Spencer nie potrafił wyobrazić sobie, jak mógłby się z nią kochać w małej, przeładowanej meblami sypialni, w której pozowała do zdjęć. Oglądając je poczuł tym większą tęsknotę za Crystal. Przypomniał mu się jej pokój u pani Castagna. Wspomnienia te doprowadzały go do szaleństwa, bo wciąż nie wiedział, co zrobi, kiedy skończy się wojna. Czy nadal ma jakieś zobowiązania wobec Liz? I wobec siebie? Czy ma prawo postąpić tak, jak tego w głębi duszy pragnie?
Tamtej zimy Elizabeth spędziła święta Bożego Narodzenia jak zwykle w Palm Beach razem z rodzicami, a potem znów poleciała do Tokio, by zobaczyć się ze Spencerem. Tym razem bał się spotkania z nią. Powtarzał sobie, że Elizabeth jest przecież jego żoną, ale kiedy leżeli razem w łóżku, musiał się przełamywać, by jej dotknąć. A ona cały czas mówiła tylko o swojej pracy i o Joe MeCarthym.
– Może pomówilibyśmy o czymś innym – zaproponował grzecznie. Był zmęczony, wychudł, nie chciał rozmawiać o wojnie, którą toczyła w imieniu McCarthy'ego z wyimaginowanymi komunistami. Była szeregowym pracownikiem, ale słuchając jej odnosiło się wrażenie, że jest aniołem zemsty McCarthy'ego. Ogarnęło go jeszcze większe przygnębienie. Znał prawdziwych komunistów i miał dosyć walki z nimi. Spędził w Korei już ponad dwa lata i pragnął wrócić do domu, ale znów pogwałcono warunki rozejmu. Czasem wydawało mu się, że już nigdy nie wyrwie się z Korei. Pragnął, by Elizabeth dała mu jedynie trochę ciepła i pocieszenia. Ale zaczynał widzieć coraz wyraźniej, że jego żona nie potrafi pełnić takiej roli. Zaabsorbowana swoją pracą, przyjaciółmi i rodzicami, zdawała się ledwo go dostrzegać. Trudno mu było uwierzyć, iż są małżeństwem, i że to ona nie Crystal, jest jego żoną. Kiedy próbował rozmawiać z nią o wojnie i swoim rozczarowaniu, zbywała go byle czym, traktując jego rozterki jak coś bez znaczenia.
– Zanim się obejrzysz, znów będziesz na Wall Street. – W pierwszej chwili nic na to nie powiedział, ale później postanowił podzielić się z nią swymi refleksjami na ten temat.
– Nie wydaje mi się, bym chciał tam wrócić.
Skinęła głową, wyraźnie zadowolona. W pełni odpowiadało to jej planom. Chciała na stałe przenieść się do Waszyngtonu. Pokochała to miasto.
– W Waszyngtonie jest mnóstwo dobrych firm prawniczych, Spencerze. Spodoba ci się tam.
– Po powrocie do domu chcę przemyśleć całe swoje życie. – Przyjrzał się żonie badawczo. Przez chwilę korciło go, by jej powiedzieć o Crystal. Ta maskarada trwała już zbyt długo i czuł się nią zmęczony. Ale uznał, że moment nie jest odpowiedni. Zaproponował więc, by wyszli i przespacerowali się ulicami Tokio, a potem skorzystali z luksusów oferowanych przez hotel "Imperial".
Większość żołnierzy na przepustkach zatrzymywała się nad jeziorem Biwa, ale pokój dla Elizabeth i Spencera rezerwował osobiście sędzia Barclay. Chciał, by na niczym im nie zbywało. Elizabeth ubóstwiała rozmawiać o hojności swego ojca. W kółko opowiadała Spencerowi o antykach, które ojciec kupił im do nowego domu, o małym, francuskim żyrandolu, o perskim dywanie. Spencera ogarniały mdłości, gdy tego słuchał. I czuł się jak oszust, udając zainteresowanie, wdzięczność lub zadowolenie. Zdał sobie sprawę z tego, że decydując się na ślub z Elizabeth zobowiązał się do okazywania wdzięczności do końca swych dni. Nie tak wyobrażał sobie swoje życie. Czuł się mały i nieważny, bo nie miał tyle pieniędzy i takich wpływów, jak oni. A dla Elizabeth i jej rodziców tylko to się liczyło. Spencer nie miał ochoty współzawodniczyć z Barclayami. Chciał żyć po swojemu, we własnym świecie, w którym darzono by go szacunkiem. Ale nie mógł tego powiedzieć Elizabeth w ciągu tych kilku dni, jakie spędził z nią w Tokio. Wszystko, o czym mówiła, wydawało mu się takie nieistotne. Widział umierające kobiety i dzieci, płakał nad martwymi niemowlętami, które znajdował na poboczach dróg. Zbyt długo już żył ideałami, które legły w gruzach, i płonnymi marzeniami. Kiedy próbował jej to powiedzieć, nawet nie chciała go słuchać. Była egocentryczką i absolutnie nie zdawała sobie sprawy z katuszy, które cierpiał w ciągu ostatnich dwóch lat. W końcu żałował, że w ogóle się z nią spotkał. Przysiągł sobie, że więcej do tego nie dopuści. Przeczeka i rozstrzygnie wszystko, kiedy wróci do domu. Tutaj czuł się zbyt obco.
Tym razem pojechał do Korei jeszcze bardziej przygnębiony niż poprzednio: wyalienowany, z głęboką nienawiścią do miejsca, które stało się przyczyną jego cierpień. Początkowo próbował pisać o tym do Crystal, ale po przeczytaniu swych listów nie odważył się ich wysyłać. Wydawały mu się niemęskie, pełne tchórzostwa i użalania się nad sobą. Crystal musiała więc znosić długie okresy milczenia, przerywane od czasu do czasu krótkim listem, w którym donosił, że wciąż żyje i zapewniał lapidarnie, że nadal ją kocha. Nie potrafił już przed nikim się otworzyć, nawet przed Crystal. Nie mógł jej pisać, jak nieludzko jest zmęczony, jak dosyć ma dyzenterii, jak czuje się zdemoralizowany ciągłym zabijaniem, jaka ogarnia go wściekłość, gdy słyszy o śmierci kolegów. Dusił to w sobie i w końcu w ogóle przestał pisać.
Sędzia Barclay, korzystając ze swych znajomości w kręgach wojskowych, dowiedział się, że Spencerowi nic się nie stało, tylko całą energię poświęca na wygranie wojny. Ale Crystal nie miała u kogo zasięgnąć informacji o swym ukochanym. Kiedy przestała dostawać listy w pierwszej chwili pomyślała, że zginął – ale sprawdziła, że jego nazwisko nie widnieje na liście poległych, rannych ani zaginionych. Żył, tylko nagle przestał pisać. Upłynęły miesiące, nim dotarło do Crystal, że Spencer nie zginął, że jego listy nie gubią się gdzieś po drodze, tylko po prostu przestał je wysyłać. Wyciągnęła z tego wniosek, że się odkochał. Początkowo nie chciała w to uwierzyć, ale po jakimś czasie musiała uznać, że to prawda. Czekała na niego tyle lat, a on zwyczajnie postanowił zerwać ich znajomość. Prawdopodobnie znów spotkał się ze swoją żoną i zadecydował, że chce z nią zostać. Ale mógł przynajmniej to wszystko napisać, a nie tak po prostu zamilknąć. Czuła się dotknięta. Pozostawiona sama ze swymi myślami pogrążyła się w smutku. Opłakiwała go niemal tak, jakby naprawdę umarł. Wzięła nawet dwa tygodnie urlopu i wyjechała do Mendocino. Dużo tam rozmyślała, a kiedy wróciła, wiedziała, że nadszedł czas działania.