Выбрать главу

– Przed wyjazdem nad jezioro kup sobie coś z ubrania – poradziła mu Elizabeth.

Miał jedynie wojskowe rzeczy, swoje zmęczenie, żołnierskie buty i metalową tabliczkę z nazwiskiem – niezbyt odpowiedni ekwipunek na beztroski pobyt nad jeziorem Tahoe. Pojechali razem na zakupy i kiedy pomagała mu dobierać poszczególne części garderoby, poczuł się znów jak dziecko. Nalegała, by wszystko kupował na koszt jej ojca. Spencer zapisał sobie, ile wydał, i zapewnił sędziego Barclaya, że jak tylko wróci do domu i założy sobie nowe konto, prześle mu czek na tę sumę. Upoważnił Elizabeth do zlikwidowania jego nowojorskiego konta bankowego, kiedy postanowiła przeprowadzić się do Georgetown.

– Nie przejmuj się tym, synu – odparł ze śmiechem Harrison Barclay. – W razie czego wiem, gdzie cię szukać.

Wszystko było takie proste i już z góry ustalone. Pojechali nad jezioro Tahoe dwoma autami – Elizabeth ze Spencerem kombi, a starsi państwo limuzyną. W Sacramento zatrzymali się na lunch, a stamtąd ruszyli prosto nad jezioro. Tam pomyślano już o wszystkim. Prawie codziennie wydawano na cześć Spencera przyjęcia i obiady na pięćdziesiąt osób. Po południu chodzili pływać. Upłynęło dziesięć dni, nim udało mu się razem z ojcem wybrać na ryby. Siedział w motorówce, zapatrzony w wodę. William Hill spojrzał na niego z zatroskaną miną.

– Trudno ci się z powrotem przestawić na normalny tryb życia, prawda, synu?

Spencer westchnął. Czuł ulgę, że jest tylko z ojcem. Stosunki między Spencerem a Elizabeth były napięte, miał także serdecznie dosyć Barclayów, mimo że okazywali mu wyjątkową życzliwość.

– Tak. – Spojrzał na ojca i skinął głową. – Nie myślałem, że tak będzie wyglądał mój powrót.

– A czego się spodziewałeś? – Był mądrym człowiekiem o dobrym sercu i pragnął pomóc synowi. Nie mógł patrzeć, jak Spencer się zadręcza.

– Sam nie wiem, tato… Wydaje mi się, jakbym nie miał własnego miejsca na świecie. Trzy lata spędziłem w obcym kraju, a teraz znalazłem się w cudzym domu, wśród nie swoich przyjaciół i robię to, czego chcą inni… Jestem już na to za stary. Chcę wrócić do domu, ale nawet go nie mam.

– Oczywiście, że masz. Masz piękny dom, widzieliśmy go z matką podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia.

– Cieszę się. Mieszkam w domu, którego nigdy nie widziałem, umeblowanym w sprzęty, których nie wybierałem, w mieście, które ledwo znam. – Przedstawił to w tak czarnych barwach i tak mu było żal samego siebie, że aż rozśmieszył tym swego ojca.

– Nie jest tak źle. Daj sobie trochę więcej czasu. Przecież od twojego powrotu nie upłynęły jeszcze dwa tygodnie.

Spencer przesunął dłonią po włosach i ojciec uśmiechnął się na widok tego znanego gestu. Jak dobrze było widzieć go znowu, zdrowego i całego. Nie przejmował się zbytnio reakcjami Spencera, uważał je za naturalne. Ostatniego wieczoru dyskutował o tym z Alicją, która zaproponowała, by porozmawiał ze Spencerem.

– Nie wiem, tato. – Pomyślał, by przed odjazdem powiedzieć mu o Crystal, ale właściwie nie miał na to ochoty. Należała wyłącznie do niego i to, co do niej czuł, było absolutnie jego sprawą. Teraz przynajmniej wiedział, gdzie Crystal mieszka. Pearl dała mu jej numer telefonu. Uchwycił się tego skrawka papieru, jak tonący brzytwy. Podczas ostatnich dwóch tygodni kilkanaście razy podnosił słuchawkę, po czym rezygnował. Jeszcze za wcześnie, by do niej dzwonić. Niczego na razie nie ustalił, a wiedział, że musi to zrobić. Tymczasem Elizabeth zachowywała się, jakby wszystko było w największym porządku, co jeszcze bardziej utrudniało mu rozmowę z nią.

Jakby przeczuwając, że Spencer coś przed nim ukrywa, William Hill postanowił zadać synowi delikatne pytanie:

– Nadal kochasz Elizabeth, prawda? – Stanowili taką świetną parę, przykro byłoby mu patrzeć, jak małżeństwo syna rozpada się tylko dlatego, że Spencer jest rozdrażniony i zniecierpliwiony. Spencer milczał przez dłuższą chwilę.

– Niczego już nie jestem pewien. Nie wiem nawet, czy ją w ogóle znam.

– Nie było cię bardzo długo w kraju, synu. W twoim wieku, a nawet w moim, trzy lata zdają się wiecznością.

– Chcę mieć dzieci, a ona nie. To dosyć zasadnicza różnica między małżonkami, tato.

– Jest jeszcze bardzo młoda. Proszę, daj jej szansę. Jedźcie do domu, od nowa przyzwyczajcie się do siebie i dopiero wtedy powróćcie do tego tematu. Przez ostatnie trzy lata musiała sama dawać sobie ze wszystkim radę. Dla niej twój powrót też oznacza wielką zmianę w dotychczasowym życiu.

Spencer rozgoryczony pokręcił głową.

– Nigdy nie była samodzielna. Zawsze polega na swym ojcu. Płaciłby za moją bieliznę, gdybym na to pozwolił – stwierdził zrezygnowany, nawiązując do niedawnej wyprawy na miasto po zakupy.

– Och, w życiu człowiek musi się borykać z większymi problemami niż ten, Spencerze. Barclayowie to dobrzy ludzie, którzy bardzo pragną waszego szczęścia. – Ojciec roześmiał się.

– Wiem… przepraszam… Wyszedłem na niewdzięcznika. Ale czuję taki zamęt w głowie. – Spojrzał na jezioro, a potem znów na ojca. Zaczął mówić, ale tym razem ciszej, a w jego oczach znów pojawił się smutek i melancholia, które od kilku dni tak niepokoiły ojca. – Tato, przed opuszczeniem kraju spotkałem kogoś… kogoś, kogo znam już od dawna. – Nie przyznał się, że kiedy ujrzał Crystal po raz pierwszy, miała czternaście lat.

– Czy to coś poważnego? – William Hill z zatroskaną miną przyglądał się synowi.

– Tak – powiedział Spencer bez chwili wahania. – Nawet bardzo.

Ogromnie się między sobą różnią tak, jak tylko mogą się różnić dwie kobiety…

– Czy widziałeś się z nią po powrocie?

Spencer potrząsnął głową. Ale zamierzał się spotkać. Stanowiła sens jego życia.

– Zrezygnuj. Tylko wszystko skomplikujesz. Jesteś mężem wspaniałej dziewczyny, postaraj się utrzymać wasze małżeństwo. Kontynuuj, co zacząłeś.

– Czy na tym polega życie? – Srebrne nitki w jego włosach zalśniły w promieniach słońca. William Hill wciąż nie mógł się oswoić z siwizną syna.

– Czasem tak. Czasem małżeństwo oznacza trwanie na przekór wszystkiemu, czy tego chcesz, czy nie.

– Nie zabrzmiało to zbyt obiecująco.

– Cóż, takie już jest życie. – Dotknął jego ręki. – Spencerze, posłuchaj rady starego człowieka, nie przewracaj swego życia do góry nogami. – Byłby to ogromny błąd. Zostań z Elizabeth. Jest wspaniałą dziewczyną. Ożeniłeś się z nią. Tyle czasu na ciebie czekała. Jesteś jej chyba coś winien. – Sam o tym wiedział. Ostatecznie dlatego wrócił do niej po trzech latach marzeń o Crystal.

Właśnie wtedy na haczyk ojca złapała się ryba i na chwilę przerwali rozmowę. Kiedy ponownie zarzucili wędkę, ojciec spojrzał na niego poważnie, wzruszony tym, że Spencer zwierzył mu się ze swoich problemów. Miał nadzieję, że uda mu się go nakierować na właściwą drogę.

– Przemyśl wszystko jeszcze raz i nie postępuj pochopnie. Zobaczysz, że jakoś się ułoży. Weź pod uwagę również to, że nigdy byś sobie nie darował, gdybyś zostawił teraz Elizabeth. Wobec tamtej dziewczyny nie masz żadnych zobowiązań. Natomiast Elizabeth jest twoją żoną. Powinieneś dotrzymać przysięgi małżeńskiej. – Brzmiało to rozsądnie, ale wpłynęło na Spencera ogromnie przygnębiająco. Skinął głową, włączył motor i popłynęli z powrotem do przystani.

– Dziękuję, ojcze – powiedział, patrząc na niego przez dłuższą chwilę, nim skierowali się w stronę domu. Po raz pierwszy czuł, że ojciec kocha go za to, jakim jest, i nie traktuje go wyłącznie jak substytut Roberta.