– Mieszkać tutaj i cieszyć się życiem. To piękne okolice. Winnice zapewne przynoszą niezłe zyski. Może uprawa kukurydzy też.
– Spencerze – powiedziała, uśmiechając się do niego. – Jestem w domu.
– Zgadza się. A nawet nie chciałaś tu dziś przyjechać – zauważył z uśmiechem. Nagle przypomnieli sobie umierającą kobietę i spoważnieli. Wolnym krokiem wrócili do samochodu, zastanawiając się, dokąd teraz pojechać.
– Powiedziała, że jeśli chcemy, możemy zatrzymać się w domku, w którym kiedyś mieszkała Becky.
– My? – Uśmiechnął się. – Czy wiedziała o moim przyjeździe?
– Nie… no, dobrze… powiedziała, że ja się mogę zatrzymać. Ale jestem pewna, że okropny tam bałagan. Pojedźmy gdzieś. Wrócimy tu za kilka dni. – Spencer skinął głową.
Wsiedli do samochodu. Najpierw wstąpili na stację benzynową, by pożegnać się z Boydem i powiedzieć mu, że jeszcze wrócą do doliny. Kiedy zatrzymali się w hotelu, Crystal zatelefonowała do Hiroko i zostawiła jej swój numer. Jeszcze tego samego wieczoru Boyd zadzwonił do nich z wiadomością, że wkrótce po ich wyjeździe z ranczo Olivia umarła. Crystal przez dłuższą chwilę siedziała bez słowa, próbując określić, co czuje. Nie był to żal ani ból po utracie bliskiej osoby. Dawny gniew też się już wypalił. Zachowała jedynie mgliste wspomnienie kobiety znanej z czasów wczesnego dzieciństwa. Zgodnie z wolą ojca ranczo stało się teraz jej własnością. Nie wiedziała, co z nim zrobi. Ale przynajmniej miała teraz gdzie zamieszkać.
Nazajutrz razem ze Spencerem wrócili do doliny, a dwa dni później pochowali Olivię obok męża i syna. Zatrzymali się u Hiroko i Boyda. Crystal przez dwa dni biła się z myślami, co począć, nim wreszcie zdecydowała się przenieść na ranczo. Razem ze Spencerem zamieszkała w swoim panieńskim pokoju.
Nadal stało w nim jej stare łóżko, a podłoga skrzypiała tak jak kiedyś. Na swój sposób wszystko pozostało po dawnemu. Choć z drugiej strony zaszły ogromne zmiany. O zachodzie słońca przeszli przez pola i dotarli do miejsca, w którym się spotkali po raz pierwszy. Spencer spojrzał na Crystal i uśmiechnął się do niej. Dziwnie się czasem układa w życiu. Crystal wciąż nie mogła w to wszystko uwierzyć. Zaledwie kilka dni temu nie miała nic, a oto teraz stała się właścicielką ranczo.
Kiedy słońce skryło się za horyzontem, pocałowali się i wrócili do domu, trzymając się za ręce, wdzięczni za chwile, które dane im było wspólnie przeżyć. W pewnym momencie Crystal zaczęła cicho śpiewać.
Rozdział trzydziesty szósty
Nazajutrz Spencer i Crystal objechali prawie całe ranczo. Część ziemi leżała odłogiem. Od jakiegoś już czasu nie miał jej kto uprawiać. Tylko winnice były w jakim takim stanie. W czasie swej inspekcji minęli dwóch Meksykanów pracujących przy winnej latorośli.
Pływali w strumieniu, tak jak Crystal w dzieciństwie, a potem siedzieli owinięci w koce, przytuleni do siebie. Crystal śpiewała piosenki, które kiedyś nucili razem z ojcem. W pewnej chwili ogarnęło ją poczucie winy. Ktoś mógłby pomyśleć, że nie potrafi nawet uszanować śmierci matki. Ale to wcale nie było tak. Dla niej matka umarła już dawno temu. Teraz Crystal po prostu cieszyła się ostatnim prezentem, otrzymanym od ojca.
Wrócili do domu. Crystal nastawiła stary imbryk. Przypomniała sobie postać babki w czystym, białym fartuchu. Podzieliła się ze Spencerem kilkoma wspomnieniami z wczesnego dzieciństwa. Słuchał jej jak urzeczony. W końcu zaczęli mówić o Waszyngtonie i o tym, kiedy Spencer zamierza wrócić do swego domu.
– Co z Elizabeth? – Oboje zdawali sobie sprawę z tego, że musi w końcu coś postanowić. Choć jeśli wystarczająco długo zostanie z Crystal, wszystko samo się rozwiąże. Nie potrafił sobie wyobrazić rozstania z nią. Oboje wiedzieli, że nie pali się do wyjazdu. Z Elizabeth nie widział się trzy miesiące i spodziewał się, że przy niewielkim nacisku z jego strony w końcu otrzyma rozwód. Fakt, że rzucił wszystko i pojechał do Kalifornii, był dla Elizabeth bolesnym policzkiem. Crystal pragnęła, by Spencer z nią został. Chciała jednak, żeby sam podjął decyzję. Nie zgodziłaby się, aby dla niej zrezygnował z życia w Waszyngtonie, jeśli mu ono odpowiadało.
Poprzedniego dnia dowiedziała się, że dochody z ranczo wystarczają na jego utrzymanie. Będzie więc mogła jakoś tu egzystować, ale w porównaniu z Elizabeth nie mogła Spencerowi dać nic. Jedynie miłość.
Po południu Spencer zadzwonił do senatora. Crystal akurat zmywała naczynia. Kiedy usłyszała, że Spencer odkłada słuchawkę, uniosła wzrok. Uśmiechnęła się i wytarła ręce o nowe dżinsy, które sobie kupiła.
– Z kim rozmawiałeś?
Spojrzał na nią. Ostatnio spotykały ich w życiu dziwne rzeczy. Młody senator z Kalifornii uważnie śledził proces Crystal i właśnie zaproponował Spencerowi, by pracował dla niego. Miał nadzieję, że Spencer wkrótce wróci do Waszyngtonu. Chciał mu powierzyć odpowiedzialne stanowisko, związane z prowadzeniem kampanii wyborczej. Spencer po raz pierwszy otrzymał propozycję, której nie zawdzięczał sędziemu Barclayowi.
– Czy odpowiada ci taka praca? – spytała go Crystal, kiedy jej wszystko opowiedział. Było to bardzo prestiżowe stanowisko i Spencer wiedział, że wprost wymarzone dla niego, ale nie chciał wracać do Waszyngtonu. Wolał zostać z Crystal w Dolinie Alexander.
– To dokładnie takie zajęcie, jakiego szukałem sześć miesięcy temu. Wtedy oddałbym za nie wszystko. – Usiadł na jednym ze starych krzeseł. Crystal nalała mu kawy. – Ale teraz nie wiem. Chyba wolę zostać tutaj z tobą. – Pociągnął ją za rękę i posadził sobie na kolanach. Patrzył na nią, nie mogąc wciąż wyjść z podziwu nad ofertą senatora.
– Co mu powiedziałeś? – Przyjrzała mu się badawczo. Musiała się dowiedzieć, co jest dla niego najlepsze i czego naprawdę pragnie.
– Że zadzwonię do niego w przyszłym tygodniu, po powrocie do domu.
Senator leci do Waszyngtonu jutro po południu. Nadal nie mogę uwierzyć, że mówił poważnie, ale najwidoczniej serio traktuje swoją propozycję. – Dopiero co los dla nich obojga był tak niełaskawy, a oto nastąpiła cudowna odmiana. – Ale cóż to oznacza dla nas? Pojechałabyś ze mną? – Prawie zapomniał o Elizabeth. W tej chwili liczyła się tylko Crystal.
– To teraz nieistotne. O wiele ważniejsze pozostaje pytanie, co to oznacza dla ciebie.
Napił się trochę aromatycznej kawy. Spojrzał w zamyśleniu na Crystal i przyznał, że zawsze marzył o takiej pracy. Nagle otworzyły się przed nim możliwości zrobienia kariery politycznej. Ale było już za późno. Teraz miał Crystal. Nie chciał jej utracić, nawet dla takiego stanowiska, jakie mu właśnie zaproponowano.
Słuchając Spencera, rozprawiającego o świecie wielkiej polityki, domyśliła się, ile to dla niego znaczy. Wiedziała również, że mając za żonę Elizabeth, świetnie sobie poradzi. Tymczasem gdyby związał się z nią, z kobietą, oskarżoną o zabójstwo Erniego, pogrzebałby wszystkie nadzieje. Taki skandal zniszczyłby Spencerowi karierę i co by mu pozostało? Życie farmera. A nie nadawał się do tego. Był stworzony do większych rzeczy. Tego wieczoru, kiedy położyli się do łóżka, Crystal była dziwnie milczącą. Spencer zastanawiał się, co ją trapi, i pomyślał, że może wspomnienia związane z tym domem, smutnym i zniszczonym, zupełnie jak jej matka tuż przed śmiercią. Panowała tu żałobna atmosfera. Zmieniała się dopiero wtedy, kiedy się wyszło przed dom i oglądało majestatyczne piękno doliny.
– O czym myślisz? – Pogłaskał ją po włosach i przytulił mocniej.
Uśmiechnęła się do niego smutno. Leżeli na wąskim łóżku, które kiedyś Crystal dzieliła z Becky.
– Myślę, że najwyższa pora, byś wrócił do Waszyngtonu i stawił czoło wyzwaniu. – Było to z jej strony ogromne poświęcenie, ale wiedziała, że musi się na nie zdobyć.