Ale tylko na specjalne okazje. Trzeba będzie to kontrolować.
Schodząc po schodach Isabella czuła się, jakby Jack wyprowadził ją na manowce. Tak jej zależało, by Jacqueline zapomniała o skrzypcach, by uratować ją przed nią samą. A jednak chyba jej się to nie uda.
Ten pan. Och, jak dziwnie boleśnie zabrzmiały te słowa w ustach jej córki!
Rozdział ósmy
Jack usiadł na taborecie przy fortepianie, uchylił wieko instrumentu i zaczął grać – lekko, od niechcenia. To dziwne, ale często w ten sposób próbował leczyć insomnię. Muzyką. Muzyką albo miłością fizyczną. Odkąd stał się dorosły – raczej miłością. Z Belle poznał moc tego narkotyku, jakim jest akt miłosny i później zasypianie w miękkich ramionach. Te same potrzeby zaspokajał potem z innymi kobietami. Ale nigdy nie było to takie słodkie uczucie jak z Belle.
Teraz jej ciało stało się pełniejsze, bardziej dojrzałe, niż się spodziewał. I ciągle sprawiało, że puls zaczynał mu szybciej bić. Zastanawiał się, czy poczuła, jak na niego działa, gdy się dotknęli. Miał nadzieję, że nie, ponieważ szybko odsunął się i stanął za fortepianem.
Pomyślał o drobnej dziewczynce, która była jej córką, i o tym, jak nieporadnie wyglądała z za dużymi dla niej skrzypcami opartymi o podbródek. I o muzyce, nie uładzonej, lecz tętniącej emocjami, która tak dodawała małej urody. Córeczka Belle. Tak bardzo go ujęła, bo poczęła się z ciała Belle. I de Vacherona.
Dziesięć lat temu był zbyt młody, zbyt nieśmiały, zbyt niedoświadczony, by zrozumieć talent Belle. Próbował go ignorować, ograniczać, stłumić tę pasję Belle i wypełnić jej życie czymś innym. To, że była taka utalentowana, drażniło go, denerwowało i niepokoiło. Nienawidził tego, iż była aktorką.
A może wszystko potoczyłoby się inaczej? Gdyby był tak samo dumny z jej aktorstwa jak z niej samej? Gdyby pomagał jej w karierze, gdyby występowali oficjalnie jako para, a nawet pobrali się? Matka i dziadkowie nie przeżyliby, gdyby ożenił się z aktorką i swoją utrzymanką. Gdyby jednak zrobił to wszystko, na co odważył się de Vacheron, i machnął ręką na konwenanse? Gdyby miał być ojcem jej dzieci?
Czy to by coś zmieniło? Gdyby przezwyciężył zazdrość, jaką zawsze odczuwał w stosunku do tych, którzy byli przed nim – jej kolejnych opiekunów i przypadkowych klientów? Czy mógł nie myśleć o tych mężczyznach, wielbicielach i pochlebcach, którzy mieli ją w zielonym pokoju w teatrze, kiedy już była z nim? Wiedział o nich i ona sama na końcu otwarcie się do tego przyznała. Podczas ostatniej kłótni, po której już się nie widzieli – aż do teraz.
Gdyby zaakceptował jej marzenia i znosił to, że Belle nie wystarczały tylko westchnienia wielbicieli, czy wtedy związałaby się z nim na stałe? Bo przecież w końcu poświęciła się jednemu mężczyźnie, gdy zniknęła i po roku albo dwóch latach pojawiła się we Francji. Do Anglii nie dotarła żadna plotka o niej – lecz tylko wieść, że jej sława rośnie, a karierą aktorki interesuje się osobiście cesarz Napoleon. Także od chwili powrotu Belle nie słyszał, by jej imię łączono z imieniem jakiegoś mężczyzny, nawet spośród tych najbogatszych i najbardziej utytułowanych dandysów, którzy właśnie w teatrach wynajdowali sobie kurtyzany i utrzymanki, chwaląc się wszem i wobec swymi podbojami miłosnymi.
Babka nie zaprosiłaby jej do Portland House, gdyby choć w najmniejszym stopniu otaczała ją aura skandalu.
Gdyby był starszy, bardziej doświadczony i wyrozumiały, czy sprawy potoczyłyby się inaczej? Pewnie nie -stwierdził, kończąc utwór, który grał tak mechanicznie, że niemal nie wiedział, co gra. Nawet teraz, gdy miał trzydzieści jeden lat i gdy Belle nic już dla niego nie znaczyła, zapłonął gniewem na myśl, że mieli ją jacyś mężczyźni, kiedy on ją kochał i otaczał opieką. Nie, nigdy nie potrafiłby dzielić się nią z innymi. Nie był nawet pewien, czy nie czułby się zazdrosny o tę jej cząstkę, którą oddała sztuce. Jeśli się ożeni – kiedy się ożeni – chciałby mieć pewność, że tylko on poznał ciało swej żony i tylko on jeden będzie je znał. Chciałby wiedzieć, że jest jej pierwszym i ostatnim mężczyzną. I że ona nie dopuszcza myśli, że mogłoby być inaczej.
Z determinacją zaczął myśleć o Julianie, której od dłuższego czasu nie poświęcił ani chwili uwagi. Flirtował z Rosę przy herbacie i podczas obiadu, a potem odprowadził ją i Fitza do domu. A po powrocie… Wydawało mu się, że od tej chwili minęło mnóstwo czasu. Nie miał pojęcia, która jest godzina. Północ? A może później?
Drzwi się uchyliły i pojawiła się w nich głowa Peregrine'a.
– Więc tu się ukrywasz – rzekł otwierając szerzej drzwi. – Wyglądasz jak umierający z miłości łabędź, Jack. Ona jest w salonie, stary, i bez wątpienia z bijącym sercem czeka, aż wrócisz. I zaraz zaczną się zgadywanki. Twoja drużyna bardzo potrzebuje ciebie i twoich umiejętności. W moim zespole będzie hrabina – kiedy wróci z pokoju dziecinnego. Może wolisz od razu się poddać i zaoszczędzić sobie i swojej drużynie kompromitacji?
Spojrzał na Jacka łobuzersko i mrugnął okiem.
Jack wstał.
– Poddać się? – powtórzył. – Nigdy, Perry, stary druhu! Nie ma o tym mowy, dopóki przeciwnik nie położy mi obutej nogi na piersi i nie przystawi miecza do gardła. A nawet wtedy mógłbym mu jeszcze wybić oko. Zgadywanki, mówisz? W tym jestem niepokonany. Prowadź więc.
Peregrine zaśmiał się i zniknął za drzwiami.
Następny dzień miał być pracowity – księżna dokładnie opracowała plan zajęć. Czuło się, że święta są już blisko – stwierdzili zgodnie członkowie rodziny. Księżna dokładała bowiem wszelkich starań, by jej krewni i goście mieli mnóstwo atrakcji i świetnie się bawili – oczywiście w jej rozumieniu. Babka nigdy nie mogła zrozumieć, że dla większości ludzi Boże Narodzenie to czas błogiego lenistwa i biesiadowania – zauważył Alex w gronie osób, które podzielały jego zdanie.
Na rano wyznaczono próbę z udziałem wszystkich aktorów, którzy mieli dostać swoje role i dowiedzieć się, co konkretnie mają robić. Po południu każdy, kto nie był obłożnie chory, miał iść do parku i zbierać choinę do udekorowania domu – będzie o wiele zabawniej zrobić to samemu niż powierzyć owo zadanie służbie, jak wyjaśniła księżna. A po powrocie mieli się zająć ozdabianiem hallu i salonów.
Wszyscy, którzy mieli trochę wolnego czasu („Co, proszę?" – wymownie skomentował to Martin w rozmowie z Maud), mogli w pokoju muzycznym albo salonie ćwiczyć przed koncertem, jaki miał się odbyć w Wigilię przed wyjściem do kościoła.
W sali balowej zebrała się większość rodziny. Przedstawienia teatralne zwykle nie cieszyły się wielkim zainteresowaniem. Tym razem jednak możliwość zobaczenia hrabiny de Vacheron podczas próby zwabiła wiele osób.
A także chęć zobaczenia, jak wygłupiają się inni – złośliwie powiedziała Hortense do męża.
Juliana zapewne także poszłaby do sali balowej, gdyby brat po śniadaniu nie wziął jej na stronę i nie zagadnął:
– Wybieram się przed południem na spacer. Może nawet pójdę do wioski i złożę wizytę na plebanii. Nie chciałabyś wybrać się ze mną, Julie?
– Na plebanię? – zastanowiła się. – Ale przecież nie zostaliśmy przedstawieni pastorowi i jego żonie, Howardzie. Czy możemy pójść tam sami?
– Plebania to miejsce, gdzie każdy może wstąpić bez wcześniejszych formalności – odparł. – Poza tym wczoraj poznaliśmy Fitza i pannę Fitzgerald.
Powiedział to jakby od niechcenia, ale Juliana zbyt dobrze znała brata, by dać się zwieść.
– Aaa – rzekła śmiejąc się i porozumiewawczo trącając go w ramię. – To ładna panna, nieprawdaż? Ale jest tylko guwernantką, Howardzie. Papa nie będzie zadowolony.