Jack pozwolił jej grać i stopniowo przestał się martwić, że Belle ich tu zastanie. Stracił też poczucie czasu. Jacqueline musiała się jeszcze wiele nauczyć, a jednak Jack pomyślał, że jej nauczyciel będzie mógł nauczyć się od niej równie dużo. A może nawet więcej.
Czuł się onieśmielony w obliczu takiego młodego, nie ukształtowanego talentu. Jednocześnie ogarnęła go czułość, gdy patrzył, jak ten wielki talent emanuje z takiej małej, szczuplutkiej istoty.
Wreszcie przestała grać i westchnęła z zadowoleniem, a potem otworzyła oczy i spojrzała na niego. Opuściła skrzypce.
– Dziękuję panu – rzekła.
– Cała przyjemność po moje stronie, Jacqueline. Uśmiechnął się do niej.
– Czy pan też gra? – zapytała.
– Tak, ale na fortepianie – odrzekł. – Gdybym był dziewczynką, pewnie zachęcano by mnie, abym grał więcej i więcej ćwiczył. Mówiono, że jestem uzdolniony w tym kierunku. Ale byłem chłopcem i nie mogłem cały dzień grać na pianinie.
Jacqueline odłożyła skrzypce na fortepian, tak jak poprzednim razem, i usiadła obok Jacka na stołku.
– Gdyby pan naprawdę odczuwał potrzebę grania, nieważne byłoby, co mówią inni.
No, tak. Potrzebę, nie chęć. Jak to brzmi w ustach dziecka…
– Masz rację, oczywiście – odrzekł.
– Uczyłam się grać na fortepianie – powiedziała – ale nie sprawiało mi to przyjemności. Cały czas musiałam myśleć o palcach: który palec dotyka którego klawisza. Nie czułam wtedy muzyki. Tylko ją słyszałam.
Więc zapomina o palcach podczas gry na skrzypcach?
– Co chciałabyś robić, kiedy będziesz dorosła? – zapytał. – Chcesz grać na skrzypcach dla innych ludzi? Czy wystarczyłoby ci granie tylko dla siebie i swojej rodziny?
Zastanawiała się przez chwilę.
– Mama zabrała mnie kiedyś na koncert – rzekła. – To było jeszcze we Francji. Występował skrzypek, który grał bardzo dobrze. To ktoś sławny, chociaż nie pamiętam jego nazwiska. Kiedy skończył, wszyscy długo klaskali. Ale mnie się nie podobało. Wiedział, że gra dobrze, i grał po to, by ludzie go widzieli i słyszeli, i mówili, jaki jest dobry. Pragnął być ważniejszy niż sama muzyka. – Zamyślona zmarszczyła brwi. – Chciałabym pokazać wszystkim, jak powinno się grać muzykę. Ale oczywiście nie potrafię. Nie umiem dobrze grać.
Och, biedna Belle – pomyślał Jack. Spełnią się jej najgorsze obawy. Dziecko da się porwać potrzebie tworzenia piękna i dążenia do doskonałości. Nigdy nie zadowoli się muzyką, jaką są w stanie grać zwykli śmiertelnicy.
Czy z Belle było inaczej? – zastanowił się. Czy teraz, kiedy słuchał Jacqueline, pojął to, czego nie zrozumiał wcześniej, gdy był z Belle? Tak niewiele o niej wiedział, chociaż żył z nią przez rok?
Uniósł palcem podbródek Jacqueline.
– Dziecko, grasz bardzo dobrze – powiedział. – Już teraz grasz dla samej muzyki, nie dla aplauzu. Odprowadzić cię do dziecinnego pokoju?
Dziewczynka przeniosła spojrzenie z twarzy Jacka na skrzypce.
– Będę mogła tu wrócić? – zapytała. – Przyprowadzi mnie pan tutaj znowu?
– Dobrze, jutro – obiecał. – Chyba że twoja mama wyraźnie tego zabroni. Przyjdziemy tu o takiej porze, kiedy nikt nie korzysta z pokoju.
– Dziękuję panu – rzekła i wstała, by włożyć skrzypce do futerału.
Jack podał jej rękę, a ona ją ujęła. Opuścili pokój i w milczeniu weszli na schody. Udało nam się, nikt nas nie przyłapał – pomyślał Jack.
Ale gdy tylko dotarli do pokoju dziecinnego, drzwi się otworzyły i stanęła w nich Isabella.
Westchnęła.
– Już miałam zacząć akcję poszukiwawczą – powiedziała patrząc na Jacqueline. – Gdzie byłaś?
– Kiedy wróciliśmy do domu, zaprosiłem Jacqueline do pokoju muzycznego – odezwał się Jack. – Poprosiłem, by coś mi zagrała.
– To moja wina, mamo – rzekła Jacqueline. – To ja poprosiłam pana, by mnie tam zabrał. Błagałam go.
Ależ z nas żałosna para konspiratorów – pomyślał Jack z rozbawieniem, które starał się ukryć. Ale Belle je wyczuła. Zobaczył to w jej oczach, mimo że nie zmieniła wyrazu twarzy. Zawsze łatwo było z jej oczu wyczytać uczucia.
Nagle Jack uświadomił sobie, że oboje z Jacqueline wciąż trzymają się za ręce.
– Cóż – rzekła Isabella i Jack zorientował się, że nie jest zagniewana – tylko pamiętaj, Jacqueline, żebyś pana nie zamęczała.
– To była przyjemność i zaszczyt słuchać, jak ona gra – powiedział Jack.
Jacqueline wślizgnęła się do pokoju dziecinnego i zamknęła za sobą drzwi. Jack i Isabella patrzyli na siebie niepewnie.
– Jak wypadła próba? – zapytał.
– Peregrine jest dobry w roli Shylocka – odparła. -Freddie nauczył się swej kwestii na pamięć, ale był zdenerwowany i odzywał się w niewłaściwych momentach. Ale wszystko przyjdzie z czasem.
– Na twoim miejscu nie liczyłbym na to – powiedział wykrzywiając usta w uśmiechu i podał jej ramię.
Razem schodzili na dół – niebezpiecznie blisko siebie, jak pomyślał Jack, kiedy Belle go dotknęła. Ale przecież postanowili zachowywać się jak cywilizowani ludzie, a w cywilizowanym świecie przyjęte jest, że mężczyzna i kobieta chodzą pod ramię.
– Belle – odezwał się nagle – dlaczego zostałaś aktorką?
Pytanie to zabrzmiało idiotycznie.
– Dlaczego? – Spojrzała na niego. – Myślałam, że znasz odpowiedź, Jack.
– Dla sławy i pieniędzy? – zapytał. Zawsze tak myślał. Lubiła być uwielbiana, zwłaszcza przez mężczyzn, lubiła myśleć, że stanie się bogata, niezależna i będzie mogła przebierać w kochankach. Naprawdę kiedyś w to wierzył. Teraz nie był już tego taki pewny. A właściwie był pewny, że się mylił.
– Być sławnym to bardzo miłe – rzekła. – Muszę to przyznać. I nie przeczę, że dobrze jest mieć dużo pieniędzy. Czułam się strasznie niepewnie, gdy nie wiedziałam, kiedy będę jadła następny posiłek… zanim… zaopiekowałeś się mną. Ale tu chodzi o coś więcej. Znacznie więcej.
– O co? – zapytał, ale pomyślał, że zna już odpowiedź.
O dziewięć lat za późno.
– Gram, bo muszę to robić – odparła. – Czytam rolę i chcę tchnąć w nią życie. Nie wystarcza mi samo czytanie, wyobrażanie sobie danej sceny czy oglądanie jej w teatrze. Muszę ją zagrać. Muszę wejść w skórę bohaterki, myśleć jak ona. Muszę poczuć w sobie, jak bije jej serce. Muszę pokazać, jaka jest naprawdę, a nie jaka wydaje się na papierze. Ty nigdy tego nie rozumiałeś, prawda, Jack? Myślałeś, że robiłam to, by mnie chwalono, i dlatego, że pochlebiało mi, gdy po przedstawieniu przychodzili do mnie za kulisy bogaci panowie.
– Belle – powiedział – czemu młodzi nigdy nie chcą mówić i słuchać? Dlaczego kierują się emocjami, a nie rozumem? Dlaczego dopiero teraz cię rozumiem?
– Chciałeś mnie mieć na własność – odparła. – Dobrze mi płaciłeś i myślałeś, że należę do ciebie.
– Ale nigdy nie byłaś tylko moja. – Uśmiechnął się cynicznie. – Nie było wyłącznie moją własnością to, za co płaciłem, nieprawdaż, Belle? Nie wezmę na siebie całej odpowiedzialności za tamte okropne ostatnie tygodnie. Zdradzałaś mnie.
– Ach, tak. – Zacięła usta, a oczy przybrały twardy wyraz. – Zawsze wracamy do tego samego, czyż nie, Jack? Czasami żałuję… Och, nieważne!
– Czego żałujesz? – Ujął podbródek Belle, kciukiem dotykając jej dolnej wargi. Chwilę wcześniej zeszli już na dół i stali teraz, patrząc sobie w oczy.
Ale nie zdążyła odpowiedzieć. Drzwi do salonu otworzyły się i wyszli z niego Alex, Zeb, Anthony i Howard Beckford – wszyscy mówiący jednocześnie. Jack opuścił rękę, gdy tylko ich zobaczył. Unikał jednak wzroku Alexa.