Выбрать главу

Wtedy Fitz uścisnął dłoń Juliany i zmusił ją, by się zatrzymała. Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem, gdy odwrócił ją i przyciągnął do siebie. Bez słowa ją pocałował, rozchyliwszy usta. Usta Juliany mimowolnie także się rozchyliły i Fitz musnął językiem jej język.

Chwilę potem patrzył już we wzburzoną twarz dziewczyny i śmiał się wesoło.

– To było za wczoraj – rzekł. – Nie miałem odwagi, by zaciągnąć cię pod jemiołę.

Poważnie spojrzała mu w oczy.

Nagle się zawstydził i oparł głowę o jej ramię.

– Nie powinienem był tego robić, prawda?

– Tak – szepnęła.

Natychmiast uwolnił ją ze swych objęć i ruszyli w dalszą drogę. Nie odzywali się już do siebie i nie śmiali. Ale nadal szli ze splecionymi dłońmi.

Rozdział trzynasty

Do wigilii Bożego Narodzenia pozostał tylko dzień. Spadło jeszcze trochę śniegu, wystarczająco dużo, by pokryć powstałe już zaspy białym puchem. Nadal było zimno, ale przyjemnie rześko, jak zgodnie stwierdzili goście Portland House, zwłaszcza gdy się okazało, że lód na najmniejszym z jeziorek zamarzł i można się po nim ślizgać. Taką opinię wydali doświadczeni zwiadowcy -Fitz, Perry i Stanley – choć dwaj ostatni zaznaczyli, że może na wszelki wypadek należałoby omijać środek jeziorka.

Jazda na łyżwach była w Portland House rzadką, lecz bardzo lubianą rozrywką. I jak powiedział Jack – łyżew było tyle, że starczyłoby dla wszystkich i jeszcze sporo by pozostało. Żaden lękliwy członek rodziny czy gość nie mógł się więc wymówić brakiem łyżew od udziału w zabawie. A na dodatek były one we wszystkich rozmiarach.

– Na szczęście mam inne, i to całkiem niepodważalne usprawiedliwienie – rzekła Lisa poklepując znacząco swój okrągły brzuszek. – Gdy raz próbowałam nauczyć się jazdy na łyżwach, więcej razy leżałam na lodzie, niż się ślizgałam.

– A Zeb oznajmił, że w tym roku pod żadnym pozorem nie wyjdę na ślizgawkę – powiedziała Hortense z westchnieniem. – Mówiłam, że nigdy w życiu nie przewróciłam się na lodzie, ale on odgrywa pana i władcę. Naprawdę chciałabym, aby zmieniono słowa przysięgi małżeńskiej i żeby to mąż obiecywał posłuszeństwo żonie. Byłoby to znacznie sensowniejsze.

– Ale mniej sprawiedliwe, moja droga – rzekła jej cioteczna babka Emily. – Kobiety mają swoje sposoby, by osiągnąć to, co chcą. Mężczyźni nie znają takich sztuczek. Więc przyrzekamy im posłuszeństwo, dając im w ten sposób poczucie władzy.

– A więc dlaczego nie będę jeździć na łyżwach? -zapytała Hortense.

– Możesz pomagać dzieciom przy wiązaniu łyżew, kochanie – rzekł jej mąż. – Albo dorzucać drew do ogniska i grzać się przy nim, podczas gdy nam będą marznąć nosy i palce u rąk i nóg.

– Nie mogę się już doczekać tych popołudniowych atrakcji – odparła Hortense przewracając oczami.

Musieli z tym wszystkim czekać aż do popołudnia. Choć księżna lubiła, gdy jej rodzina i goście dobrze się bawili, to jednak sama chciała organizować im rozrywki. Atrakcją miały być.dla nich koncert wigilijny i przedstawienie w pierwszy dzień świąt – najważniejsze zatem stały się teraz próby i ćwiczenia przed występem. Rano odbyły się próby wszystkich scen. Pokój muzyczny również był zajęty cały ranek. Poprzedniego dnia bowiem jej wysokość zauważyła, że właściwie nikt w nim nie ćwiczy, nazajutrz więc wyznaczyła swym muzykom godziny prób, nie licząc się z tym, czy komuś to odpowiada, czy nie.

Po południu jednak można było pojeździć na łyżwach. Na ślizgawkę wybierały się wszystkie dzieci, a także spora grupa dorosłych. Z plebanii przyszli Rosę i Bertrand Fitzgeraldowie. Ognisko i gorąca czekolada okazały się tak dobrym pomysłem podczas zbierania choiny, że postanowiono jedno i drugie powtórzyć.

Wyruszyli więc jak zwykle dużą i wesołą gromadą. Freddie i Bertrand dźwigali razem wielkie pudło z łyżwami. Zeb przerwał bitwę na śnieżki, krzycząc groźnie na dzieci, w tym na swoje bliźnięta, i ostrzegając je, że jeśli dotrą nad jeziorko mokre od śniegu, będą suszyć ubrania przy ognisku i tylko przyglądać się jeżdżącym na łyżwach.

Tak więc pochód posuwał się raczej dostojnie.

Jack szedł pod rękę z Juliana. Zaczął ją zabawiać opowieściami o Londynie, wybierając te, które nadawały się dla uszu młodej damy. Dziewczyna niewiele mówiła tego popołudnia, ale Jackowi nie przeszkadzało, że ciężar rozmowy spoczywa na nim. Przynajmniej mógł zająć czymś myśli.

Powinienem spędzać z nią więcej czasu – stwierdził. Choć często z nią przebywał, ciągle wydawało mu się, że ją zaniedbuje. Może było tak dlatego, że wciąż myślał o Belle i o tym, co zdarzyło się między nimi dziewięć lat temu. Zeszłej nocy znowu mu się śniła. Oparłszy dłonie na biodrach, z błyszczącymi oczami, pytała go pełnym pogardy głosem, czy uważa, że on jeden jest w stanie ją zaspokoić. I znowu poczuł na policzkach łzy upokorzenia, gdy wyciągnął do niej ręce i prosił, by przestała. Nie miał przecież doświadczenia – powiedział – oprócz tego, które zdobył przy niej. Co takiego robi źle? Co mógłby dla niej uczynić? Czy jest coś, co mógłby jej dać?

Dzięki Bogu, we śnie nie wszystko było tak jak w rzeczywistości – myślał teraz, jednocześnie rozmawiając z Juliana. Wtedy bez słowa wybiegł z domu.

– Byłaś z bratem, Fitzem i Rosę, kiedy sprawdzali lód i orzekli, że można na nim jeździć? – zapytał.

– Tak – odparła Juliana. – Oczywiście nie mieliśmy łyżew, ale pod nogami lód wydawał się dość gruby. Pokryty był jednak sporą warstwą śniegu.

– Śnieg został zmieciony ze ślizgawki na dzisiejsze popołudnie – rzekł i spojrzał na brata Juliany, który szedł przed nimi, trzymając pod rękę Rosę. – Chyba kroi się jakiś romans, a może tylko flirt – powiedział krzywiąc się. – Byłaś z nimi w charakterze przyzwoitki, Juliano? Jego siostra i twój brat? To musiało być deprymujące… dla nich.

– Wszystko było jak najbardziej niewinne – odparła szybko. – Nie zostali sami ani na chwilę. A Howard jest dżentelmenem. On… on by jej nie narażał na kompromitację.

Policzki Juliany zaróżowiły się od mrozu. Jack nie wiedział, czy nie zarumieniła się także z zakłopotania. Nakrył ręką jej dłoń.

– Nie mam co do tego żadnych wątpliwości – rzekł. -Tylko tak się z tobą droczę, Juliano. Gdyby Howard miał niecne zamiary, na pewno nie prosiłby ciebie i Fitza o towarzystwo. A prosił, jak rozumiem?

– Tak – odrzekła. – I przykro mi, że wróciliśmy tak późno. Ale Fitz… p-pan Fitzgerald chciał pójść nad jeziorko, potem Howard zaproponował, byśmy przespacerowali się do mostka, a zaspy były głębokie i nie mogliśmy iść szybko. Byłam przerażona, kiedy się zorientowałam, ile czasu nam to zajęło.

Już wczoraj bardzo go za to przepraszała. Jack nie miał jej za złe, że zniknęła. Przynajmniej mógł dojść do siebie po pierwszej próbie z Belle.

Nad jeziorko przybyli niemal ostatni. Kiedy tam doszli, kilkoro dzieci już grzebało w pudle z łyżwami. Ruby z energią, jakiej nie powstydziłaby się sama księżna, próbowała zaprowadzić porządek w tym chaosie, każąc wszystkim ustawić się w rzędzie, tak by mogła dobrać każdemu odpowiednią parę.

Te dzieci, które dostały już łyżwy, wołały mamy, by pomogły im przywiązać je do butów. Mamy natychmiast spieszyły na wezwanie. Davy, który pierwszy stanął na niedawno zamiecionym lodzie, próbował wzlecieć do nieba i od razu wylądował na pupie. Jego młodsi kuzyni, nie znający litości, wprost pokładali się ze śmiechu. Jednak zaraz potem spotkał ich podobny los i już nie było im wcale tak wesoło.

– Jutro wszystkich będą bolały ręce i nogi – zauważył Jack, gdy już dostał od Ruby parę łyżew i przymierzał je do bucików Juliany. – Idealne. Ale masz małą stopę! Pomogę ci je przywiązać.