Выбрать главу

Jack uśmiechnął się i jeszcze raz ucałował jej dłoń.

Lubił tę dziewczynę – a właściwie kobietę. W jakiś sposób przypominała mu jego babkę, i to nie tylko z wyglądu. Pomyślał, że dorosła bardzo szybko.

– Fitz jest szczęściarzem – powiedział. – Życzę ci jak najlepiej, Juliano. Z całego serca. Porozmawiam z moją matką i dziadkami. Z ich strony nie spotkają cię żadne przykrości ani uraza, obiecuję ci. Po prostu zaręczyny nie zostaną ogłoszone. Nikt nie będzie miał powodu się skarżyć, gdyż cała sprawa utrzymywana była w wielkiej tajemnicy. Albo przynajmniej tak myślą nasze matki. -Skrzywił twarz w uśmiechu.

Dziewczyna zagryzła dolną wargę, a potem uśmiechnęła się.

– Dziękuję ci, że byłeś taki dobry – rzekła. – Nie zasłużyłam na to.

A więc o to chodziło – pomyślał Jack, wiodąc Julianę do sali balowej i odpowiadając śmiałym spojrzeniem na domyślne uśmieszki kilku impertynenckich kuzynów. Prowadząc dziewczynę do rodziców, czuł, że jej ręka, wsparta na jego ramieniu, drży, lecz kiedy spojrzał w twarz Juliany, dostrzegł na niej stanowczość.

Skłonił się i przeprosił towarzystwo. Jego matka stała w grupie gości i rozmawiała. Jack poprosił ją na chwilę i razem z nią skierował się w stronę drzwi, w których pojawili się dziadkowie i już zdążyli dać znak do rozpoczęcia pierwszego tańca.

Dwie minuty później wszyscy czworo znaleźli się w bibliotece, a Jack podsuwał dziadkowi podnóżek.

– Zaręczyny nie zostaną ogłoszone – oznajmił bez żadnych wstępów. Babka właśnie coś mówiła na temat nieobecności gospodyni na balu. – Ja i Juliana nie zaręczymy się i nie pobierzemy.

Choć raz księżnej odjęło mowę. Książę zagulgotał- mogło to być kaszlnięcie. Matka Jacka gwałtownie usiadła na najbliższym krześle i rozłożyła wachlarz.

– Jack – powiedziała. – Jak możesz? Jak mogłeś to zrobić swej mamie, babci i dziadkowi?

– Oboje z Juliana uzgodniliśmy, że zerwiemy nasze zaręczyny, zanim zostaną oficjalnie ogłoszone – rzekł stanowczym tonem. – Chyba nie sądzisz, mamo, że zrobiłbym coś tak niegodnego i sam zerwał zaręczyny?

– Chodzi o Bertranda Fitzgeralda, jak mniemam -zadziwiająco spokojnie odezwała się księżna. – Zauważyłam, że ci dwoje bardzo dobrze się czują w swym towarzystwie. Bałam się, że mogą się w sobie zakochać. Holyoke nigdy nie zgodzi się na to małżeństwo. To głupia dziewczyna.

– Myślę, że nie, babciu – odparł Jack. – Zaczynam widzieć w niej całkiem zdecydowaną kobietę, która zdała sobie sprawę, że to jej własne życie i powinna sama nim pokierować.

– Ach, tak – rzekła babka z niespodziewanym zrozumieniem.

Matka natomiast znalazła chusteczkę i przyłożyła ją do oczu.

– Biedny Jack – zaszlochała. – Porzucony i zrozpaczony!

Jack cmoknął.

– Ani jedno, ani drugie, mamo – rzekł. – Powiedziałem ci, że to było uzgodnione. Chyba nie muszę wyjaśniać niczego więcej. Pozwól, że odprowadzę cię do sali balowej.

Kiedy jednak wszyscy już wstali, powiedział im jeszcze coś. Coś, co i tak kiedyś musiałby wyznać. Równie dobrze mógł to zrobić teraz.

– Na górze śpi dziewczynka – rzekł – która należy do naszego rodu. Jest twoją wnuczką, mamo. Jacqueline Gellee to moja córka. Moja i Belle. Chciałem, abyście to wiedzieli, ponieważ zamierzam uznać ją oficjalnie za swoje dziecko.

Niespodziewanie dla wszystkich tym razem książę przerwał ciszę, która zapanowała po tych słowach. I nie były to jego zwykłe pomruki, tylko pełne zdanie.

– Najwyższy czas, mój chłopcze – rzekł surowo. -Dziecko ma osiem lat. Należałoby włóczyć cię koniem za to, że tak długo zwlekałeś.

– Tak, dziadku – odparł Jack.

– I wydaje mi się, że jest jeszcze ktoś, do kogo powinieneś się przyznać – dodał jego wysokość.

– Tak, dziadku – zgodził się Jack.

Marcel zasnął, gdy tylko dotknął główką poduszki. Drugą noc z rzędu kładł się tak późno spać, a dzień pełen wrażeń wyczerpał go.

Jacqueline jeszcze nie spała, lecz nie skarżyła się z tego powodu. Isabella mogłaby zostawić ją i odejść. Jednak siedziała na brzegu łóżka, gładziła córeczkę po głowie, zadowolona, że ma wymówkę, by zostać w pokoju dziecinnym, podczas gdy wszystkie inne matki pobiegły, aby przygotować się do balu.

Nie chciała zejść na dół. Powiedziała to księżnej i jej wysokość nie nalegała. Goście będą zawiedzeni – rzekła – lecz droga hrabina tak ciężko pracowała nad tym wspaniałym przedstawieniem, że musi być bardzo zmęczona. Jeśliby zmieniła zamiar, z radością powitają ją w sali balowej. Naprawdę z wielką radością.

Księżna uściskała Isabellę i pocałowała ją w policzek. Jego wysokość sapnął i oświadczył, że to dla niego zaszczyt gościć ją w swoim domu.

To pradziadkowie Jacqueline – pomyślała, nieświadomie nucąc cicho jedną z kołysanek, które śpiewała dzieciom, kiedy były malutkie.

Jutro wracają do Londynu, choć zapraszano ich, by zostali dłużej. Marcel będzie zawiedziony, że już wyjeżdżają. Dziś cały dzień bawił się z innymi dziećmi nowymi zabawkami.

Rozległo się pukanie do półprzymkniętych drzwi pokoiku Jacqueline. Obie podniosły głowy.

– Jeszcze nie śpicie? – zapytał wchodząc do środka. To nie w porządku z jego strony – pomyślała Isabella.

Czy on nie rozumie, że tego wieczora już nie ma ochoty go widzieć? Wystarczy, że musiała z nim grać bardzo intymną scenę. Niezwykle trudno było jej myśleć o sobie jako Desdemonie, a o nim jako Otellu. Rzeczywistość wydawała się zbyt podobna i ta analogia wprost się narzucała.

– Nie – odrzekła Jacqueline. – Właśnie położyłam się do łóżka.

– Cóż. – Złożył ręce za sobą. – Widzę, że twoja lalka też jeszcze nie śpi. Może powinnaś ją utulić do snu.

Ależ doskonale wygląda – pomyślała Isabella, rzuciwszy spojrzenie na jego bladoniebieski aksamitny surdut, kamizelkę wyszywaną srebrną nitką, srebrzyste spodnie i koszulę z białego płótna i koronek. Kiedyś przychodził do niej po jakichś oficjalnych przyjęciach tak wspaniale ubrany, a ona zawsze wtedy uświadamiała sobie, jaka dzieli ich przepaść.

– Zaśpiewam jej kołysankę – powiedziała Jacqueline. – Widziałam pana z mamą na scenie.

– Naprawdę? – Uśmiechnął się. – A wiesz, że twoja mama jest największą aktorką w całej Anglii? I w całej Francji? To był dla mnie zaszczyt, że mogłem z nią wystąpić.

Nigdy przedtem nie chwalił jej gry. I mimo że zrobił to tylko dla jej córki, Isabelli zrobiło się cieplej na sercu.

– Jeśli zabiorę twoją mamę – zapytał – będziesz mogła zasnąć?

Jacqueline kiwnęła głową.

– Dokąd ją pan zabiera?

– Niedaleko. Będzie tu, gdy się rano obudzisz – powiedział.

– To dobrze. – Zamknęła oczy.

Zaraz jednak otworzyła je, uniosła rączki i nadstawiła usta do pocałunku. Isabella pochyliła się i ucałowała je. A wtedy Jacqueline – jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie – uniosła ręce w kierunku Jacka, chcąc, by on także ją pocałował.

Isabella patrzyła w jego oczy, gdy schylił się i pocałował dziewczynkę – ciepłe, czułe oczy. Wolałaby, aby tu nie przychodził. Nie chciała znowu doświadczać tego bólu. W ciągu ostatniego tygodnia zbyt wiele już wycierpiała -co prawda na własne życzenie. Sama przecież zdecydowała się tu przyjechać.

– Dobranoc, Jacqueline – powiedział miękko Jack.

Rozdział dziewiętnasty

Nie idę na bal – rzekła Isabella, kiedy wyszli z pokoju dziecinnego. – Jestem zmęczona. Pójdę do swojego pokoju. Dobranoc.