Выбрать главу

– A wynik?

– Prawie dwie i pół tony na cal kwadratowy.

W pomieszczeniu zapadła cisza przenikająca do szpiku kości. Pitt słyszał fale cicho pluszczące o kadłub.

– Macie tu kawę? – spytał.

Denver nie odpowiedział od razu, jego myśli nadał błądziły po tajemniczych głębiach oceanu. Odparł po chwili z widocznym wysiłkiem:

– Naturalnie. Na tym statku jest najlepsza obsługa kabinowa na świecie. – Zdjął z kuchenki stary, poczerniały czajnik i nalał smolistego płynu do powyginanych cynowych kubków. – Proszę bardzo, sir. Życzymy miłej podróży!

Zasiedli przy stole nawigacyjnym i ledwie spróbowali kawy, gdy otworzyły się drzwi i do kabiny wszedł Boland. Ubrany był w niezbyt czysty podkoszulek, powycierane dżinsy i rozdeptane buty. Pod pachą trzymał brezentowy worek z rzeczami Pitta. Podkoszulek dobrze ukazywał jego muskularne ramiona. Po raz pierwszy Dirk miał okazję dostrzec na jednym z nich tatuaż. Przedstawiał nóż przebijający skórę, z której kapała krew. Pod rysunkiem widniał napis: Prędzej utracić życie niż honor. Dirk był zaskoczony, zwykle jedynie bardzo młodzi albo bardzo pijani żołnierze ulegają urokowi tatuażu. Boland nie mieścił się w żadnej z tych kategorii.

– Wyglądacie obaj jakbyście właśnie dostali po premii – rzekł nowo przybyły. – Co się dzieje?

– Właśnie rozwiązujemy zagadki wszechświata – odparł Denver. – Proszę, masz okazję spróbować mojego słynnego na cały świat naparu.

Podsunął mu świeżo napełniony kubek. Boland wziął go, ale zamiast wypić, wpatrywał się w Pitta z zamyślonym wyrazem twarzy. Dopiero gdy Dirk spojrzał na niego, uśmiechnął się i uniósł kubek do ust.

– Jakieś ostatnie życzenia od starego? – spytał.

– Nic się nie zmieniło od czasu waszej rozmowy. – Denver potrząsnął głową. – Przy pierwszych oznakach niebezpieczeństwa w tył zwrot i z powrotem do Pearl Harbor.

– Jeśli będziemy mieli szczęście – dokończył Boland. – Żaden z zaginionych okrętów nie miał czasu nadać SOS, nie mówiąc już o ucieczce.

– Pitt i helikopter są naszą polisą ubezpieczeniową.

– Potrzeba czasu na rozgrzanie silnika śmigłowca. – Boland był w zdecydowanie złym nastroju.

– Nie tego – sprzeciwił się Pitt. – Mogę wystartować w czterdzieści sekund po przekręceniu iskrownika. – Wstał i przeciągnął się, bez trudu dotykając metalowego sufitu. – Mam tylko pytanko – rzekł. – Udźwig helikoptera to piętnaście osób plus pilot. Albo Navy dała nam załogę karzełków, albo nie mamy na pokładzie kompletu.

– Według normalnych standardów nie mamy kompletu – odparł Denver z uśmiechem i mrugnął do Bolanda. – Nie możesz o tym wiedzieć, ale „Martha Ann” nie jest takim starym trampem, na jakiego wygląda i nie potrzebuje licznej załogi głównie dlatego, że jest wyposażona w najnowszy i wysoko zautomatyzowany system centralnej kontroli praktycznie wszystkich urządzeń potrzebnych do pływania. Właściwie do tego celu w ogóle nie potrzebuje ludzi.

– A ta rdza na kadłubie?

– Najpiękniejszy kamuflaż, jaki można było wymyśleć – przyznał z dumą Denver. – Sprytny środek chemiczny. Kładzie się go jak farbę, a wygląda jak rdza. W południe, z odległości stopy nie zauważysz różnicy.

– Po co ta cała maskarada? – zainteresował się Pitt.

– Bo ten statek ma swoje zadania, o których nie wszyscy powinni wiedzieć – odparł Boland, siląc się na skromność. – Nigdy byś tego nie zgadł, patrząc na nią, ale jest dosłownie wyładowana sprzętem do podmorskiego ratownictwa.

– Zamaskowany statek ratowniczy – powiedział wolno Pitt. – To całkiem nowy i niegłupi pomysł.

– Maskarada przydaje się w sytuacjach, powiedzmy… delikatniejszej natury – uśmiechnął się Denver.

– Admirał Sandecker mówił mi o paru z nich. Teraz rozumiem, jak udało się wam tego dokonać.

– Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych – roześmiał się Boland. – Podnieślibyśmy „Andrea Dorię”, gdyby nam pozwolili.

– Przypuśćmy, że odnajdziemy „Starbucka”. Wówczas nawet przy całej automatyzacji nie zdołacie go podnieść, mając do dyspozycji tak nieliczną załogę – zauważył Pitt.

– To tylko przezorność – odparł Denver. – Admirał Hunter nalegał na szkieletową obsadę przy akcji poszukiwawczej, aby nie narażać większej liczby ludzi niż to niezbędne, w przypadku gdyby „Martha Ann” miała podzielić los poprzedników. Z drugiej strony, jeśli będziemy mieli szczęście i odnajdziemy „Starbucka”, a nie spotka nas nic złego, to ty przewieziesz tu helikopterem załogę ratowniczą i niezbędny ekwipunek.

– Sprytne – przyznał Dirk. – Choć spałbym spokojniej, mając uzbrojoną eskortę.

– Nie da się zrobić. – Denver smutno potrząsnął głową. – Ruski domyśliliby się celu naszej wyprawy, gdyby dowiedzieli się, że stary tramp płynie pod eskortą. Nie dość, że rano mielibyśmy na ogonie „Andrieja Wyborga”, to spalilibyśmy użyteczność „Marthy Ann”.

– „Andrieja Wyborga”? – Pitt pytająco uniósł brwi.

– Radziecki statek oceanograficzny zaklasyfikowany przez wywiad jako jednostka szpiegowska – wyjaśnił Boland. – Śledził poszukiwania „Starbucka” i od sześciu miesięcy kręci się po okolicy, szukając na własną rękę. Ryzyko jest spore, ale lepiej jest je podjąć niż mieć pewność utraty użyteczności tego starego pudła, a prawdopodobnie i samego pomysłu zakamuflowanego statku ratowniczego.

– Widzisz – dodał Denver – „Martha Ann” nie ma oficjalnie nic wspólnego z US Navy. Jest zarejestrowana jako statek handlowy będący własnością prywatnej amerykańskiej spółki i mamy zamiar utrzymać to tak długo, jak tylko się da.

– Czy marynarka nie jest trochę zaniepokojona faktem, że radziecki statek szpiegowski węszy tu samotnie?

– Nie jest sam. – Boland nagle spoważniał. – Mamy nadal cztery jednostki przeszukujące północny rejon. Obojętnie jak beznadziejnie sprawa by wyglądała, Navy nigdy nie rezygnuje, dopóki nie znajdzie śladów katastrofy lub wraku. Można to nazwać tradycją, ale gdy człowiek płynie po katastrofie statku, kurczowo trzymając się kawałka dechy, miła jest świadomość, że nic nie zostało pominięte, by go uratować… – Wypowiedź przerwało ciche pukanie do drzwi. – Wejść! – ryknął.

W progu pojawił się młody chłopak ubrany w rzeźnicką czapkę i błękitny, poplamiony kombinezon.

– Proszę wybaczyć, sir. Główny mechanik melduje, ze maszynownia jest w pełni gotowa, a bosman zawiadamia, że możemy w każdej chwili odcumować – zwrócił się do Bolanda, ignorując pozostałych.

– Dobrze. – Komandor spojrzał na zegarek. – Proszę im powiedzieć, że odpływamy za dziesięć minut.

– Aye, aye, sir. – Młodzieniec zasalutował i wyszedł.

– Nieźle! Jesteśmy gotowi czterdzieści minut przed czasem – uśmiechnął się Boland.

Pitt wstał, przeciągnął się i otworzył drzwi do sterówki. Powietrze było tu czyste i świeże.

– Przydzieliłeś Dirkowi kabinę? – zapytał Denver.

– Następna za moją jest zwykle wolna na wypadek wizyty jakiegoś VIP-a – uśmiechnął się złośliwie Boland. – W tym przypadku zrobimy wyjątek.

Dirk nie zareagował. Złośliwość tę puścił mimo uszu. Hunter dobrze to zaplanował, tworząc z nich trzyosobowy zespół. Ludzie o różnych temperamentach skazani na swoje towarzystwo i połączeni wspólnym celem, będą chcieli jak najszybciej go zrealizować, zamiast prowadzić spory. Drobnych tarć oczywiście nie da się uniknąć, ale nie zaszkodzi to efektywności zespołu. „Hunter to doświadczony, szczwany lis” – pomyślał Pitt. Podziwiał starego wilka morskiego za intuicję.

– Cóż, lepiej sobie pójdę – stwierdził z żalem Denver.

– Poślemy ci czasem widokówkę – pocieszył go Pitt.